sobota, 27 czerwca 2015

Wprowadzenie

Nazywam się Willow Evans i jestem uczennicą znanego brytyjskiego liceum Myths and Legends. Skąd się wzięła taka nazwa? Szczerze nie mam pojęcia, ale wydaje mi się, że syn dyrektorki był zafascynowany grą w LOLa... o ile nie sama dyrektorka?! -  Pozostawiam to jednak bez komentarza.
Od kiedy tylko pamiętam moje życie przypominało bajkę. Wspaniali kochający rodzice, którzy zrobiliby dla mnie wszystko. Dziadkowie. Piękny domek w zaciszu. Własny skuter. Dwa samochody. Mnóstwo kasy. Czego od życia chcieć więcej? Nigdy również nie narzekałam na brak przyjaciół - od zawsze ich miałam. Jednak nie na zawsze...
Kiedy przeprowadziliśmy się z rodzicami na dość bogate osiedle, już pierwszego dnia poznałam masę gburów i debili. Pomimo tego, że miałam niespełna 7 lat to i tak umiałam ich szufladkować i przyczepić im etykiety - Idiota - Nie podchodź! Już jako mała dziewczyna byłam w tym dobra.
Właśnie w tym miejscu poznałam moją bratnią duszę, moją najlepszą przyjaciółkę i wiedziałam, ze pozostanie nią do końca mojego życia. Jej urody nie można było opisać jednym słowem. Miała piękne, gęste blond włosy, które na domiar układały się idealnie. Żaden nawet nie śmiał wystawać od reszty. Jasna, delikatna jak płatek śniegu cera dodawała jej niewinności i piękna. Jej oczy natomiast stanowiły zagadkę zarówno dla mnie jak i dla niej samej. Przybierały różne barwy, zależy kiedy i z której strony spojrzało się na nie. Za dnia miały odcień niebiesko-szary natomiast pod wieczór przeobrażały się z zielonkawego na ciemno brązowe. A tym wszystkim niesamowite było to, że pomimo tego, że miała wszystko urodę, bogactwo, przyjaciół to nie była jak inne dzieciaki - rozpieszczona. Wprost przeciwnie zachowywała dystans do swojego majątku i była nad wyraz skromna. Kiedy ujrzałam ją po raz pierwszy byłam jeszcze zagubiona i ciężko mi było zrozumieć realia tego miejsca, wtedy ona podeszła do mnie i wyciągnęła swoją małą, bladą dłoń i szeroko się do mnie uśmiechnęła.
- Jestem Catrine. Możesz mówić na mnie Cat, będzie prościej. A Ty jak masz na imię?
To były pierwsze wypowiedziane do mnie słowa, które po dziś dzień mam w głowie i które odtwarzam sobie w każdej wolnej chwili. W tym dniu poznałam swoją bratnią duszę, moją gwiazdę rozświetlającą wszystkie mroki mojego życia. Poznałam moją najlepszą przyjaciółkę. Pamiętam jak wyciągnęłam do niej rękę i dałam zaprowadzić się do jej domu. Od razu przedstawiła mnie swojej rodzinie i chcąc nie chcąc bardzo mnie polubili. Catrine miała młodszego brata. Miał na imię Set i pomimo samej zasady, że młodszego rodzeństwa się nienawidzi, bo myślą, że wszystko należy do niech to ona taka nie była. Codziennie patrzyłam z jaką miłością traktuje brata jak robi wszystko, żeby czuł się dobrze. Nie wiem czy ja też bym tak potrafiła. Ta mała dziewczyna miała w sobie tyle cierpliwości, że nie jedna osoba by jej tego pozazdrościła. Seton - jej dwa lata młodszy brat również był dobrym