środa, 31 sierpnia 2016

Rozdział III - część 1

*oczami Willow*
Nie mogłam się skupić na nauce, przez wydarzenia dnia dzisiejszego. Gdy zamykałam oczy, widziałam przed sobą obraz Naomi i jej zdenerwowanie na te dziewczyny. Widziałam, jak siedzi ze mną w samochodzie i mruży oczy kiedy w radiu leci piosenka ulubionego zespołu Cat. Pierwszy raz byłyśmy tak blisko pogodzenia i jednocześnie tak daleko. Bałam się to zepsuć dlatego zaproponowałam rozdzielenie się. To było głupie, jak patrzę na to z perspektywy czasu. "Trzeba było iść razem, skoro ona nie oponowała." powtarzałam bijąc się w pierś za swoją głupotę. To była okazja pojednania, którą spaprałam. Dodatkowo, sama myśl, że spędzę cały semestr z Cookiem i Peterem w jednej sali przyprawiała mnie o ból głowy. Złapałam się na tym, że znowu odleciałam i szybko mój wzrok powędrował z żyrandolu na zeszyt. Zapalona żarówka + osoba patrząca się na nią dłuższy czas = ślepota krótkotrwała. Nie widziałam żadnego zdania, słowa a nawet litery. Zamknęłam zeszyt od angielskiego i schowałam go do plecaka. "Jutro się pouczę" - pomyślałam. Czasami za dużo myślę...Kiedy pakowałam resztę rzeczy i sprawdzałam czy nie było nic zadane z hiszpańskiego i geografii drzwi do mojego pokoju się otworzyły.
- Cześć Set.
- Cześć Piękna. Zawsze wiesz, że to ja! Co mnie zdradza?
- Bo tylko Ty nie pukasz do drzwi, zabierając mi tym samym moją prywatność w mojej przestrzeni. W miejscu gdzie żyje, funkcjonuję i oddycham.
- Możesz oddychać, wcale mi to nie przeszkadza. - powiedział szczerząc zęby.
- Dzięki. - westchnęłam imitując ironię.
- Co robisz? - zapytał siadając mi na kolanach. Obrotowy różowy fotel na którym siedziałam wydał odgłos przypominający wołanie o pomoc.
- Próbowałam się uczyć. - rzuciłam pakując piórnik i wos do plecaka.
- Nie masz jutro wosu.
- Mam.
- Nie masz. - rzucił pewnie, a ja aż musiałam spojrzeć na plan.
- Faktycznie, nie mam.
- Zaoszczędziłem Ci bólu pleców. - mówił wypakowując mi książki.
- Set?
- Hmmm?
- Złaź, ze mnie, bo twój kościsty tyłek wbija się w moje uda!
- Aaaaaaauć! - złapał powietrze po czym przyłożył swoją rękę do piersi. - Ranisz mnie! Wcale nie mam kościstego tyłka! - wstał - Dotnij, jędrniutki jak...
- Nie będę dotykać ani nie chcę wiedzieć jaki jest jędrny.
- Twoja strata.
- Biorę to na klatę. - powiedziałam po czym zaczęłam się śmiać. - Zawsze swoim dziwactwem umiesz mnie rozbawić.
- To wrodzony talent, pielęgnowany od pokoleń.
- Jeden z twoich licznych.
- Proszę, nie komplementuj mnie tak, bo się zawstydzę. - powiedział rzucając się na łóżko. - Nigdy nie mogę wyjść z podziwu, czemu ono nawet po tylu latach jest takie miękkie?!
- Przyszedłeś tu, żeby rozmawiać o miękkości mojego łóżka. - rzuciłam wyłączając laptopa i biorąc do ręki książkę o mitologii greckiej.
- Nie, tylko nie czytaj przy mnie, bo poczuję się urażony i pominięty.
- Dobra. - odłożyłam książkę na bok, ale w zasięgu ręki.
- Dawno nie gadaliśmy. - powiedział już poważniej.
- Hmmm, dzisiaj w szkole w przerwie na lunch?
- Ale nie o takie gadanie mi chodzi ...
- Set, gadanie to gadanie. W każdej formie się liczy.
- Nie mówiłaś mi, że spóźniałaś się na historię, że broniłaś Naomi przed Cookiem, że wybiegłaś za nią do pani dyrektor choć nawet tam nie dotarłyście. Poza tym jest jeszcze sprawa, z przesiedzeniem całego semestru na dodatkowej historii dwa razy w tygodniu. Przecież to jakiś koszmar, totalnie sprzeczny z Tobą! Co się stało, że nie możemy już mówić o takich rzeczach szczerze, tylko muszę dowiadywać się o nich od osób trzecich?
- Och Set... - zaczęłam i usiadłam koło niego na łóżku. Spojrzałam mu w oczy i łzy same napłynęły mi do oczu. Przytuliłam się do niego a on mnie objął mocno w pasie. - Nie wiem co się ze mną dzieje i po co to zrobiłam. Wiesz, że nie chcę siedzieć na tej historii. Każdy wtorek i piątek będę miała zmarnowane dwugodzinnymi wykładami z których trzeba będzie później napisać pracę. To co siedzi w moim mózgu jest cięższe do ogarnięcia niż myślisz. I jeszcze ta sprawa z Naomi. Przecież ona mnie nienawidzi to nie wiem po co ja się tak staram.
- Willow! - odsunął mnie delikatnie od siebie po czym, pogłaskał mnie po policzku . - Jestem z Ciebie bardzo dumny, że pomogłaś Naomi, nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo. Chłopaki z drużyny Shana, chcą wystawić Ci pomnik za to, że cała kara spadła na Ciebie. Jeśli chodzi o panią dyrektor to wszystko z Shanem załatwiliśmy. Powiedzieliśmy, że nie dotarłyście, bo Naomi się nagle źle poczuła i zadzwoniłaś po jej mamę. - opowiadał a ja cała zapłakana wysłuchiwałam jego słów jakby one były moją deską ratunku, moim kołem ratunkowym które wyciągnie mnie z tego dna w jakim się obecnie znalazłam. Pociągałam nosem i ze łzami w oczach patrzyłam na jego twarz. Jak był zawstydzony, czesał dłonią swoje włosy, jak był zmartwiony pocierał ręką czoło, jak myślał ściągał brwi, że tworzyły jedną długą linię, jak nie wiedział co powiedzieć zagryzał dolną wargę a jak był zdenerwowany mocno zaciskał szczękę aż tworzyły mu się grudki na twarzy a na czole pojawiała się żyłka. Teraz jego twarz nie przypominała żadnych z tych min a może właśnie po trochu wszystkich. Za tą miną kryły się jakieś emocje, których nazwy nie byłam pewna. Troska?
