wtorek, 27 grudnia 2016

Rozdział III - część 2

*oczami Seta*
O podwózkę do domu poprosiłem Charliego, zgodził się natychmiast.
- Charlie, wiesz może gdzie wybyła W?
- Rogers poprosił ją, żeby pojechała z nim na miasto i wybrała jakiś prezent dla jego żony na rocznicę ich ślubu. Podobno miał z nimi jechać Harry, ale w końcu nie wiem czy się zabrał.
- Poprosił Willow? To troszkę dziwne.
- A ile razy my prosimy go o pomoc? - zaśmiał się Charlie.
- Racja, to wydaje się być uzasadnione.
- Chyba nie pokłóciliście się z W?
- No właśnie nie wiem! Ona ostatnio nie jest sobą. Wczoraj powiedziała, że nie całowała się z Natem a dzisiaj widziałem ich na korytarzu. Razem. Całujących się.
- Żartujesz? Niemożliwe, Willow nawet go nie lubi.
- Czyli Ciebie też pewnie oszukuje.
- Przestań, widocznie miała swoje powody, żeby się z nim całować.
- Co? To myślisz, że ona całuje facetów, bo ma jakieś powody, a nie z uczucia?
- Jeśli chodzi o Nata to na pewno. Serio, stary, chyba widzisz jak ona się w stosunku do niego zachowuje.
- Może się tylko z nim droczy.
- No może tak! Tobie się nic nie da przetłumaczyć. Znasz ją dłużej ode mnie a wiesz o wiele mniej! Trzeba umieć dobrze słuchać.
- Wiem o niej wszystko! Nawet kiedy dostała pierwszego okresu!
- Bleee, to było obrzydliwe!
- Nawet takie rzeczy wiem.
- Stary, ja nawet nie wiem o co chodzi z tym okresem, bo mieszkam z bratem i niech tak zostanie. Wiem że to słowo nie wróży nic dobrego.
....
Kiedy wszedłem do domu, promiennym uśmiechem przywitała mnie Lena. Zdjęła swoje okulary i wstała z kanapy, żeby mnie wyściskać.
- Dobrze, że już jesteś kochanie! Czekałam na Ciebie z nadzieją, że zjesz ze mną ciepły obiadek. Wiesz jak nie lubię jeść sama.
- Jestem padnięty, wygłodzony i spocony po wf.
- To weź szybki prysznic a później zejdź na obiad.
Po 15 minutach byłem już za dole. Przy stole czekał na mnie talerz wypchany po brzegi jedzeniem. Chyba wzięła sobie do serca to że jestem wygłodzony. Opowiedziałem jej nowinki ze szkoły. Wyglądała na bardzo zaciekawioną i zmęczoną. Teraz dopiero zauważyłem podkrążone oczy, które zawsze były pełne blasku.
- Jak się dogadujesz z Ethanem?
- Jest dobrze. W sumie widzimy się na każdej przerwie a jak nie na każdej to przynajmniej na 6 spośród 7. Czasami daję mu trochę prywatności z Natalie.
- To jego dziewczyna?
- Hmm... - zamyśliłem się przez chwilę. Nie potrafiłem określić rodzaju ich znajomości. Raczej nie można było tego nazwać związkiem, ale na pewno jakaś więź ich łączyła. Przynajmniej Ethan tego bardzo chciał. - Ethan bardzo chce, żeby tak było.
- Rozumiem. To ona zaprosiła Cię na urodziny?
- Tak. Mamy dobry kontakt, w sumie widzimy się na każdej przerwie więc raczej na pewno pójdę.
- No to super, że już poznałeś tyle osób. Tylko nie zamykaj się w kręgu swoich znajomych, pamiętaj jeszcze o kolegach z klasy.
- Wiem, wiem. Z nimi też jest spoko. Na lunchu przysiadam się do nich. W końcu należę do mózgowców.
- Mój Ty kochany mózgowcu. - powiedziała czule Lena mierzwiąc mi włosy. - Gdzie zgubiłeś W.?
- Uciekła w stronę zachodzącego słońca.
- Z Natem? - zapytała z nadzieją w głosie Lena
- Z Rogersem i Harrym.