i kochanym dzieckiem. Tworzyli takie rodzeństwo o jakim możemy przeczytać w katalogach, albo niejednych gazetach. Nazywali swoją dwuosobową grupę - Drużyną Pierścienia a ich hasło brzmiało:" Będąc razem wygramy wszystko! " Szybko wpisali mnie na swoją tajną listę i od tamtej pory byłam członkiem potężnej i niezwyciężonej dziecięcej grupy i właśnie od tego czasu moje życie stało się prostsze. Pomagali mi kiedy tylko ich o to poprosiłam, z resztą co tu dużo mówić, nie musiałam nic mówić a oni i tak wyczuwali, że mam problem i już pędzili do mnie ze wsparciem. Kochałam ich jak moją rodzinę... Oni byli moją rodziną. Czułam się jakbym znała ich od zawsze. Zanim przyjechałam do tego miasteczka, Cat przyjaźniła się z Naomi jednak ich drogi nieco się rozeszły. "Blondi" jak nazywaliśmy Naomi była dość rozpieszczonym dzieckiem i zawsze musiała mieć to czego w danej chwili zachciała. Catrine, Setona i Naomi też łączyła pewna więź, do czasu kiedy nie pojawiłam się ja. Od tej chwili, kiedy moja przyjaciółka nie patrzyła, Georgia (Naomi) dawała mi nieźle popalić. Czasami dręczyła mnie do tego stopnia, że zamykałam się w domu i potrafiłam płakać kilka godzin. Mój tata zawsze do mnie przychodził i starał się mi pomóc, ale co miałam mu powiedzieć.. hmm, może..
- Hej tatuś! Dopiero co się tu wprowadziłam a już niektórzy mnie nie nawidzą, choć nawet z nimi nie rozmawiałam. Fajnie, nie? 
Super sprawa i z góry przegrana. Choćbym górę starała się dla niej przenosić (a nie miałam takiego zamiaru) to i tak by mnie męczyła. Taki niestety był mój los. Albo ktoś mnie kochał albo nie-na-widził. U niej przeważało to drugie uczucie. Oskarżała mnie, że zabrałam jej najlepszą przyjaciółkę i że pewnego dnia mnie zniszczy. Próbowała wiele razy, ale nawet kiedy zabrakło przy mnie Cat to zawsze miałam Seta, który nie odstąpiłby mnie nawet na krok.
Co do naszych rodziców, okazało się, że szczwane bestie znały się od wielu wielu lat, jednak żadne nam o sobie nie mówiło. Sami zaplanowali to całe mieszkanie i spotkanie nic nam (dzieciom) o tym nie mówiąc. Tata Cat i Seta znał się od dziecka z moją mamą. Ich przyjaźń trwała do samego końca... Kiedyś obiecali sobie, że jeśli nie znajdą sobie drugiej połówki do 30 roku życia to wezmą ślub. Jednak zarówno mama jak i pan Chuck Sanderds kiedy byli na studiach odnaleźli swoją brakującą połówkę serca. Ich ślub odbył się w tym samych dniu i kościele, jednak o innej godzinie. Najpierw mieli wziąć go moi rodzice, gdyż pan Sanders nie miał wtedy pełnego zaufania do mojego taty i chciał go przypilnować, żeby się przypadkiem nie wymigał. Koniec końców wyszło tak, że mama spóźniła się na swój ślub i pierwszy ożenił się tata Cat. Podobno cała sytuacja było komiczna, ale mama nigdy nie chce żebym poruszała temat jej spóźnienia, dlatego nie pytam.
W sumie tak wyglądało w skrócie moje całe dzieciństwo - w bardzo "skrótowym skrócie". Wtedy liczyła się tylko zabawa, czas z spędzony z moją drużyną i rodzina. 
