wtorek, 27 grudnia 2016

Rozdział III - część 2

*oczami Seta*
O podwózkę do domu poprosiłem Charliego, zgodził się natychmiast.
- Charlie, wiesz może gdzie wybyła W?
- Rogers poprosił ją, żeby pojechała z nim na miasto i wybrała jakiś prezent dla jego żony na rocznicę ich ślubu. Podobno miał z nimi jechać Harry, ale w końcu nie wiem czy się zabrał.
- Poprosił Willow? To troszkę dziwne.
- A ile razy my prosimy go o pomoc? - zaśmiał się Charlie.
- Racja, to wydaje się być uzasadnione.
- Chyba nie pokłóciliście się z W?
- No właśnie nie wiem! Ona ostatnio nie jest sobą. Wczoraj powiedziała, że nie całowała się z Natem a dzisiaj widziałem ich na korytarzu. Razem. Całujących się.
- Żartujesz? Niemożliwe, Willow nawet go nie lubi.
- Czyli Ciebie też pewnie oszukuje.
- Przestań, widocznie miała swoje powody, żeby się z nim całować.
- Co? To myślisz, że ona całuje facetów, bo ma jakieś powody, a nie z uczucia?
- Jeśli chodzi o Nata to na pewno. Serio, stary, chyba widzisz jak ona się w stosunku do niego zachowuje.
- Może się tylko z nim droczy.
- No może tak! Tobie się nic nie da przetłumaczyć. Znasz ją dłużej ode mnie a wiesz o wiele mniej! Trzeba umieć dobrze słuchać.
- Wiem o niej wszystko! Nawet kiedy dostała pierwszego okresu!
- Bleee, to było obrzydliwe!
- Nawet takie rzeczy wiem.
- Stary, ja nawet nie wiem o co chodzi z tym okresem, bo mieszkam z bratem i niech tak zostanie. Wiem że to słowo nie wróży nic dobrego.
....
Kiedy wszedłem do domu, promiennym uśmiechem przywitała mnie Lena. Zdjęła swoje okulary i wstała z kanapy, żeby mnie wyściskać.
- Dobrze, że już jesteś kochanie! Czekałam na Ciebie z nadzieją, że zjesz ze mną ciepły obiadek. Wiesz jak nie lubię jeść sama.
- Jestem padnięty, wygłodzony i spocony po wf.
- To weź szybki prysznic a później zejdź na obiad.
Po 15 minutach byłem już za dole. Przy stole czekał na mnie talerz wypchany po brzegi jedzeniem. Chyba wzięła sobie do serca to że jestem wygłodzony. Opowiedziałem jej nowinki ze szkoły. Wyglądała na bardzo zaciekawioną i zmęczoną. Teraz dopiero zauważyłem podkrążone oczy, które zawsze były pełne blasku.
- Jak się dogadujesz z Ethanem?
- Jest dobrze. W sumie widzimy się na każdej przerwie a jak nie na każdej to przynajmniej na 6 spośród 7. Czasami daję mu trochę prywatności z Natalie.
- To jego dziewczyna?
- Hmm... - zamyśliłem się przez chwilę. Nie potrafiłem określić rodzaju ich znajomości. Raczej nie można było tego nazwać związkiem, ale na pewno jakaś więź ich łączyła. Przynajmniej Ethan tego bardzo chciał. - Ethan bardzo chce, żeby tak było.
- Rozumiem. To ona zaprosiła Cię na urodziny?
- Tak. Mamy dobry kontakt, w sumie widzimy się na każdej przerwie więc raczej na pewno pójdę.
- No to super, że już poznałeś tyle osób. Tylko nie zamykaj się w kręgu swoich znajomych, pamiętaj jeszcze o kolegach z klasy.
- Wiem, wiem. Z nimi też jest spoko. Na lunchu przysiadam się do nich. W końcu należę do mózgowców.
- Mój Ty kochany mózgowcu. - powiedziała czule Lena mierzwiąc mi włosy. - Gdzie zgubiłeś W.?
- Uciekła w stronę zachodzącego słońca.
- Z Natem? - zapytała z nadzieją w głosie Lena
- Z Rogersem i Harrym.
- Racja. Wkopałam ją w to. Trochę mi jej żal, ale nic się jej nie stanie jak zaczerpnie trochę kultury i sztuki. Anthony mówił, że zabierze ją do jakiegoś muzeum. Oby tylko to przeżyła, bo inaczej zabije mnie, że ją w to wkopałam.

