poniedziałek, 28 grudnia 2015

Rozdział I - część 5

*oczami Willow*
Po wyjściu Seta, poczułam się winna całej zaistniałej sytuacji. Minął lekko ponad tydzień od początku roku szkolnego a ja już zaczynam się kłócić z moim jedynym i najlepszym przyjacielem. Strasznie cierpię, po każdej naszej spinie i dobija mnie kiedy nie odzywamy się do siebie. Kiedy poszedł gdzieś tamtego dnia, byłam wściekła - jednak nie na niego - tylko na samą siebie. Już nie miałam ochoty, na żadne imprezowanie nawet jak miały tam być drinki i inne trunki, których w tedy bardzo potrzebowałam. Zdenerwowałam się na Seta, ale przecież to wszystko to prawda - to ja ją zabiłam i nic tego nie zmieni. Naomi miała racje. Teraz kiedy sobie to uświadomiłam, ogarnął mnie wielki smutek. Nie chciałam go dzielić z Natem,którego praktycznie nie znałam. Potrzebowałam tutaj tylko jednej osoby, właśnie tej, na którą się wydarłam. Jestem chodzącą beznadzieją, bez jakichkolwiek większych uczuć. Byłam niesprawiedliwa. Wzięłam telefon i zadzwoniłam do niego w tym czasie Nate podłączył swój odtwarzacz Mp5 i puszczał hity tego lata. Niestety po sygnale, nie usłyszałam nic innego jak pocztę głosową.
- Choroba.. - westchnęłam opadając na najbliższe krzesło. Znowu przyłożyłam telefon do ucha i znowu poczta.
- Nie odbiera?
- Geniusz z Ciebie. - rzuciłam sarkastycznie.
- Nie musisz się na mnie wyżywać. Wgl to nie wiem co ja tutaj robię. - powiedział zrezygnowany a na jego twarzy pierwszy raz od kiedy go poznałam zobaczyłam żal. Chwycił skórzaną kurtkę i chciał już wychodzić, ale odezwały się we mnie te moje wyrzuty sumienia i kiedy był już przy drzwiach wstałam i złapałam go za przeguby.
- Przepraszam, nie chciałam być taka nie miła.
- Teraz, czy wgl?
- Teraz. Bo jeśli chodzi o resztę to jesteś mega irytujący.
- W sumie masz rację. - powiedział z lekkim uśmiechem. - Wybaczam Ci. - dodał i z powrotem rzucił kurtkę na wieszak. - To co wybieramy się na zabawę, czy już do reszty straciłaś humor?
- Przez cały dzień mam przesrany humor, także nie miałam co tracić. Wiesz jak to jest jednocześnie, w jednym budynku, na jednej przerwie unikać Cook`a i Naomi i walczyć z pokusą dokopania czającemu się w kątach Peterowi? Bo ja niestety wiem ...
- Czeka nas długa rozmowa.. To poczekaj, może zrobię naszą ulubioną kawę i wszystko mi opowiesz? - powiedział zgryźliwie cytując reklamę kawy. A ja zamiast pokazać swoją naturę odsłoniłam przed nim wszystkie karty i rozpłakałam się jak małe dziecko. Wszystko to odbyło się tak szybko. Nie mogłam ich zatrzymać. Łzy same napływały mi do oczu. Przez chwilę obraz był tak zamazany, że nawet nie widziałam stojącego koło mnie Nata. On od razu kiedy zorientował się, co się dzieje uklęknął przede mną i delikatnie - nadal nie będąc pewnym czy go nie odepchnę - objął mnie. Nawet gdybym chciała - a nie chciałam - nie miałam siły, żeby uwolnić się z jego uścisku. Był stalowy, mocny, pewny. Czułam się trochę niezręcznie, bo pierwszy raz płakałam przy obcej mi osobie, ale wystarczyła chwila i w jego objęciach uspokoiłam się. Usłyszałam jak szepcze mi do ucha:
- No już mała. Nie płacz. Porozmawiamy zaraz i pomogę Ci. Tylko się nie rozklejaj. Jesteś za ładna żeby płakać.