- Racja. Wkopałam ją w to. Trochę mi jej żal, ale nic się jej nie stanie jak zaczerpnie trochę kultury i sztuki. Anthony mówił, że zabierze ją do jakiegoś muzeum. Oby tylko to przeżyła, bo inaczej zabije mnie, że ją w to wkopałam.

 Tymczasem u Willow
- Wujku? - zagadnęłam a w odpowiedzi usłyszałam i Harrego i Anthonego.
- Taa, zapomniałem. To ty jesteś wujkiem. Ja tylko wychowawcą. - powiedział smutny Rogers.
- Będziesz moim wujkiem numer 2.
- Niech będzie, jak to mówią : "Biorę co dają".
- A więc wujkowie. Nie chcę nic mówić, ale jutro jest szkoła. Jest godzina...
- Jeszcze młoda. - dokończył Harry.
- Prawda, ale panów obowiązkiem jest tylko gadanie tego samego każdej klasie a moim zapamiętywanie i notowanie, waszych bezcennych słów, więc jakby nie patrzeć ja mam trudniejszą robotę.
- Kochana, nawet nie wiesz jak ciężko ją wykonywać na kacu. - Zwrócił się do barmanki. - Jeszcze jedna kolejka.
- Tony, Willow ma racje. Mamy już prezent, więc powinniśmy wracać.
- Ech, ta młodzież, nie umie się bawić.- westchnął - Rachunek poproszę.
.....
*Oczami Seta*
Po zjedzeniu obiadu z Leną, odrobiłem zadania z matmy i wybrałem się do pobliskiego muzeum motoryzacji, gdzie pracował znajomy taty. Zawsze po śmierci rodziców ciągnęło mnie do tego miejsca, ale bałem się, że przez nie wspomnienia powrócą. Od czasu pogrzebu odwiedziłem to miejsce 2 razy, za pierwszym obawiałem się tych wszystkich składanych mi kondolencji, nie chciałem ich słyszeć bo wówczas nie mogłem się pogodzić z taką stratą. Teraz jest już znaczenie lepiej ... lżej. Jednak nigdy już nie nie będzie takie samo. Na miejscu tak jak się spodziewałem powitał mnie wspomniany znajomy i jak zawsze uchnął do zwiedzającej grupy, także nie musiałem płacić za przewodnika. Zawsze tak robił i za każdym razem mu za to dziękowałem. Pomimo, że znałem historię niektórych maszyn na pamięć, zawsze coś mi umykało i za każdym razem mogłem uzupełnić te ubytki. Gdy zbliżał się koniec oprowadzania, przewodnik pokazał nam nowy nabytek. Nigdy wcześniej go nie widziałem. Na pewno nie był eksponatem, gdyż był na niego po prostu za młody. Chwilę później przyszedł kierownik, przedstawił się i powiedział, że samochód pomimo swojego wieku jest w dobrym stanie, dlatego aby utrzymać jedno z nielicznych muzeów motoryzacji w tym kraju są zmuszeni go sprzedać. Wsiedli do samochodu i przedstawili pracę silnika. Działał bez zarzutów. Podali również cenę i zapowiedzieli, że niedługi pojawi się on na licytacji, gdyż chcą za niego jak najwięcej się da. Po wycieczce ugadałem kierownika i pozwolił wsiąść do samochodu i co wyda się śmieszne czułem, jakby był przeznaczony tylko i wyłącznie dla mnie. Otworzyłem maskę i widziałem pracę jaką bym musiał włożyć, żeby doprowadzić go do stanu idealnego jednak miłość wymaga poświęceń. Środek był bez zarzutów, to surowe wnętrze starego mustanga napawało mnie duma i jeszcze większa chęcią posiadania go na wyłączność. Po oględzinach zapytałem właściciela ile myślą zdobyć pieniędzy za ten samochód, jednak suma jaką usłyszałem powaliła mnie z nóg.
- 350,000 dolarów.
- Ta suma pozwoli na utrzymacie i odnowę eksponatów.