- Dziękuję, nawet nie wiem co powiedzieć.
- Nie musisz nic mówić, tylko nie płacz. Bo przysięgam, że nie mogę patrzeć jak Ty płaczesz.
- Bo Ty też zaczniesz?
- Nie, bo wyprzytulam Cię na śmierć.
- Serio muszę płakać, żebyś mnie przytulił? - powiedziałam wracając już do siebie i ocierając łzy rękawem sweterka.
- Wyraź zgodę na piśmie a nigdy Cię nie puszczę. - dodał uśmiechając się.
- Czemu na piśmie?
- Bo jak Ci się znudzi, to będę miał na piśmie twoją zgodę na dozgonne przytulanie.
- Napiszę Ci taką zgodę.
- Trzymam za słowo. Will, mam jeszcze jedno pytanie.
- Wal śmiało. Jak już mówiłam biorę wszystko na klatę.
- Czy to prawda, że całowałaś się z Nate?
- Kto Ci takich bzdur naopowiadał? - byłam w takim szoku, że nie zdawałam sobie sprawy, że krzyknęłam. Nie zapanowałam nad emocjami. Wybałuszyłam tylko oczy i otworzyłam usta, żeby coś jeszcze powiedzieć ale nie mogłam. Tylko gapiłam się na Seta, a on gapił się na mnie. - Kto Ci to powiedział Setonie?
- Nate.
- Ależ to głupek! Nie słuchaj go. Nigdy bym się z nim nie umówiła a co dopiero mówić o całowaniu.
- Jesteś pewna? Był dość przekonywujący kiedy to mówił.
- Set! Chyba wiem kiedy się z kimś całowałuję. Nie wierzysz mi? - Patrzyłam się na niego jak głupia nie mogąc uwierzyć, że mi nie wierzy.
- Oczywiście że Ci wierzę , ja tylko ...
- Akurat.
- W! Wierzę Tobie a nie jemu. To ty jesteś najbliższą mi osobą i znam Cię prawie całe moje życie.  Zastanawiam się tylko dlaczego kłamał.
- Bo to kretyn, który miesza fantazje z rzeczywistością.
- Pogadam z nim jutro.
- Nie Set. Ja to zrobię. Ja z nim porozmawiam.
- Jak byś czegoś potrzebowała, zawsze jestem tuż obok a gdyby mnie nie było to dzwoń.
- Mam Cię na szybkim wybieraniu.
- No ja myślę. - uśmiechnął się szeroko i wstał. - Szybki prysznic i spać. Jutro mam fatalne lekcje.
- Set?
- Hmmm? - Odwrócił się stojąc już w progu. Podeszłam do niego i go przytuliłam.
- Już nic.
....
- Dzisiaj już poznaliście całą historię Królowej Elżbiety II, nie wiem jak tego dokonałem opowiadając wam to w przeciągu dwóch godzin. Kobieta miała bogaty życiorys i jeszcze żyje także temat nie jest do końca skończony. Przypomnicie sobie na jutro czas Past Simple vs Pas Continuous bo omawiamy postać z przeszłości mianowicie Guy`a Fawkes`a. Dziękuję to by było na tyle. Koniec lekcji. - powiedział Rogers po czym nie wstając nawet z ławki na której przycupnął. - No ruszać się, przerwa jest a ja chcę w końcu zjeść lunch z moją żoną. Nie widziałem się z nią od poprzedniej przerwy. Zacząłem tęsknić. - rzucił zbierając rzeczy z biurka. Spojrzałam na niego z szerokim uśmiechem na ustach, gdy mówiłam - Do widzenia!
- Willow zaczekaj chwilkę! Mam do Ciebie sprawę. - zagadnął Rogers kiedy wychodziłam. Poprosiłam Charliego, żeby poczekał na mnie przy stolikach a sama skierowałam się w stronę wychowawcy. Bałam się, że zacznie temat dodatkowej historii. - Willow potrzebuję pomocy.
- Oczywiście , niech pan tylko powie co mam zrobić!
- Oooch! - krzyknął zadowolony, unosząc ręce w górę! - Liczyłem na taką odpowiedź! Willow musisz jechać ze mną dzisiaj na miasto. - powiedział i spojrzał na mnie. Sama byłam ciekawa co moja mina mogła wyrażać, bo gdy patrzyłam na Anthonego tego twarz natychmiast rozpromieniała. - Nie! Willow TY zboczeńcu! Chcę , żebyś pomogła mi wybrać prezent dla żony na naszą rocznicę ślubu. Chciałem poprosić twoją mamę, ale ostatnio jest zapracowana a ona poleciła Ciebie. Powiedziała, że macie podobne gusta.
- Z chęcią pomogę coś wybrać.  W sumie może być zabawnie jechać na zakupy ze swoim wychowawcą.
- Zabawnie dopiero będzie jak Harry do nas dołączy.
- Oj to już chyba mieszanka wybuchowa!
- Będzie bombowo! Poza tym ja nie jestem twoim wychowawcą. - potrząsnął przecząco głową. - No dobra, jestem! Ale czuję się jakbyśmy byli rodziną, czyli prawie taki wujek Henry, tylko, że Anthony, nie?
- Zaczyna robić się dziwnie wujku-Anthony, wychowawco - Rogers.
- O której kończysz lekcje?
- Po 7 - ostatni mam hiszpański .
- Kto cię uczy? Zwolnię Cię jeśli zaistnieje taka potrzeba. - Spojrzałam na niego jak na idiotę. Już dawno nie miałam hiszpańskiego, ale bez przesady.
- Zapomniałem, że tylko ja uczę hiszpańskiego w tej szkole. No to co? Zwalniamy całą klasę?
- Nie mieliśmy hiszpańskiego od tygodnia.
- Taa... dość często mnie ostatnio nie było. No dobra, 30 minut i wio na miasto.
- Mnie pasuje. - powiedziałam uśmiechając się i gdy chciałam już wychodzić, wujek-wychowawca zatrzymał mnie.