Mimowolnie odsunęłam się od niego. Choć chciałam płakać przytłoczona skulminowaniem się wszystkich wydarzeń dnia dzisiejszego, to wiedziałam, że nie mogę przy obcej mi osobie pokazywać tyle słabości. Mój dziadek był w wojsku i uczył mnie, że nie wolno płakać, nawet gdyby mieli mi odciąć nogę. Jak zrobili to mojemu dziadkowi. Od tej pory jest ma emeryturze wojskowej i razem z babcią mieszkają w maleńkiej miejscowości w górach. - Także wracając do moich spraw, postanowiłam udać się za radą dziadka i pozostać silna, nawet jakbym miałam zakrztusić się własnymi łzami. Wytarłam twarz rąbkiem bluzki i próbowałam dojść do siebie. Unikałam spojrzeć rzucanych mi przez Nata, jak ognia. Widział mnie słabą i miałam wrażenie że zerka na mnie z litością.
- Masz podpuchnięte oczy. Siostra mówi, że na takie okazje to idealnie działa kompres z ziół. Masz tu jakąś zieleninę? - zapytał próbując niezgrabie zmienić temat.
- W szafce na zlewem kuchennym.
- To mam pomysł. Usiądź sobie na kanapie, albo najlepiej się połóż a ja wszystko przygotuję. Nastawię nastrojową muzykę i odpoczniesz chwilę, hę?
- Nie i tak będzie, choć wiec, że wcale tego nie potrzebuje, bo już mi lepiej.
- Wiem, wiem mała twardzielko.
Kiedy poszedł do kuchni dopiero teraz poczułam jak pieką mnie oczy i policzki. Z racji choroby odziedziczonej przez mojego tatę - nadwrażliwych oczu - wszystko co wiązało się ze łzami, czy dostaniem się do nich innych płynów kończyło się bardzo źle. Także rozpętałam piekło w moich oczach i musiałam je natychmiast ugasić. Zamknęłam je i przyłożyłam pilot od telewizora, który miał zapewnić mi chłód. Jednak nic takiego się nie stało. Kiedy czekałam na Nata usłyszałam dzwonek do drzwi. Kątem oka zerknęłam w stronę kuchni z nadzieją, że nowy kolega okażę się tak dobry i je otworzy, ale w końcu sama postanowiłam zwlec tyłek z kanapy i podeszłam do drzwi. Kiedy je otworzyłam dostrzegłam w nich twarz pięknej blondwłosej dziewczyny o nieskazitelnej cerze. Była to osoba, której starałam się unikać prze całe swoje życie. A tu proszę królewna Georgia sama zjawiła się w moim domu. Kiedy spojrzała na mnie przez chwilę widziałam w jej oczach współczucie ( jak podejrzewałam  chodziło o moje oczy), jednak szybko zmieniła je w nienawiść.
- Jak Ty do cholery wyglądasz? Zawsze jesteś taka obleśna? Współczuję twojemu chłopakowi.
- Ciebie również miło widzieć. Wejdziesz?
- Oczywiście! - nie czekając na więcej z impetem otworzyła drzwi. Poszła prosto do salonu, który dobrze znała z czasów dzieciństwa i usiadła na fotelu. - To wyjaśnisz mi to grzecznie, czemu obściskiwałaś mojego chłopaka, czy mam użyć do tego innych środków.
- Nie musisz. Niech zgadnę Cornelia zdała już Ci taką relację, że przesłuchanie mnie to tylko nic nie znacząca formalność?
- Coś w tym stylu. - rzuciła gorzko. - To co wysłowisz się wreszcie? Czy mowę też Ci odjęło?
- Po pierwsze nie obściskiwałam się z twoim chłopakiem, tylko upadłam na niego. Po drugie, kiedy usnęłam to uwierz mi, że nie chciałam położyć się na jego ramieniu. Naomi, nie róbmy z tego takiej afery. Błagam Cię ! Nie chce się niepotrzebnie kłócić.
- NIE MÓW DO MNIE NAOMI!  Tylko bliskie mi osoby tak do mnie mówią, Ciebie obowiązuje nadal Georgia i chyba tak pozostanie do końca życia.
- Dobrze, jak sobie życzysz.
- Tak, tak sobie życzę. Charliego możesz sobie podrywać kiedy tylko chcesz, choć wolałabym, żeby się z tobą nie kolegował, ale to nic. Jednak jeśli chodzi o Shana.... - nie mogąc tego słuchać wpadłam jej w zdanie.
- Tak załapałam. Łapy precz. Własność prywatna. jeśli chcesz się nadal na mnie wydzierać o takie głupoty, to umówmy się na inny dzień, dobrze? Dzisiaj naprawdę nie czuję się najlepiej.
- Nie mam zamiaru rozmawiać z Tobą dłużej niż to konieczne.
- Przykro mi, że tak jest. Nadal uważam, że jesteś za mądra, żeby trzymać się z Cornelią i jej słuchać, ale to twoje życie, ja się nie mieszam.