- Set, ta suma pozwoli na wiele więcej. Jednak spodziewamy się znacznie mniejszej kwoty. Wydaje nam się, że równa granica sięgnie nie więcej niż 100, 000 dolarów, jednak i to jest zadowalająca suma. Po prostu rozmawialiśmy ze znawcami w tym temacie i 350.000 to kwota dla prawdziwych kolekcjonerów.
Z ogromnym smutkiem po raz ostatni spojrzałem na mój niedoszły samochód i uścisnąłem dłoń kierownika.
- Życzę powodzenia i mam nadzieję, że dostaną panowie za niego jak najwięcej pieniędzy, bo jest wart każdej ceny.
- Dziękujemy i trzymaj się chłopie.
- Do wiedzenia.
 Po drodze do domu poszedłem do sklepu z biżuterią i chyba to była najgłupsza rzecz jaką mogłem zrobić. Chodziło o dobór prezentu dla Natalie. Chciałem, żeby był wyjątkowy, w końcu to przyszła dziewczyna mojego najlepszego przyjaciela poza tym moja dobra kumpela. Jednak wyzwanie jakie sobie postawiłem przerosło moje możliwości pod każdym względem. Stałem przed gablotami i wpatrywałem się głupio w każdy kawałek metalu. W końcu z troską na twarzy podeszła do mnie ekspedientka.
- Może mogę w czymś pomóc? - powiedziała nie kryjąc śmiechu.
- Tak zdecydowanie. Sytuacja jest komiczna, bo miałem tu przyjść z siostrą żeby mi doradziła prezent, ale koniec końców przyszedłem sam. Teraz wiem, że to było głupie.
- Niech pan tak nie mówi. Zaraz coś ku temu zaradzimy. - uśmiechnęła się promiennie.- Zacznę od podstawowego pytania: Jaką kwotę chciałby pan przeznaczyć na ten prezent?
- Ech, tego też nie wiem. Nie chciałbym, żeby ta osoba pomyślała, że kupując coś drogiego chcę jej zaimponować czy coś, ale też żeby nie było odwrotnej sytuacji. - westchnąłem.
-  Koleżanka?
-  Z klasy i mogę nawet pokusić się o słowo przyjaciółka.
-  No dobrze. Skoro bliższa koleżanka, proponowałabym bransoletkę. Nie jest tak zobowiązująca jak naszyjnik czy pierścionek, które raczej jednoznaczne są  wyznaniem uczuć. Z kolei uważam, że kolczyki są strzałem dla mężów kupujących prezent żonom. Co pan powie .... - zaczęła się rozglądać dopóki nie wyjęła delikatnej złotej bransoletki. - na tą. Jest złota a nie pozłacana, dobrze wykonana. Zawieszka ma kształt kończynki. Wyjątkowo modnej w tym sezonie. Dodatkowo, koło zapięcia znajduje się możliwość wygraderowania kilku znaków, jednak to już na zamówienie.
-  Jeszcze  nikt nigdy z taką precyzją nie przedstawił produktu. Podoba mi się, jednak odpuszczę ten grawer, gdyż może go źle zinterpretować.
- Oczywiście. Chce pan dzisiaj kupić czy woli pan sięgnąć po radę siostry?
- Zdam się na pani gust i wezmę dzisiaj.
- Zapakować na prezent?
- Poproszę.
Kiedy sprzedawczyni pakowała prezent dla Natalie w oko wpadła mi jeszcze jedna błyskotka z tego sklepu. Kupiłem też ją , gdyż wydawała mi się równie wyjątkowa jak osoba której chciałem ją dać. Po 30 minutach byłem już w domu. Wchodząc przywitał mnie piękny zapach kolacji.
- No nareszcie jesteś. - powiedział Jack. - Już się niecierpliwiliśmy.
- Przepraszam. Telefon się rozładował i nie mogłem sprawdzić godziny.
- Martwiłam się. - dodała Lena wchodząc do kuchni. Obdarowała mnie buziakiem i postawiła gorącą herbatę na stole obok mojego talerza.
- Mówiłem, że wychodzę, bo muszę kupić prezent dla Natalie.
- Racja, zapomniałam. Oczywiście, że mówiłeś. Byłam zajęta i później zapomniałam. - przyznała się Lena.
- Co jej kupiłeś? - zapytała siedząca  przy stole Willow.