- Jeszcze jedno W. nie podpadaj tak Cook`owi, bo już Ciebie nie uratujemy. Nie będziesz całego semestru siedziała na historii, kara zmniejszona do 24 godzin. To wyjdzie jakoś 2 miesiące. - Błagałam siebie, świat, Boga, żeby nie kłamał, żeby to nie był głupi żart, bo to by odebrało mi całą radość życia i nadzieję, na odzyskanie wolności! - Mówię poważnie - uśmiechnął się - Nie rób minki zbitego psa. Willow to i tak 24 godziny. Mam nadzieję, że po tych  2 miesiącach wrócisz na moje lekcje normalna o ile w ogóle można tak powiedzieć, po takiej dawce historii do mózgu.
- Dam radę, wrócę i wszystko panu opowiem po tym czasie.
- Absolutnie, wtedy nie waż mi się do mnie przychodzić, pod karą uwagi do dziennika za nękanie! A teraz marsz za przerwę do chłopaków!
Wybiegałam z klasy cała w skowronkach. Od razu pobiegłam do Charliego, żeby powiedzieć mu o tym. Stał tyłem oparty o filar i gadał z Shanem. Pod wpływem emocji wskoczyłam mu na plecy a on nawet nie drgnął.
- Rogers zmniejszył karę do 24 godzin. Tylko 2 miesiące dodatkowej historii z Cook`iem. Czy to nie brzmi jak smak wolności?
- Lepiej się pilnuj i nie zgrywaj bohaterki, bo wlepi Ci kolejne 24 i przekiblujesz cały semestr. - powiedział Charlie niewzruszony, jakbym w ogóle nie siedziała mu na plecach.
- E tam! - zakrzyknął Shane - Trzeba się cieszyć, nie wszyscy mają tak dobrze. Inni siedzą z nim całe życie. No popatrzcie na tego biednego Petera. - spojrzał na kogoś za nami.
- On jest jego psem z wyboru. - rzucił Charlie.
- Nie mów tak o nim. - odrzekłam, bo w głębi duszy pomimo zdenerwowania czułam litość w stosunku do Petera.
- To szuja. Wszystko co usłyszy donosi Cook`owi. On ma oczy i uszy szeroko otwarte.
- Racja - przyznał Shane.
- Może się zmienił.
- Willow o ty naiwna istoto. Jak Ty  przetrwałaś w tym brutalnym świecie pełnym zakłamania i bezduszności, gdzie nie liczy się lojalność i przyjaźń a za bycie naiwnym i łatwowiernym ginie się od ciosu najbliższych.
- Charlie?
- Hmm?
- Nie jestem naiwna!
- Do dobra, może nie, ale łatwowierna już owszem
- A to nie to samo? - zapytał Shane
- No właśnie w tym rzecz że tak, ale łatwowierny ładniej brzmi.
- W sumie.
- Słyszałam to chłopaki! Tak nadal siedzę na twoich plecach jakbyś nie zauważył i podduszam Cię rękoma, jakbyś nie poczuł.
- Nie przeszkadza mi to, wręcz mogę powiedzieć, że to jest dość przyjemne. - Chciałam zejść, ale trzymał mnie za nogi.
- Ty masochisto! Nie chcę brać w tym udziału.
- Dobra ludziska, spadam na hale. Jutro już jest mecz!
- Koty do boju! - Krzyknął Charlie na cały korytarz a wszyscy zebrani przy stolikach mu wturowali. Scena przypominająca dosłownie High School Musical. Ale Shane nie wyglądał jak Troy a Naomi nie zachowywała się jak Gabriella. Wśród uczniów siedzących na ławkach zauważyłam jak Ethan obejmując Natalie gada z Setem. Stali bokiem więc mogli nas widzieć. Zamiast prosić Charliego, żebyśmy do nich podeszli, stwierdziłam, że się wyspryce i do nich pomacham. W końcu kto nie zobaczy dziewczyny siedzącej na plecach chłopakowi? No jednak nie zauważyli a ja puszczając Charliego skazałam się na upadek. Znaczy nie na ziemię, ale prawie. Moje czoło wisiało tuż nad powierzchnią podłogi. Nie wiem jak to się stało, ale trwało to dosłownie sekundę.
- Will żyjesz? - zapytał zmachany Charlie. - Ale mnie przestraszyłaś. Myślałem, że zaryjesz głową w podłogę, ale byś glebnęła.
- Teraz dopiero widzę, świat do góry nogami. Nie miałam wcześniej okazji.
- Cieszę się, że to właśnie mnie wybrałaś żebym Ci towarzyszył w tej ważnej dla Ciebie chwili, ale jak ktoś szybko Cię nie zdejmie to nie tylko przywitasz się z podłogą ale i złapiesz z nią bliższy kontakt. - Set! - krzyknął Charlie. - Pomożesz mi, mam pasażera na gapę.
Set podszedł nieświadomy o co chodzi. Widziałam tylko jego nogi na moim wyimaginowanym suficie. Ale jazda.
- Nawet nie pytam Willow, co Ty robisz w takiej pozycji. Chyba nie chcę wiedzieć.
- Ta wiedza mogłaby Cię zabić. - dodałam kiedy wziął mnie na ręce żeby mnie zdjąć z pleców bliźniaka. - Tak lepiej. Zdecydowanie. -kręciło mi się w głowie, ale było zdecydowanie bardziej komfortowo, poza tym Set pachniał tak ładnie. - Odstaw mnie już. - posłuchał mojego polecenia, ale chyba jeszcze nie doszłam do siebie bo napływ krwi do mózgu wywołał takiego rollercostera w mojej głowie, że z powrotem wylądowałam w jego ramionach.
- Ładnie pachniesz . - przyznałam.
- Nowe perfumy.
- Nie wiedziałam, że masz taki gust.
- To prezent.
- I Ty mi wyrzucasz , że ja Ci nic nie mówię. - obruszyłam się i stanęłam na własnych nogach choć wiedziałam, że próbuje mnie jeszcze podtrzymać.
- Nie było wcześniej okazji.
- Fajnie.- rzuciłam sarkastycznie -  Dobra Charlie, idziemy. Musimy jeszcze pogadać z Natem.
- Pogadamy w domu.
- Set, załatw sobie transport albo zadzwoń do taty, bo ja dzisiaj mam plany na południe.
- Plany? Nic wcześniej nie wspomniałaś.