- No i tak powinno być.
- Zioła gotowe - powiedział Nate niosąc tace z herbatą i ziołami. Obie spojrzałyśmy na niego z niedowierzaniem. Wybrał sobie moment. - Cześć Georgia, miło Cię widzieć. - powiedział z uśmiechem na ustach, ku mojemu zdziwieniu doskonale obeznany w relacji jaka jest między mną a Naomi. - Przyszłaś trochę podręczyć umierającą?
- Nate przestań!   - skarciłam go.
- Nie mam zamiaru nikogo dręczyć przynajmniej nie dzisiaj. A tym bardziej osoby, która jest w tym zestawieniu na przegranej pozycji.
- Nie wydaje mi się, żeby była. - Nate naciskał nadal na temat, ale jak zauważyłam ani ja ani G. nie chciałyśmy o tym gadać.
- Dasz mi w końcu te zioła?
- Co to za zioła? - zapytała zaciekawiona.
- Tajna receptura, nie mogę zdradzić.
- Nie wygłupiaj się, pytam serio! - żachnęła się, ale nadal nie chciała odpuścić. - To na oczy?
Pokiwałam lekko głową a ona rozsunęła swoją torbę i wyjęła z niej krople, rumianek i coś opakowanego w pudełeczko.
- Masz, to pomoże lepiej, niż te jego zioła. Weź to na noc - dwie krople i połóż rumianek na jak będziesz zasypiała na waciku. Przejdzie do rana i nie będzie śladu. - dodała łagodnie po czym zakłopotana dodała szybko. - Nie robię tego z dobrej woli. Po prostu chce, żebyś była sprawna pod każdym względem, jeśli masz ze mną rywalizować, bo w takim stanie...
- Jestem na przegranej pozycji. - dodałam z uśmiechem
- No właśnie. - powiedziała z powagą, jednak zauważyłam, że kącik jej ust lekko drgnął w uśmiechu. - Także do jutra w szkole. - rzuciła po czym wyszła. Chciałam wstać, żeby ją odprowadzić, ale dodała szybko. - Leż, sama wiem gdzie są drzwi. - i wyszła.
- Wow, ma styl. - stwierdził Nate i spojrzał na mnie. - Ale ja bym jej nie wierzył. Może chce, żebyś poczuła się jeszcze gorzej.
Sama byłam w tak ciężkim szoku, że nadal trawiła te wszystkie informacje. Naomi, przyszła do mnie, siedziała w moim fotelu, rozmawiała ze mną, pomogła mi i była stosunkowo miła. Natłok tego wszystkiego sprawiał, że miałam wrażenie, że głowa mi eksploduje. Nie umiałam wydusić z siebie słowa, ale moje przeczucie mówiło mi, że chce mi pomóc.
- Nie na pewno nie posunęła by się do tego stopnia. Wezmę jej krople przed snem.
- A moje zioła? Mam zabrać ze sobą, tak?
- Twoje zioła wezmę teraz. - powiedziałam z uśmiechem.
.....
- Kolacja smakowała? - zapytała mama nie kryjąc uśmiechu na twarzy patrząc na N. Nie lubiłam tej miny, bo to znaczyło, że wpadł jej w oko i będzie mnie teraz wypytywała o szczegóły. Jednak w tej rodzinie mogłam liczyć na tatę, zawsze potrafił się zachować, nawet kiedy mama traciła rezon.
- Oczywiście pani Evans. Było wyśmienite. Długo pani już gotuje?
- To było pytanie retoryczne. - rzucił sucho tata. - Moja żona wie, że piekielnie dobrze gotuje.
- Jack, uspokój się. Bardzo się cieszę, że smakowało a teraz może ktoś mi pomoże przy zmywaniu. - powiedziała zerkając na mnie. Nie miałam ochoty iść i z nią gadać a tym bardziej zostawiać Nata z tatą. Tata by go zniszczył.
- Ja pani pomogę. W domu tylko ja się tym zajmuje. Siostra jest lewa w te klocki. - dodał Nate i poszedł za mamą do kuchni.
- Oj naprawdę, nie trzeba, sama dam radę... - zaczęła się śmiać mama, ale później zniknęła za drzwiami do kuchni i już tylko słyszałam stłumione dźwięki.
- Skąd Ty go wytrzasnęłaś. Mega sztywniak. Przez pół kolacji myślałem, że połknął kołek.
- Masakra, nie? -  zapytałam zgryźliwie i bardzo cieszyłam się, że tata poniekąd podziela moją opinię na temat N.