 Tymczasem u Willow
- Wujku? - zagadnęłam a w odpowiedzi usłyszałam i Harrego i Anthonego.
- Taa, zapomniałem. To ty jesteś wujkiem. Ja tylko wychowawcą. - powiedział smutny Rogers.
- Będziesz moim wujkiem numer 2.
- Niech będzie, jak to mówią : "Biorę co dają".
- A więc wujkowie. Nie chcę nic mówić, ale jutro jest szkoła. Jest godzina...
- Jeszcze młoda. - dokończył Harry.
- Prawda, ale panów obowiązkiem jest tylko gadanie tego samego każdej klasie a moim zapamiętywanie i notowanie, waszych bezcennych słów, więc jakby nie patrzeć ja mam trudniejszą robotę.
- Kochana, nawet nie wiesz jak ciężko ją wykonywać na kacu. - Zwrócił się do barmanki. - Jeszcze jedna kolejka.
- Tony, Willow ma racje. Mamy już prezent, więc powinniśmy wracać.
- Ech, ta młodzież, nie umie się bawić.- westchnął - Rachunek poproszę.
.....
*Oczami Seta*
Po zjedzeniu obiadu z Leną, odrobiłem zadania z matmy i wybrałem się do pobliskiego muzeum motoryzacji, gdzie pracował znajomy taty. Zawsze po śmierci rodziców ciągnęło mnie do tego miejsca, ale bałem się, że przez nie wspomnienia powrócą. Od czasu pogrzebu odwiedziłem to miejsce 2 razy, za pierwszym obawiałem się tych wszystkich składanych mi kondolencji, nie chciałem ich słyszeć bo wówczas nie mogłem się pogodzić z taką stratą. Teraz jest już znaczenie lepiej ... lżej. Jednak nigdy już nie nie będzie takie samo. Na miejscu tak jak się spodziewałem powitał mnie wspomniany znajomy i jak zawsze uchnął do zwiedzającej grupy, także nie musiałem płacić za przewodnika. Zawsze tak robił i za każdym razem mu za to dziękowałem. Pomimo, że znałem historię niektórych maszyn na pamięć, zawsze coś mi umykało i za każdym razem mogłem uzupełnić te ubytki. Gdy zbliżał się koniec oprowadzania, przewodnik pokazał nam nowy nabytek. Nigdy wcześniej go nie widziałem. Na pewno nie był eksponatem, gdyż był na niego po prostu za młody. Chwilę później przyszedł kierownik, przedstawił się i powiedział, że samochód pomimo swojego wieku jest w dobrym stanie, dlatego aby utrzymać jedno z nielicznych muzeów motoryzacji w tym kraju są zmuszeni go sprzedać. Wsiedli do samochodu i przedstawili pracę silnika. Działał bez zarzutów. Podali również cenę i zapowiedzieli, że niedługi pojawi się on na licytacji, gdyż chcą za niego jak najwięcej się da. Po wycieczce ugadałem kierownika i pozwolił wsiąść do samochodu i co wyda się śmieszne czułem, jakby był przeznaczony tylko i wyłącznie dla mnie. Otworzyłem maskę i widziałem pracę jaką bym musiał włożyć, żeby doprowadzić go do stanu idealnego jednak miłość wymaga poświęceń. Środek był bez zarzutów, to surowe wnętrze starego mustanga napawało mnie duma i jeszcze większa chęcią posiadania go na wyłączność. Po oględzinach zapytałem właściciela ile myślą zdobyć pieniędzy za ten samochód, jednak suma jaką usłyszałem powaliła mnie z nóg.
- 350,000 dolarów.
- Ta suma pozwoli na utrzymacie i odnowę eksponatów.
- Set, ta suma pozwoli na wiele więcej. Jednak spodziewamy się znacznie mniejszej kwoty. Wydaje nam się, że równa granica sięgnie nie więcej niż 100, 000 dolarów, jednak i to jest zadowalająca suma. Po prostu rozmawialiśmy ze znawcami w tym temacie i 350.000 to kwota dla prawdziwych kolekcjonerów.
Z ogromnym smutkiem po raz ostatni spojrzałem na mój niedoszły samochód i uścisnąłem dłoń kierownika.
- Życzę powodzenia i mam nadzieję, że dostaną panowie za niego jak najwięcej pieniędzy, bo jest wart każdej ceny.