- Nie było okazji. Charlie, spadamy.
- No trzymaj się ziom!
- Wzajemnie. - panowie  popukali się po plecach jak to na prawdziwych mężczyzn przystało i każdy udał się w swoją stronę.
....
 Nate stał jedną nogą oparty o ścianę i przeglądał coś w telefonie. Złapałam, głęboko oddech i próbowałam się uspokoić, żeby nie przywalić mu przy pierwszych wypowiedzianych przez niego słowach. No dobra, nie wiem czy bym miała tyle śmiałości, w końcu nie codziennie bije się kogoś po twarzy. Wdech i wydech. Dobra, jestem spokojna. Podeszłam do niego.
- Proszę państwa świat się kończy skoro sama Willow Evans przyszła do mojej skromnej osoby.
- Nate przestań!
- Jak zawsze promienna i radosna, kiedy mnie widzi.
- Nate, jestem już wystarczająco zdenerwowana.
- I do tego ten uśmiech. Dałbym się za niego pokroić.
- Zaraz Cię uderzę.
- I rzuca tymi ciepłymi, pełnymi miłości słowami.
- No i sam tego chciałeś. - podniosłam rękę, żeby uderzyć go w ramię, ale nie tak po przyjacielsku, tylko z całej petary. Stwierdziłam, że to będzie lepsze niż uderzanie go w twarz, w końcu nic takiego tragicznego się nie stało. Uderzenie w twarz zostawiłam na inną okazję. Kiedy chciałam go trafić , złapał mnie za rękę , więc wyciągnęłam drugą, ale za nią też mnie złapał. Zrobiłam najgroźniejszą minę na jaką mnie było stać, ale on się tylko śmiał z mojej bezsilności. Zanim następnym razem natrę na kogoś, wezmę przyspieszony kurs samoobrony a może boksu? Taaa boks, brzmi dumniej. Na moje nieszczęście korytarzem szedł Cook, znajdując nas w takiej pozycji miał pretekst, żeby nas ukarać.
- Panno Evans. Widzę, że nie wystarczy Ci uciekanie z historii, olewanie moich zajęć, spóźnianie się na nie to jeszcze musisz na złą drogę sprowadzać, mojego ukochanego ucznia. W imieniu swoim i pani dyrektor skazuję Cię na karę....
Boże, nie, nie nie! Wymigałam się od niej a teraz znowu. Normalnie ja to mam jakiegoś cholernego pecha. Modliłam się o 2 tygodnie! Proszę dwa tygodnie. I nagle usłyszałam głos Nata :
- Rób to co ja a wyjdziesz na tym dobrze. - przytaknęłam. Wszystko było lepsze od historii!!!! Niespodziewanie Nate, jedną ręką złapał mnie w tali a drugą położył na plecach, delikatnie pochylił i pocałował mnie. Chciałam się wyrwać, ale on trzymał mnie mocno. - Robię to, żeby Ci pomóc. Zaufaj mi.
Nie lubię Nate, ale muszę przyznać, że to było takie przyjemne. Ma takie miękkie wargi i tak przyjemnie pachnie. Dotknęłam jego ramion i włosów. Po ramionach rozpoznałam, że musi chodzić na siłownię a po włosach, że dba o nie lepiej niż Cornelia Bell. Nie wiem ile trwał nasz pocałunek, ale chyba wystarczająco długo, bo Cook zakaszlał. Nate, odsunął mnie lekko od siebie, spojrzałam na niego a on szeroko się uśmiechnął.
- Profesorze, nie chce się wtrącać w pana dyscyplinę, ale nie chcę, żeby ukarał pan Willow, ponieważ my się tylko droczyliśmy ze sobą.  Tak naprawdę to świetnie się dogadujemy a kara powinna spaść na mnie, ponieważ nie mogę wytrzymać minuty, bez patrzenia na nią. Wygląda tak pięknie jak się złości. Jeśli chce pan ukarać za uczucie miłości do drugiej osoby, to chcę wziąć całą winę na siebie.
- Nate, oczywiście, że nie dostaniesz kary. Widocznie źle zinterpretowałem intencję panny Evans. Mam tylko nadzieję, że Willow nie sprowadzi Cię na złą drogę, wręcz przeciwnie że nawróci się przy Tobie na tę właściwą.
- Pracujemy nad tym. - rzucił Nate do Cook`a.
- Tylko nie przesadzajcie z tą czułością, tu jest szkoła! - odrzekł Cook i skierował się w drugi koniec korytarza.
- Dobra przemowa. - zagaiłam, kiedy oboje się otrząsnęliśmy z tego co przed chwilą zaszło.
- Dziękuję. Dobrze całujesz.
- Dziękuję, ale nie przyzwyczajaj się. To się drugi raz nie powtórzy.
- Zobaczymy.  To o czym chciałaś pogadać?
- Już o niczym.
- Tak właśnie myślałem. - puścił oczko, jakby to wszystko zaplanował. Przymrużyłam oczy i pokiwałam tylko głową. - Willow, skoro, już znamy się troszkę lepiej może chciałabyś wpaść na urodziny Natalie?
- Nie, to nie jest raczej dobry pomysł.
- Będzie fajnie, zobaczysz. Nalegam, szczególnie, że jakby to nie patrzeć jesteś moją dziewczyną.
- Nie jestem!
- Mam powiedzieć o tym Cook`owi? - zaśmiał się.
- To jest szantaż.
- Proszę! To tylko jedna impreza. Rozerwiesz się trochę, poza tym będzie Set i Ethan. Nie będziesz musiała sama przebywać w moim towarzystwie, poza tym klub jest całkiem spory, może nawet na siebie nie wpadniemy.
- Zastanowię się i dam Ci znać.
- Czekam na to. A teraz może jakiegoś buziaka zanim pójdę na historię.
- Nie mam mowy!
- Cook byłby uszczęśliwiony widząc Cię na swojej dodatkowej historii... - nawet nie zdążył dokończyć kiedy dałam mu szybkiego buziaka w usta i poszłam. - O wiele lepiej, ale jeszcze to przećwiczymy.

czwartek, 25 sierpnia 2016

Rozdział II - część 3

*oczami Naomi*
- Po co za mną leziesz? - odepchnęłam ją zdenerwowana. - Nie potrzebuję twojej litości.