- Porażka. Tylko, mi nie mów kochanie, że to twój chłopak? Błagam. Nie on.
- Spokojnie tato. - dodałam szybko widząc przerażenie w jego oczach. - Nie wytrzymałabym z nim dłużej niż dzień.  Musiałabym być masochistką. A nie jestem.
- Jak dobrze, że odziedziczyłaś te dobre geny po mnie.- skwitował z dumną, uśmiechając się do mnie promiennie. - Oczywiście jeśli chodzi o charakter, bo urodę masz po mamie. Na szczęście.
- Przestań tato. Nie jedne dziewczyny z mojej szkoły się o ciebie pytały. Nie zdziadziej tylko a wszystko będzie git.
- Cóż za wspaniała wiadomość. Muszę się tam pokręcić koło twojej szkoły.
- Koniecznie. - rzuciłam i upiłam łyk wody. Poczułam lekkie pieczenie w okolicy oka, ale nie odezwałam się gdyż nie chciałam sprawiać zawodu tacie. Jednak on wyczuł co się dzieje.
- Kochanie, co się stało? Tylko nie chce słyszeć, że płakałaś.
Skoro nie chciał tego słyszeć, to ja nie zamierzałam mu tego mówić.
- Nie po prostu jak się kąpałam to szampon mi wpadł w oczy. Moja wrażliwość i te sprawy.
- Muszę cię zabrać w końcu do tego lekarza, za długo zwlekamy. A właśnie jeśli o czekaniu mowa, to gdzie Seton?
- Wyszedł z koleżanką i powiedział, że zje na mieście, żebyście się nie martwili. - powiedziałam dobrze znaną mi formułkę zostawioną na specjalnie okoliczności krycia S. On krył mnie, ja jego i nasza przyjaźń się rozwijała. Ufaliśmy sobie bezgranicznie. Nie chciałam na niego kablować tylko dla tego, że się spóźnia. Wiedziałam, że w końcu przyjdzie.
Zdążyłam zamienić kilka słów z tatą i z kuchni wyszła rozbawiona mama trzymająca się pod boki i Nate, który najwidoczniej opowiadał jej jeden ze swoich "najzabawniejszych" dowcipów.
- ...no i właśnie wtedy powiedziałem babci. " Kochana babciu, to nie ja to pies Berni. Przez cały dzień byłaś z psem, nie ze mną"..
- Niech zgadnę, własnie oczarowujesz mamę, jednym z tych swoich komicznych przeżyć? - rzuciłam z sarkazmem.
- W. ! - skarciła mnie mama, przerywając swój śmiech. - Trochę więcej taktu. Nate, to prawdziwy gentleman. Musisz częściej go zapraszać.
- Spokojnie, on sam o to zadba, żeby tu przyjść, ja nie muszę się wysilać, prawda?
- Bądź o to spokojna. Pani Leno było mi bardzo miło z panią pogawędzić, niestety muszę się zbierać do domu.
- Już? Tak szybko? Myślałam,  że posiedzicie chwilę u W... Szkoda.
- Niech pani mi wierzy, chciałbym, ale obiecałem pomoc tacie, także. Życzę miłego wieczoru i do zobaczenia jutro W.
- Na razie. - rzuciłam kiedy mama odprowadzała go do drzwi.
- Wspaniały chłopak i te poczucie humoru. - mama tak się nim zachwycała, jakby zaraz miała kupić mi białą suknię i wystawić z nim przed ołtarz. - Nie powinnaś być tak do niego uprzedzona. Jest wspaniały.I to jak mówi o swojej siostrze... - dalej kontynuowała swoją gadaninę o jego zaletach, których ja nie mogłam słuchać więc spojrzałam błagalnie na tatę a on kiwną do mnie. Także podziękowałam za posiłek, dałam im po buziaku i poszłam na górę. Weszłam do pokoju i podeszłam do toaletki. Kiedy zobaczyłam swoje oczy to uznałam, że wyglądam jak największa ofiara losu. Położyłam się na łóżku i przykryłam się kocem. Z racji tego, że to dopiero początek roku, nie miałam zamiaru odrabiać lekcji. Nawet nie wiedziałam czy jutro pójdę do szkoły, jeśli magiczne leki Naomi, nie podziałają. Przysunęłam bliżej krople i już miałam je wpuszczą kiedy do pokoju wszedł Set.