- A nic szczególnego, tylko bransoletkę.
- Pokażesz?
- Yyy.. ale to naprawdę nic takiego.
- Pokaż to ocenię. Jestem dziewczyną znam się na tym. - naciskała Willow. Wyjąłem z kieszeni pięknie opakowane pudełeczko, które delikatnie otworzyła. Widziałem blask w jej oczach. Spodobała jej się. A zawsze powtarzała, że takie bajery jej nie kręcą. Ściemniara.
- Bardzo ładna. - rzuciła po chwili. Odłożyła delikatnie do pudełka po czym podała mi je.
- Cieszę, się, że Ci się podoba. Miałem poprosić Ciebie o pomoc, ale Rogers mnie uprzedził i musiałem sobie sam poradzić.
- Nieźle Ci to wyszło. - powiedziała między gryzami sałatki. - Też mam do Ciebie sprawę. Bo tak się składa, że wybieram się na tę samą imprezę i wiesz, Ty lepiej znasz Natalie.
- Zaprosiła Cie?
- I tak i nie. Skomplikowana historia. To co pomożesz?
- Pewnie, jak skończymy jeść to pogadamy. W ogóle to Jack my się cięgle mijamy i nie mamy okazji pogadać. Jak w pracy?
- Dziękuję, że pytasz Set! W końcu kogoś to interesuje. Dzisiaj na przykład miałem bardzo ciekawą sprawę. Mój klient....
- Tato proszę...
- Kochanie nie przy kolacji, wszyscy są zmęczeni.
- Ehh, widzisz Set, nawet przy jedzonku nie można porozmawiać o pracy.
- Umówiliśmy się. Zero pracy przynoszonej do domu.
- Pamiętam, ale sprawa była naprawdę śmieszna.
- Jack...
- Ja skończyłem jeść, więc chętnie się dowiem o co chodzi w tej sprawie. - zaproponowałem uczciwie. Chciałem polepszyć stosunki z Jackiem, chciałem go bardziej zaangażować w swoje życie. Brakowało mi kontaktów z rodzicami a szczególnie z ojcem. Nagle odczułem potrzebę, żeby stworzyć z nim więż, która choć troszkę mogła by zastąpić ubytek w sercu. Widziałem jakim cudownym ojcem jest dla Willow i opiekunem dla mnie. Byłem ciekaw, czy podziela mój zapał do motoryzacji.
- Oczywiście. Z miłą chęcią jeśli naprawdę to Cię interesuje opowiem. - powiedział nie kryjąc uśmiechu.
- Willow, jaki prezent doradziłaś Tonemu dla Nell? - przerwała naszą rozmowę Lena nie kryjąc ciekawości.
- Wyręczyłaś się mną to teraz Ci nie powiem.
- O nie bądź taka. - dodała zachęcająco Lena.
- Pod warunkiem, że ostatni raz zostawiasz mnie z nimi samą. - rzuciła rozchylając lekko kąciki ust w uśmiechu.
- Obiecuję.
-  Kupiliśmy duży album i poszliśmy do fotografa, wywołać tyle zdjęć, żeby go zapełnić. Przeróżnych. Począwszy od ich ślubu po zdjęcia klasowe wychowanków pani Rogers. Kupiliśmy jej również książkę "Jak żyć z nimfomanem pod jednym dachem. Poradnik dla wytrwałych małżonków " Oj nie patrzcie tak na mnie - to nie mój pomysł!
- Tony to jednak ma wyczucie w kupowaniu prezentów. - Lena złapała się za głowę na słowa męża. - Też bym taki kupił, ale moja żona jest antynimfomanistyczna.
- Słucham? - powiedziała odrywając głowę od stołu. - Ja antynimfomanistyczna?
- A nie? - zapytał z uśmiechem Jack nie ukrywając pewnej urazy.
- Oczywiście, że nie. - odparła stanowczo (bez cienia uśmiechu...)
- To żyj w takim przeświadczeniu.
- Poza tym co to za słowo antynimfomanistyczna? Chyba istnieje tylko w twoim słowniku.
- Może w scrabble bym już nie wygrał, ale nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi.