- To nie litość, wyluzuj. - dodała szybko. - Chcę tylko pomóc i poprzeć Cię u Baker, skoro Shane i Charlie nie mogą tu być.
- Nie potrzebuję pomocy. Lepiej wracaj, bo skończysz gorzej niż ja.
- Nie słyszałaś? Cały semestr, może być gorzej? - zapytała śmiejąc się. Kurde, chyba też się uśmiechnęłam bo zmienił się jej wyraz twarzy. "Bądź twarda powtarzałam sobie! Ona nie jest tego warta. ". Przestałam się uśmiechać i ruszyłam przed siebie.
- Poczekaj! - nie dawała za wygraną. Nie znoszę takich ludzi!!!
- Czego TY znowu chcesz? Mam już Ciebie dosyć więc gadaj i daj mi spokój!
- Chciałabym , zgłosić Cię jako kandydata na przewodniczącego szkoły.
- Cooo? - szczena mi opadła. Ona zgłosić mnie? Co to ma być? Jakiś charytatywny gest? - Nie potrzebuję twojego zgłoszenia! Jakbym chciała to bym się sama zgłosiła.
- Wiem, ale nie chcę żebyś tego robiła! Osoba zgłoszona przez "przeciwnika" - słowo przeciwnik wzięła w przysłowiowy cudzysłów, ale wydawało mi się to niepotrzebne. - dostaje na starcie 100 głosów.
- I co z tego? Myślisz, że aż tak ich potrzebuje? Że bez nich nie dam sobie rady wygrać?
- Nie, nie o to mi chodzi!
- Słuchaj ja już dobrze wiem Ty mała spryciulo o co Ci chodzi.
- Nie odpuszczę!
I kiedy miałam już wybuchnąć, zadzwonił telefon z domu opieki. Wiedziałam, że jeśli dzwonią w środku zajęć to nie wróży nic dobrego. Przeniosłam wzrok z wyświetlacza na Willow. Sparaliżował mnie strach, który przeniósł się widocznie na mimike mojej twarzy bo Evans dotknęła mojego ramienia.
- Wszystko w porządku?
- Muszę to odebrać. - Odeszłam parę kroków dalej i wcisnęłam "zielony telefon".
- Halo, Naomi jesteś tam?
- Tak, czemu dzwonisz  o tej porze. Mam zajęcia.
- Wiem, ale coś się stało! Musisz tu przyjechać, bo nie wiem co zrobić! - płakała do telefonu.
- Junifer, nie pieprz tylko mów co się stało!
- Pacjentka ma jakiś atak, upadła i nie wiem co mam zrobić! Przyjedź szybko!
- Boże, Junifer, co jej jest? Padaczka? Astma? Skurcze? Który pacjent?
- Twoja podopieczna ...- zapadło milczenie, które było dla mnie jak czekanie na wyrok. Nie zdawałam sobie sprawy, ale zaczęłam płakać, bo Willow do mnie podeszła i objęła mnie ramieniem.
- Sheila. - załkała- Przyjedź tu, szybko! Bo ona umrze!
- Będę najszybciej jak się da! Sheila ma cukrzyce. Zbadaj jej cukier i jak będzie miała za duży to podaj zioła, które są w jej szafce a jak ma za mały to kankę czekolady, ale tylko jedną! - powiedziałam szybko biegnąc korytarzem. - Już do Ciebie jadę!
Rozłączyłam się i biegłam. Nie zwracając uwagi na nic. Po prostu biegłam do utraty tchu. Kiedy byłam już na parkingu, przypomniałam sobie, że przyjechałam dzisiaj z Cornelią i zostawiłam kluczyki w jej torbie!
- Cholera! Cholera, nie teraz! - krzyczałam spanikowana. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że biegnie za mną W.
- Naomi, co się stało?
- Nie teraz Will, nie teraz. - o Kurde, pierwszy raz powiedziałam do niej tak uprzejmie, co wzbudziło w niej jeszcze większy strach.
- Podwiozę Cię, gdzie tylko będziesz chciała! - dodała idąc za mną.
- Daj sobie spokój.
- Proszę, nie bądźmy rywalkami, chociaż ten jeden raz. - zaproponowała a ja przytaknęłam z bezradności.
Kiedy wsiadłyśmy do jej samochodu, nie pytała o nic za co byłam jej wdzięczna. Poprosiłam ją żeby wysadziła mnie przed salonem fryzjerskim, bo nie chciałam , żeby wiedziała gdzie idę. Zaproponowała, że na mnie poczeka a ja z braku sił przytaknęłam.
Jak przyjechałam na miejsce sytuacja miała się dobrze. Sheila siedziała w swoim fotelu bujanym i piła napar z ziół. Jak zawsze opowiadała swoje ukochane żarciki i humor jej nie opuszczał. Podeszłam do niej i zapytałam się o jej samopoczucie, pogłaskała mnie po policzku i powiedziała, że czuje się dobrze.  Zbadałam jej cukier po raz kolejny i był w normie, ale przerażenie w głosie Junifer zostało w mojej głowie. Znalazłam ją w portierni pijają melisę i podtrzymywaną przez Clary.
- Tu jesteś! Wystraszyłaś mnie nie na żarty, czy ty nie przeszłaś kursu pierwszej pomocy i szkolenia? Nie wiesz co masz robić w takich sytuacjach? Miałaś pełną kartę pacjenta i wiedziałaś co jadła, piła i kiedy chodziła do łazienki Sheila! Czy to mało?
- Przepra-aaszam. - wydukała w odpowiedzi spuszczając oczy.
- O doprawdy? - odpowiedziałam zrzędliwie - Jesteś nieodpowiedzialną małolatą, która naraziła życie mojej podopiecznej! Chciałam, żebyś zastąpiła mnie w tygodniu, bo wydawałaś mi się najbardziej odpowiedzialna! Jakby coś jej się stało .... - to by była tylko i wyłącznie twoja wina Naomi dokończyłam w myślach. Przecież to tylko i wyłącznie moja wina. Powinnam tu być w czasie długiej przerwy, ale przejmowałam się tą głupią historią. To niedorzeczne!
- Naomi... - zaczęłam Clary
-Wiem. Przepraszam, nie powinnam krzyczeć. - powiedziałam i odwróciłam się w stronę salonu, gdzie wszyscy pacjenci patrzyli prosto na nas. - Junifer, gdzie była Pam i Neila?