Wspólny czas z Cat wyglądał mniej więcej tak, że przychodziłyśmy razem ze szkoły i cały dzień siedziałyśmy na przemian w moim i jej pokoju. Jednego dnia nocka była u mnie drugiego u niej. Rodzice nawet się nie martwili bo wiedzieli gdzie nas szukać. Jak byłyśmy małe to nasza sąsiadka pani Moore przynosiła nam własnoręcznie wypiekane ciasteczka i książki które pisał jej mąż dla swojego syna Petera. Uwielbiałyśmy jego powieści bo było w nich tyle pasji i tajemniczości. Każda kolejna była lepsza od poprzedniej. Pochłaniałyśmy je tomami, w którymś momencie miałam ich tak dużo, że regał się zawalił, ale nie przeszkodziło mi to w tym, żebym nadal kolekcjonowała dzieła jego autorstwa. Co do Petera, to był to typ mózgowca i nudziarza. Nie ukrywał tego że mnie nie lubi ale też nie dawał mi tego aż tak bardzo odczuwać. Kiedy spojrzałam jak ukradkiem zerka na Cat widziałam, że chłopak jest nieszczęśliwie zakochany. Biedactwo. Catrine od zawsze podkochiwała się w Charliem. To było widać na kilometr, jednak kiedy miała szansę do niego zagadać i spróbować swoich sił, to zrezygnowała pozwalając swojej koleżance podrywać go na jej oczach. Co tu dużo mówić - była osobą bardzo cierpliwą i w ogóle nie zazdrosną. Kiedy byłyśmy starsze i zapytałam się jej, czemu najpierw dba o innych a później myśli o sobie, to zawsze odpowiadała to samo:
-  Jeśli to było mi przeznaczone, to znaczy, że tak musiało się stać. 
Z jej rozumowania wynika, że jeśli byłoby jej przeznaczone być z Charliem to pomimo przeszkód byłaby z nim. To tylko kwestia czasu, żeby się dowiedzieć... Jednak jej tego czasu zabrakło. Zginęła 30 czerwca mając nie z pełna 17 lat....
 Od tego czasu moje życie nie przypominało życia. Był to jeden wielki chaos, którego nie sposób było ogarnąć. Płacz, nieprzespane noce, koszmary, wszędzie jej widok i jej rzeczy. Mój pokój przypominał grobowiec. Wszystkie rzeczy, które położyła w wybranym miejscu nie były ruszane przeze mnie nawet kiedy sprzątałam. Pozostały nietknięte. To ona je tam zostawiła i tam powinny zostać. To była zasada panująca w moim domu. Nie wiem czy nawet można opisać co czułam kiedy dowiedziałam się o wypadku, spowodowanym przez pijanego kierowcę pierwszego dnia naszych wakacji. Wakacji, które miałyśmy spędzić wspólnie kiedy tylko wróciłaby od babci. W samochodzie oprócz niej byli jej rodzice i brat, choć to prawie niemożliwe, bo auto przypominało harmonijkę to jedyną osobą jaką przeżyła był on. Słyszałam równe wersje tego wydarzenia, ale żadna mnie nie obchodziła. W tym momencie ważne było to, że przynajmniej on przeżył i los nie odebrał mi drugiej najważniejszej mi osoby. Seton miał wtedy 15 lat, więc był niepełnoletni. O opiekę nad nim starał się jego wujek brat jego mamy, z którym wspólnie pracowała w Ochotniczej Straży Pożarnej. Opieka jednak nie zgodziła przyzna mu opieki nad piętnastolatkiem ze względu na słabą wówczas psychikę pana Nelsona. Bez namysłu mama wniosła papiery, żeby móc sprawować nad nim opiekę. Sąd się zgodził, papiery zostały zatwierdzone i podpisane, kurator nie wyraził przeciwwskazań i w ten sposób Set został moim bratem. Po tragedii myślałam, że będzie na tyle zamknięty w sobie, że nawet mi nie będzie chciał nic mówić, jednak on widział we mnie coś, czego ja nie dostrzegałam. Nie mówił wprost o swoich uczuciach. Pierwsze pół roku dużo rysował oddając w ten sposób wszystko co gra