- Kupiliśmy jej również ogrzewacze do ... - próbowała dokończyć Will przebijając się prze coraz bardziej donośny głos swoich rodziców. Jej starania zostały zagłuszone.
- Oczywiście, że nie wiem bo statystycznie często uprawiamy seks. Nawet mi nie mów, że nie. No może ostatnio trochę mniej, bo ciężko pracuje i nie mam siły już później podskakiwać. Gdybyś nie zauważył to wymaga to wysiłku. - Spuściłem głowę w talerz nieco zniesmaczony rozmową o seksie jedząc mizerię.
- ... do rąk. I jeszcze złote...
- Jeny Len, przecież możesz mi mówić o takich rzeczach odciążył bym Cię pewnymi obowiązkami. Mógłbym wracać wcześniej robić dzieciakom obiad czy choćby zakupy ale przecież Ty nic nie powiesz. Kiedy pytam się czy wszystko w porządku, zawsze odpowiadasz : "Ta praca jest taka nudna i w pewnym sensie męcząca. Chyba popadam w rutynę" - powiedział naśladując głos Leny.- No to kochanie, która praca nie jest nudna? A ja chodząc codziennie do kancelarii się nie nudzę? Co ja Ci na takie rzeczy mogę poradzić. Gdybyś powiedziała, padam na twarz z wycieńczenia po tej pracy to nieba bym Ci uchylił, żebyś odpoczęła.
- kolczyki... - dokańczała Willow ze wzrokiem wbitym w przestrzeń, prawdopodobnie była tak samo zażenowana sytuacją jak ja. Spojrzałem na nią dając jej znak, że powinniśmy się zbierać. Potaknęła ruchem głowy. Wstaliśmy zostawiając po sobie talerze.
- Wcale tak nie mówię. Znaczy nie takim głosem. Ehhh... nie ważne. Nie chce mi się z Tobą gadać.
- Najlepiej uciekać od problemów. Przepis na udany związek.
Byliśmy już na schodach, kiedy usłyszałem swoje imię. Zamarłem. Przystanąłem. Odwróciłem się i spojrzałem na wpatrzone w nas twarze.
- Słucham? - zapytałem, nie słysząc pytania.
- To co idziemy porozmawiać o tej sprawie w pracy ? - zapytał Jack, ale to zdanie pomimo znaku zapytania, wcale nie brzmiało jak pytanie. Po prostu ja wiedziałem że powinno nim być.
- Nie chciałbym przeszkadzać w niczym. Możemy pogadać jutro.
- Możemy również pogadać dzisiaj. - naciskał Jack. Próbowałem spojrzeć na Willow, ale bałem się odwrócić wzrok od Jacka. Byłem w takim szoku, gdyż nigdy wcześniej nie słyszałem ich kłótni. W ogólnie nigdy wcześniej nie słyszałem kłótni rodziców.
- W porządku. Jeśli nadal masz ochotę. - odparłem uśmiechając się. Willow widocznie nie chciała zostawić Leny samej i również zagaiła.
- Zapomniałam całkowicie. Mamo przecież miałaś mi opowiedzieć jak było na spotkaniu dotyczącym kolejnej podróży.
- Miałam? - zapytała zmieszana. - Przecież Ciebie nigdy to nie interesuje.
- Oczywiście, że miałaś. - Naciskałam próbując utrzeć nosa tacie, któremu na pewno jeszcze nie zdążyła o nim opowiedzieć. Wpatrywałam się w nią wybałuszonymi oczami.
- No pewnie, że miałam. - rzuciła dumnie.- Pójdziemy do Ciebie i pokaże Ci na mapie gdzie się wybieramy tym razem.
- Super!
Gdy dziewczyny poszły dość długo gadałem z Jackiem. Na początku rozmowa zeszła na kłótnie - było to nieuniknione. Niestety dlatego, że byłem na to nieprzygotowany, jednak przebrnęliśmy przez ten temat i wróciliśmy do jego sprawy a później do mojej. Opowiedziałem mu o wizycie w muzeum i o samochodzie marzeń. Po zakończonej rozmowie poprosił mnie, żebyśmy któregoś wolnego weekendu wybrali się tam razem. Zgodziłem się niemal natychmiast.