- Dziękujemy i trzymaj się chłopie.
- Do wiedzenia.
 Po drodze do domu poszedłem do sklepu z biżuterią i chyba to była najgłupsza rzecz jaką mogłem zrobić. Chodziło o dobór prezentu dla Natalie. Chciałem, żeby był wyjątkowy, w końcu to przyszła dziewczyna mojego najlepszego przyjaciela poza tym moja dobra kumpela. Jednak wyzwanie jakie sobie postawiłem przerosło moje możliwości pod każdym względem. Stałem przed gablotami i wpatrywałem się głupio w każdy kawałek metalu. W końcu z troską na twarzy podeszła do mnie ekspedientka.
- Może mogę w czymś pomóc? - powiedziała nie kryjąc śmiechu.
- Tak zdecydowanie. Sytuacja jest komiczna, bo miałem tu przyjść z siostrą żeby mi doradziła prezent, ale koniec końców przyszedłem sam. Teraz wiem, że to było głupie.
- Niech pan tak nie mówi. Zaraz coś ku temu zaradzimy. - uśmiechnęła się promiennie.- Zacznę od podstawowego pytania: Jaką kwotę chciałby pan przeznaczyć na ten prezent?
- Ech, tego też nie wiem. Nie chciałbym, żeby ta osoba pomyślała, że kupując coś drogiego chcę jej zaimponować czy coś, ale też żeby nie było odwrotnej sytuacji. - westchnąłem.
-  Koleżanka?
-  Z klasy i mogę nawet pokusić się o słowo przyjaciółka.
-  No dobrze. Skoro bliższa koleżanka, proponowałabym bransoletkę. Nie jest tak zobowiązująca jak naszyjnik czy pierścionek, które raczej jednoznaczne są  wyznaniem uczuć. Z kolei uważam, że kolczyki są strzałem dla mężów kupujących prezent żonom. Co pan powie .... - zaczęła się rozglądać dopóki nie wyjęła delikatnej złotej bransoletki. - na tą. Jest złota a nie pozłacana, dobrze wykonana. Zawieszka ma kształt kończynki. Wyjątkowo modnej w tym sezonie. Dodatkowo, koło zapięcia znajduje się możliwość wygraderowania kilku znaków, jednak to już na zamówienie.
-  Jeszcze  nikt nigdy z taką precyzją nie przedstawił produktu. Podoba mi się, jednak odpuszczę ten grawer, gdyż może go źle zinterpretować.
- Oczywiście. Chce pan dzisiaj kupić czy woli pan sięgnąć po radę siostry?
- Zdam się na pani gust i wezmę dzisiaj.
- Zapakować na prezent?
- Poproszę.
Kiedy sprzedawczyni pakowała prezent dla Natalie w oko wpadła mi jeszcze jedna błyskotka z tego sklepu. Kupiłem też ją , gdyż wydawała mi się równie wyjątkowa jak osoba której chciałem ją dać. Po 30 minutach byłem już w domu. Wchodząc przywitał mnie piękny zapach kolacji.
- No nareszcie jesteś. - powiedział Jack. - Już się niecierpliwiliśmy.
- Przepraszam. Telefon się rozładował i nie mogłem sprawdzić godziny.
- Martwiłam się. - dodała Lena wchodząc do kuchni. Obdarowała mnie buziakiem i postawiła gorącą herbatę na stole obok mojego talerza.
- Mówiłem, że wychodzę, bo muszę kupić prezent dla Natalie.
- Racja, zapomniałam. Oczywiście, że mówiłeś. Byłam zajęta i później zapomniałam. - przyznała się Lena.
- Co jej kupiłeś? - zapytała siedząca  przy stole Willow.
- A nic szczególnego, tylko bransoletkę.
- Pokażesz?
- Yyy.. ale to naprawdę nic takiego.
- Pokaż to ocenię. Jestem dziewczyną znam się na tym. - naciskała Willow. Wyjąłem z kieszeni pięknie opakowane pudełeczko, które delikatnie otworzyła. Widziałem blask w jej oczach. Spodobała jej się. A zawsze powtarzała, że takie bajery jej nie kręcą. Ściemniara.
- Bardzo ładna. - rzuciła po chwili. Odłożyła delikatnie do pudełka po czym podała mi je.