- Mu- musiały gdzieś wyjść. Powiedziały, że to pilne i nie będzie ich góra godzinę.
- Naomi, usiądź. - pogłaskała mnie po włosach Clary. - Zaparzę Ci melisskę i zaraz będziesz jak nowo narodzona.
- Nie Clary, nie mogę. Muszę zadzwonić do Pam i pogadać z nią o jej zachowaniu. Nie mam czasu na melissę. Przykro mi, że widzimy się w takich okolicznościach i na tak krótko. Przyjadę jutro na swoją zmianę, tylko pójdę upewnić się czy Sheili nic nie jest. Dałam jej buziaka w czoło i poszłam.
Gdy tylko wyszłam z budynku zauważyłam idącą chodnikiem Pam i Neile. Obydwie wychodziły z salonu fryzjerskiego naprzeciwko. Kiedy mnie zobaczyły przystanęły zaskoczone.
- Co Ty tu robisz? - zapytała Pam zdziwiona.
- Co ja tu robię? Co TY tu robisz, kiedy powinnaś teraz siedzieć z pacjentami i im pomagać. Takie jesteście mądre, żeby zostawić świeżą z tyloma staruszkami? Jakbyście nie widziały, to Sheila miała atak! Umarłaby, gdyby nie Junifer i Clary!
- Georgia, nie widziałyśmy... - powiedziała przestraszona
- O serio? W ogóle gdzie wy polazłyście? Do fryzjera w czasie waszej zmiany?
Zawiesiły głowy i wpatrywały się w chodnik jak małe dziewczynki czekające na karę od nauczyciela.
- Muszę to zgłosić do dyrekcji i oni zobaczą co z wami zrobić. Tu się nie toleruje takiego gówniarskiego zachowania.
- Naomi....
- Nawet nie zaczynaj, nie mam zamiaru i czasu wysłuchiwać twoich wyjaśnień. Teraz obydwie macie tam iść natychmiast i siedzieć do końca waszych zmian! Gdy coś się jej stało, wina padłaby na was i tak powiem dyrekcji.
 Odprowadziłam je wzrokiem a później wzięłam głęboki oddech. Odgoniłam strach i przerażenie a także napływające do oczu łzy bo to nie był czas i miejsce na nie. Podeszłam do samochodu Willow obawiając się, że mogła usłyszeć moje krzyki na ulicy. Nawet gdy tak było nie dała po sobie nic poznać. Włączyła radio z którego popłynęła muzyka ukochanego zespołu Cat, obydwie zanurzyłyśmy się we wspomnieniach.
Kiedy wjechałyśmy na parking trwała właśnie druga dłuższa przerwa. Wiele licealistów wyszła na zewnątrz, żeby spędzić te 15 minut, poza budynkiem szkoły. Postawiła swój samochód na na tyłach szkoły, jakby czytała mi w myślach, że nie chcę, żeby ludzie widzieli nas razem. A może właściwie to ona tego nie chciała? Wszystko jedno, ważne że tylko kilku uczniów palących jointy nas widziało. Pewnie jak wrócą do siebie zapomną o tym i nie będzie plotek.
- Może powinnyśmy...
- Rozdzielić się?
- Tak. - dodała spuszczając głowę. - Sprawdzę, czy nie zostawiłam czegoś  w samochodzie. Nie czekaj na mnie.
- Jasne. - odpowiedziałam kierując się w stronę głównego wejścia. Historia się skończyła i pewnie Cook siedzi już u dyry. Mam przesrane podwójnie a skoro gorzej być nie może to urywam się z reszty lekcji. Chciałam wyjść  gdzieś z Shanem, ale zabolało mnie to w jaki sposób rozmawiał z Emmą i to, że Willow musiała przeze mnie mieć karę choć to on jest moim chłopakiem. Z drugiej strony nie chciałam żeby jej ponosił a Willow się należała za wszystko co mi zrobiła. Czy to wszystko w ogóle ma sens? Co ja robię ze swoim życiem? Sama tego nie rozumiem, ale będę brnęła w to dopóki nie postawię na swoim . Usiadłam na schodach, i przeczesałam burzę blond loków. Moje dłonie zatrzymałam na policzkach a łokcie oparłam na udach. Po prostu siedziałam i czekałam aż ten cholerny dzień minie. Nie miałam dokąd pójść, wszystko mnie przerastało. Nagle zauważyłam czarne, wyniszczone od ciągłego chodzenia conversy. Ich właściciel, stał przede mną i wyciągał do mnie rękę. Wiedziałam do kogo należały.
- Naomi. - powiedział ochoczo Set - Czy byłabyś tak kochana i .... poszła byś ze mną na waxy?
- Myślałam, że nigdy o to nie zapytasz. - odpowiedziałam zadowolona podając mu rękę, żeby pomógł mi wstać. - A tak przy okazji, to muszę kupić Ci nowe buty, te są już totalnie zjechane.
- Dlatego wybrałem właśnie Ciebie mój modowy mentorze.

wtorek, 2 sierpnia 2016

Rozdział II - część 2

*oczami Shana*
Wieczorem próbowałem dodzwonić się do Naomi, bardzo chciałam z nią o czymś pogadać, jednak przywitała mnie poczta. Z racji tego, że następnego dnia, miałem być zwolniony z 4 pierwszy lekcji z powodu treningów, postanowiłem dać sobie na luz i odpuścić i historię. Poszedłem więc do Charliego.
- Siema brat. - powitał mnie zanim otworzyłem drzwi.
- Mogę? - zapytałem, nie chcąc mu przeszkadzać.
- Po co pytasz, skoro i tak wejdziesz? - zaśmiał się Charlie. (Nie zawsze wchodzę , naprawdę!)
- Bo jestem człowiekiem pełnym kultury.
- Weź już tak nie żartuj , bo nie skończę tego do rana.
- Co tam tworzysz? - Zapytałem podchodząc bliżej i przebijając się przez wielką głowę brata. Spojrzałem na monitor.  - No pięknie. Moje zdjęcia z Naomi. Po co je przerabiasz?
- To jestem ja gamoniu!
- To wiele wyjaśnia. Serio, przestraszyłem się, że byłem takim flakiem w te wakacje. - dodałem rozbawiony, rzucając lotką w tarczę.
- Ha ha ha. No ale Ty ostatnio jesteś zabawny. Nawet nie zapytasz się po co to robię?