Podniosłam się natychmiast i rzuciłam się na szyję. Wszystko było takie instynktowne. Nawet nie myślałam, co robię. Poczułam chłód dworu i perfumy... damskie. Odsunęłam się lekko, chcąc spojrzeć na niego, ale w tej samej chwili zapalił światło w moim pokoju. Moje wrażliwe oczy tego nie wytrzymały i aż przewróciłam się na podłogę. Szybko do mnie podszedł i złapał mnie za przegub.
- Co się dzieje? Źle się czujesz? - zapytał zmartwiony, ale kiedy odsłonił włosy z mojej twarzy sam znalazł odpowiedź. - O kurna. Płakałaś?
- To szampon. - rzuciłam krótko starając się przy tym  na niego nie patrzeć. Zawsze wyczuwam moje kłamstwa.
- Kłamiesz. - jak wspomniałam zawsze je wyczuwał. - Tylko, mi nie mów, że to przeze mnie?
Skoro nie chciał tego usłyszeć to po co pytał?
- Nie przez ciebie. - powiedziałam i usiłowałam wstać.
- Znowu kłamiesz.
- Zgaś światło proszę. - dodałam, nie mogąc dłużej wytrzymać rażenia. Zrobił natychmiast to o co prosiłam i usiadł koło mnie na łóżku. - Spokojnie, już jest lepiej. To tylko reakcja uczuleniowa.
- Byłaś na imprezie? - zapytał z nadzieją, że usłyszy odpowiedź nie.
- Nie byłam. Po twoim wyjściu pogadałam trochę z Natem, przyszła Naomi później była kolacja później ten szampon i wyszło jak wyszło.
- Naomi tu była? Dopadła Cię? O pierdziele... Czemu mnie tu nie było?
- Bo byłeś gdzieś indziej. Nie było tak źle. Wszystko było znośne, nawet wspólna kolacja z rodzicami i Natem. Mama go traktuje jak członka rodziny. Ma słabość do sztywniaków.  - po moich słowach zauważyłam jak jego mięśnie się napinają, więc dodałam. - Spokojnie tata ma do niego takie samo podejście jak ja. Uważa go za takie nudziarza jak Petera. - powiedziałam z uśmiechem a jego mięśnie szybko odpuściły.
- W końcu ktoś poza nami się na nim poznał. - uśmiechnął się a później wskazał na opakowanie kropel do oczu. - Połóż się wpuszczę je. - Zgodziłam się bez sprzeciwów, kiedy leżałam poczułam przyjemne zimno, które nawilżało moje spojówki a później kiedy zamknęłam oczy czekając aż położy mi na nich waciki zdałam sobie sprawę, że pocałował moje powieki. Zrobił to tak delikatnie, że prawie tego nie poczułam. Kąciki moich ust drgnęły i ułożyły się na znak zadowolenia.
- Gdzie byłeś, jak Cię nie było? - zapytałam przerywając ciszę.
- Na rolkach z Natalie. Było całkiem spoko. Fajna z niej dziewczyna. Mądra, zabawna w przeciwieństwie do brata, wysportowana no i co tu dużo mówić.
- Czy Ty się nie zakochałeś?
- Nie, oczywiście, że nie. Ethanowi się podoba a nasza zasada to....
- lepiej zostać mnichem, niż męską dziwką i oszustem. - dokończyłam za niego dokładnie znając ich obietnice. Miałam z Cat podobną. Cat....
- Poza tym o kobiecie mojego życia mówiłbym inaczej. Zorientowałabyś się. - miał rację. Po jego opisie nic nie świadczyło, żeby wkładał w to emocje. Może to lepiej, bo wynikła by z tego tylko niepotrzebna, niezręczna sytuacja. Ethan i Set przyjaźnili się od podstawówki. Głupio by było, gdyby zepsuła to nowo poznana dziewczyna.
- Znajdziesz kogoś wspaniałego, zobaczysz. To tylko kwestia kilku dni. - powiedziałam z uśmiechem. Nadal miałam zamknięte oczy, ale wiedziałam, że też obdarzył mnie uśmiechem.
- Już mam kogoś na oku. Zresztą od jakiegoś czasu, ale nic nie mówiłem. Jak kiedyś będziesz grzeczna to powiem Ci o kogo chodzi, ale na razie odpoczywaj. W nocy do Ciebie zajrzę i zmienię okład. A jutro opowiesz mi o rozmowie z Naomi, dobrze?
- Oczywiście. To dobranoc rolkarzu.
- Nawet mi nie mów nic o rolkach! Wywaliłem się ze 30 razy. Porażka życia. Dobranoc gwiazdko.
Słyszałam, jak zamykają się za nim drzwi i chwilę później ogarną mnie niesamowicie przyjemny sen.