mu w duszy później jednak kiedy na urodziny dostał od moich rodziców aparat jego pasja zmieniała się i robiąc mnóstwo zdjęć wracał do chłopaka jakiego wcześniej pamiętałam. Podziwiałam go. Dla mnie nie byłoby chyba możliwe przejście od tragedii do pogodzenia się z nią, ale on to potrafił to ja też musiałam. Zaczęłam zapisywać się na jak najwięcej zajęć tylko po to, żeby bardzo mało czasu spędzać w swoim pokoju, gdzie były jej zdjęcia i rzeczy. Odizolowywałam się od innych poprzez: chodzenie na lekcje gimnastyki artystycznej, kółko redakcyjne gazetki szkolnej,  kurs hiszpańskiego i polskiego, klub miłośników książek, stowarzyszenie obserwatorów nieba. Wszystkie ukończyłam z wysokim wynikiem wręcz ujmę to tak: z wynikiem ponad normę. Do samego wieczora spędzałam czas w bibliotece gdzie chowałam się w najciaśniejszym kącie pomieszczenie i czytałam książki pana Moora, tak, żeby i Cat mogła je usłyszeć. Znajdowałam również czas, dla mojego Seta, który rozumiał mnie bez słów. Nie przeszkadzał mi jego wiek, gdyż był nad wyraz dojrzały. Obiecaliśmy sobie, że przetrwamy razem to cholerne życie i nie opuścimy się nawet na krok. Po tej jakże zacnej przysiędze zaczął czynić kroki w tym kierunku. Wybrał to samo liceum co ja i był w nim moim aniołem stróżem dzięki któremu nie bałam się wkraczać na głębokie wody. 
Moje życie biegło dalej, powoli, spokojnie i choć nie zdawałam sobie z tego sprawy popadałam w poprzednią rutynę zawalając się dodatkowymi obowiązkami aż przyszedł taki czas, kiedy i to było dla mnie za dużo i sięgnęłam po drastyczniejsze metody radzenia sobie z bólem i smutkiem. Moja zasada to: "Jak już masz zrobić coś złego - To zrób to porządnie". Tak też zrobiłam na cierpienie odpowiedziałam cierpieniem. Wieczorami kiedy nikt nie mógł mnie zobaczyć podciągałam rękawki mojej koszuli nocnej i robiła lekkie niewidoczne cięcia. Każde z nich oznaczało inne uczucie, które towarzyszyło mi po jej stracie. Moje metody nie trwały długo, gdyż przyłapał mnie na tym mój "brat" i wściekł się. Zaczął rzucać czym popadnie w podłogę i wydzierać się na mnie po czym siadał u podnóżek łóżka i łkał cicho przy moim ramieniu. Doskonale mnie rozumiał a ja rozumiałam jego. Pustka wypełniała nas od środka i rozsadzała nasze wnętrzności. Czułam w ustach gorzki smak przegranej z własną samotnością, kiedy wstał, pociągnął mnie za ręce i mocno przytulił do siebie. Poczułam znajome ciepło i ostry zapach jego ulubionych perfum. Było mi tak dobrze, bezpiecznie, że mogłabym tak trwać bez przerwy do końca moich dni.  Wtedy lekko odsunął mnie od siebie, pocałował w czoło i miejsca gdzie miałam przeciętą skórę i obiecał, że nikomu nie powie. Wtedy byłam już pewna, że zrobi wszystko, żeby mnie z tego wyprowadzić. Nie robiąc problemów i nie protestując pozwalałam, żeby pociągnął mnie w górę i uratował z potwornego świata w którym się zatracałam. Tego właśnie dnia przysiągł mi, że po raz ostatni widzę go płaczącego. Powiedział, że jeśli ma być moją opoką i wsparcie nigdy więcej nie uniesie się płaczem, choćby nie wiem co... 
I choć teraz nie ma ze mną Cat, wiem, że mnie widzi i dopinguje mnie z całego serca. Ona by nie chciała, żebym przegrała walkę o własne życie, dlatego nie mogę tego zrobić. Wszystkie moje działania podobnie jak Seta były skierowane dla niej! Dla naszej wspaniałej gwiazdki, której światło na tym świecie zgasło 30 czerwca...