- Bo jesteś psychopatą , który próbuje ukraść mi dziewczynę? - nawet się nie zaśmiał, tylko pokręcił głową.
- Typowe.
- Po co robisz ten kolaż? - zapytałem po 10 punktowej wygranej w rzutki z .... samym sobą.
- Bo Naomi, ma urodziny w tym tygodniu i stwierdziłem, że nigdy nie dostała ode mnie .... takiego czegoś.
- Nie musisz mi przypominać że ma urodziny. - powiedziałem z wyrzutem , bo naprawdę doskonale o tym wiedziałem. - Poza tym nigdy nie dałeś jej  takiego prezentu, bo wystarczy że ma zdjęcia ze mną. Przecież wyglądamy identycznie.
- Boże, nie mów tak! Poczuję się urażony, że jestem tak brzydki.
- Idiota.
- Ciota.
- Idę.
- Ok.
- Serio, idę!
- Ok.
- Jutro historia, zacznij się uczyć.
- Martw się o siebie.
- Nie idę jutro na historię.
- Jak chcesz, ale esej musisz oddać.
- Ja pierdole. - krzyknąłem i wybiegłem z pokoju.
- Nie ma za co. - krzyknął zza drzwi.
Wbiegłem do pokoju, odpaliłem komputer i włączyłem program do notatek. Siedziałem i siedziałem nie mając pojęcia jaki jest temat pracy.
- Historia XX wojny światowej . - wrzasnął zza ściany.
- Taa, wiedziałem.
- Jasne.
- .... - zapadło milczenie, które zaraz wypełnił jego głos.
- Najlepiej będzie jak zaczniesz od metryczki.
- Jasne! Metryczka.
- Później walnij krótki wstęp o czym będziesz pisał.
- Jasne, wstęp. - notowałem wszystko, bo nie ufałem swojej pamięci krótkotrwałej. Już się przekonałem o jej krótkotrwałym działaniu.
- Po wstępie, kilku-akapitowe wyjaśnienie.
- Taaa...
- No i walniesz ciekawe podsumowanie i już.
I już - pomyślałem w duchu. Siedziałem i patrzyłem w monitor, czekając, że może mój brat zaoferuje pomoc, ale tego nie zrobił. Wpadłem na genialny pomysł i zacząłem pisać.....
....
-  Naomi! - krzyknął Charlie na szkolnym korytarzu. Pomimo tego, że szła z "przyjaciółkami" , natychmiast się odwróciła i poczekała na nas, dając znać reszcie, żeby szły bez niej.  Sprzedała Charliemu buziaka w policzek a mnie.... o dziwo też.
- Heeej chłopaki.
- Heeej Skarbie, liczyłem na coś lepszego niż buziak w policzek.
- Nie dzisiaj. Do później nocy siedziałam nad tym powalonym esejem i tak nic nie napisałam.
- Spokojnie, Shane też nie. -  powiedział bliźniak i z udawanym współczuciem poklepał ją po ramieniu.
- Skąd to możesz wiedzieć?
- Shane, jestem twoim bratem jakbyś zapomniał. Wszytko od dziecka robiłem za Ciebie.
- Racja. To jest wytłumaczenie.
- Masz. - dał mi kilka kartek papieru. - To chyba najkrótszy esej jaki napisałem, ale serio, już byłem zmęczony.
- Napisałeś za mnie esej. - powiedziałem nie kryjąc pewnego rodzaju wzruszenia. - Czemu go napisałeś? - o co chodzi? Gdzie jest haczyk?
- Nie ma haczyka, po prostu nie chciałem, żebyś upokorzył się przy klasie, po ostatnim razie. Jakbyś tego nie oddał, to byś nie pojechał na zawody. - powiedział , nie patrząc mi w oczy. To było urocze, muszę przyznać.
- Dzięki Chy. - podszedłem i zmierzwiłem jego bujną czuprynę.
- No to tylko ja nie będę miała. A mogłam być dziewczyną Charliego! - powiedziała unosząc ręce do góry w błagalnym geście. - Dlaczego, trafił mi się ten farciarz a nie jego mądry brat? Oj głupia ja! - dodała udawanym bólem.
- Twój farciarz, zaraz załatwił Ci esej. - powiedziałem obejmując ją ramieniem.
- Nie wezmę twojego, bo Charlie ma racje, nie pojedziesz na zawody.
- Nie chodzi o ten od Charliego. Tego bym nie oddał za żadne skarby. - powiedziałem patrząc czule na brata który tylko pokiwał głową ze śmiechem.
- To co napiszesz mi do 5 lekcji?
- Ja nie, ale ktoś już to zrobił. Oooo Emma Kochanie! - zawołałem za dziewczyną z klasy A.
- Shane. - powiedziała rumieniąc się. Kurde, serio nie jestem takim draniem, ale no zależało mi na dobrej ocenie. - Mam coś dla Ciebie.
- Oj, nie mów, że napisałaś? Nie spodziewałem się tego. - powiedziałem udając zażenowanie. - Myślałem, że nie dasz rady, choć kurde, jesteś przecież najlepsza. - zerknąłem na Naomi, stała przewracając wymownie oczami.
- Oj Shane.. - dodała czerwona jak buraczek. - Proszę. - podała mi pracę. Była obszerna. Postarała się dziewczyna. Było mi głupio, że tak ją wykorzystałem, więc wyciągnąłem portfel.
- Emm, 150 wystarczy?
- Shane, schowaj to bo się obrażę.
- Serio, Emm.
- Zrobiłam to co chciałam, poza tym nie miałam nic lepszego do roboty.
- Skoro, tak to mam lepszy pomysł. Może po prostu kiedyś wyjdziemy na kawę po szkole, co Ty na to? - zaproponowałem, nie zwracając uwagi na Naomi, która westchnęła głośno, żeby zauważyć jej obecność.
- Pewnie, to będzie najlepsza zapłatą.
- Dobra, to dziękuję. A na ten czas mogę tylko sprzedać Ci buziaka w ramach podziękowania. - no i pocałowałem ją w policzek, zbijając pione.
- No pięknie, wszystkie tak bajerujesz? - zapytała z ledwo słyszalną zazdrością. W sumie jakby nie patrzeć Emma była fajną dziewczyną, do pogadania i do popatrzenia, może gdyby nie Naomi, to dzisiaj byłaby moją dziewczyną? Nie , dobra, wyobraźnia podziałał. Nie byłaby.
- Oj N.! Jeszcze mi podziękujesz jak dostaniesz 5!
- Mam Ci dziękować że idziesz na kawę z inną? Pfff, dzięki!
Szliśmy po korytarzu witając się ze wszystkimi, nawet z niektórymi nauczycielami. Kochałem tę szkołę, tych ludzi i ten klimat! No, może z wyjątkiem historii na którą czas nieubłaganie zmierzał.
.....
- Anderson, dostajesz 1. - powiedział Cook, szukając w dzienniku jej numerka.
- Coo? - krzyknęła Naomi a razem z nią 10 innych osób.
- Nie co tylko, słucham.
- Słucham? - krzyczała dalej.
- Dlaczego? - zapytałem.
- Carter, pomimo twojej miłości do panny Anderson, proszę o pohamowanie swoich emocji.
- Ja tylko chciałem.
- Chcesz dostać uwagę? Twoją karą będzie kolejny tydzień na dodatkowej historii w każdy wtorek i piątek.
- No i świetnie, jednak pan nadal nie odpowiedział na moje pytanie, dlaczego? - dodałem.
- Kolejny tydzień, lepiej się nie odzywaj, bo zaraz  wyjdzie, że przesiedzę z Tobą cały semestr. - Jeszcze tego brakowało. Nie mogłem kiblować cały semestr, bo muszę jeździć na zawody.
Kiedy już miałem stanąć w obronie Naomi, po raz kolejny do klasy weszła zdyszana Willow. Popatrzyła na klasę i uśmiechnęła się do mnie. Zrobiłem jej miejsce i usiadła koło mnie, choć mogła wybrać siedzenie z Natanem. Powitała mnie bezgłośnie i powiedziała do Cook`a znajomą regułkę.
- Przepraszam za spóźnienie profesorze, ale coś mnie zatrzymało.
- Dwa tygodnie na dodatkowych zajęciach, bez spóźniania się.
Nic się nie odezwała , tylko pokiwała głową jakby miała zaraz powiedzieć "Świetnie" . Gdy chciałem wrócić do tematu, Cook najwyraźniej czytał mi w myślach i powiedział.
- Skończyłem na jedynce panny Anderson, który to ty masz numer. I nie Carter, nie wybronisz jej! - dodał, gdy już wstawałem, żeby coś powiedzieć. - Siadaj na krześle i nie podnoś się do końca lekcji, bo dodam kolejny tydzień kary a o ile dobrze wiem za 3 tygodnie są zawody.
- Nie wiedziałem, że sor jest fanem footballu - Krzyknął Tyler z końca klasy. Wszyscy zaczęli się śmiać. Dzisiaj mieliśmy akurat jedyną godzinę w tygodniu, kiedy zajęcia odbywały się ze wszystkimi uczniami ze szkoły.  Chciałem usiąść z Geogrią ale podsiadła mnie Cornelia a z Charliem usiadła Clary z jego klasy. Jednak koniec końców siedziałem z Willow, co było równie fajne. Ostatnimi czasy, bardzo ją polubiłem, nie żywiłem do niej żadnej urazy, choć pewnie Naomi, życzyłaby sobie, żebym nie był dla niej miły. Siedzie z nią było miłym odetchnięciem od codzienności, bo zawsze potrafiła zripostować Cook`a cokolwiek ten nie powiedział i te jej śmieszne bezgłośnie "wypowiedziane" słowa. Co jakiś czas zerkałem na moją miłość, ale ona wydawała się  nie zwracać uwagi na mnie. Jedynie co to napisała mi sms`a : "Już nic nie mówi, proszę." Wiedziałem, że nie chce, żebym przesiedział cały mecz w sali historycznej.
- Nie muszę być fanem, żeby wiedzieć, że gwiazda naszej szkoły i dodatkowych zajęć gra. W końcu ile to już Shane przychodził z rodzicami prosić o przepustkę. Tym razem nie ugnę się nawet pod rodzicami więc już nic nie mów! - No więc siedziałem i nie odezwałem się ani słówkiem kiedy Cook wstawiał jedynkę. Nagle spostrzegłem, że W. podnosi rękę.
- Sorze mam pytanie.
- No proszę Evans, czyżby związane z XX wojną?
- Tak! - potwierdziła W.
- To pytaj! Jestem ciekawy, co wymyśliłaś.
- Dlaczego? - zapytała W.
- Dlaczego co?
- Dlaczego Naomi dostała jedynkę? - zamarłem. Seryjnie zamarłem. Nie wiedziałem co powiedzieć i Naomi widocznie też, bo popatrzyła tylko na nią całkowicie zbita z tropu. O kurde. Każdy wiedział o tym że Naomi i Willow się nienawidzą a po drugie, że Cook nienawidzi Willow. Teraz tylko czekałem na wybuch obojga. Widziałem wściekłe spojrzenie N. kiedy patrzyła na Will gdy już doszła do siebie. Kiedy Cook miał się odezwać dając karę zajęciową odezwał się Charlie.
- Dlaczego? - spojrzałem znacząco na niego, a on był nie wzruszony. Zaraz za nim odezwał się Nate.
- Dlaczego? - po nim Tyler
- Dlaczego? - zaczęły dobiegać pytania kolejnych osób.  Byłem z nich dumny. Sam nie mogłem nic powiedzieć a każdy chciał pomóc na tyle na ile się dało. Wiadomo, że nie weźmie wszystkich na zajęcia, w końcu zabrakło by sali.
- Sama jej nie napisała! - wybuch w końcu nauczyciel.
- Skąd taka pewność - dopytywała zaciekle W.
- Bo jest za głupia na tak dobrą pracę! - oburzył się profesor a ja nie wytrzymałem. Wstałem, ale razem ze mną inni.
- Ta głupia dziewczyna. - zaczęła Naomi żałośnie. - ma swój honor i wyprasza sobie takie zachowanie. Idę z tym do pani dyrektor i zaraz zobaczymy, czy jestem za głupia, żeby sie wybronić. Wstała wzięła swoje rzeczy i wyszła. Zacząłem się pakować. Chciałem wyjść, ale W. mnie zatrzymała i wybiegła za nią.
- Evans cały semestr na zajęciach! - okrzyknął swoją najgorszą karę , która była dla W. jak wyrok.