- Cieszę, się, że Ci się podoba. Miałem poprosić Ciebie o pomoc, ale Rogers mnie uprzedził i musiałem sobie sam poradzić.
- Nieźle Ci to wyszło. - powiedziała między gryzami sałatki. - Też mam do Ciebie sprawę. Bo tak się składa, że wybieram się na tę samą imprezę i wiesz, Ty lepiej znasz Natalie.
- Zaprosiła Cie?
- I tak i nie. Skomplikowana historia. To co pomożesz?
- Pewnie, jak skończymy jeść to pogadamy. W ogóle to Jack my się cięgle mijamy i nie mamy okazji pogadać. Jak w pracy?
- Dziękuję, że pytasz Set! W końcu kogoś to interesuje. Dzisiaj na przykład miałem bardzo ciekawą sprawę. Mój klient....
- Tato proszę...
- Kochanie nie przy kolacji, wszyscy są zmęczeni.
- Ehh, widzisz Set, nawet przy jedzonku nie można porozmawiać o pracy.
- Umówiliśmy się. Zero pracy przynoszonej do domu.
- Pamiętam, ale sprawa była naprawdę śmieszna.
- Jack...
- Ja skończyłem jeść, więc chętnie się dowiem o co chodzi w tej sprawie. - zaproponowałem uczciwie. Chciałem polepszyć stosunki z Jackiem, chciałem go bardziej zaangażować w swoje życie. Brakowało mi kontaktów z rodzicami a szczególnie z ojcem. Nagle odczułem potrzebę, żeby stworzyć z nim więż, która choć troszkę mogła by zastąpić ubytek w sercu. Widziałem jakim cudownym ojcem jest dla Willow i opiekunem dla mnie. Byłem ciekaw, czy podziela mój zapał do motoryzacji.
- Oczywiście. Z miłą chęcią jeśli naprawdę to Cię interesuje opowiem. - powiedział nie kryjąc uśmiechu.
- Willow, jaki prezent doradziłaś Tonemu dla Nell? - przerwała naszą rozmowę Lena nie kryjąc ciekawości.
- Wyręczyłaś się mną to teraz Ci nie powiem.
- O nie bądź taka. - dodała zachęcająco Lena.
- Pod warunkiem, że ostatni raz zostawiasz mnie z nimi samą. - rzuciła rozchylając lekko kąciki ust w uśmiechu.
- Obiecuję.
-  Kupiliśmy duży album i poszliśmy do fotografa, wywołać tyle zdjęć, żeby go zapełnić. Przeróżnych. Począwszy od ich ślubu po zdjęcia klasowe wychowanków pani Rogers. Kupiliśmy jej również książkę "Jak żyć z nimfomanem pod jednym dachem. Poradnik dla wytrwałych małżonków " Oj nie patrzcie tak na mnie - to nie mój pomysł!
- Tony to jednak ma wyczucie w kupowaniu prezentów. - Lena złapała się za głowę na słowa męża. - Też bym taki kupił, ale moja żona jest antynimfomanistyczna.
- Słucham? - powiedziała odrywając głowę od stołu. - Ja antynimfomanistyczna?
- A nie? - zapytał z uśmiechem Jack nie ukrywając pewnej urazy.
- Oczywiście, że nie. - odparła stanowczo (bez cienia uśmiechu...)
- To żyj w takim przeświadczeniu.
- Poza tym co to za słowo antynimfomanistyczna? Chyba istnieje tylko w twoim słowniku.
- Może w scrabble bym już nie wygrał, ale nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi.
- Kupiliśmy jej również ogrzewacze do ... - próbowała dokończyć Will przebijając się prze coraz bardziej donośny głos swoich rodziców. Jej starania zostały zagłuszone.
- Oczywiście, że nie wiem bo statystycznie często uprawiamy seks. Nawet mi nie mów, że nie. No może ostatnio trochę mniej, bo ciężko pracuje i nie mam siły już później podskakiwać. Gdybyś nie zauważył to wymaga to wysiłku. - Spuściłem głowę w talerz nieco zniesmaczony rozmową o seksie jedząc mizerię.
- ... do rąk. I jeszcze złote...
- Jeny Len, przecież możesz mi mówić o takich rzeczach odciążył bym Cię pewnymi obowiązkami. Mógłbym wracać wcześniej robić dzieciakom obiad czy choćby zakupy ale przecież Ty nic nie powiesz. Kiedy pytam się czy wszystko w porządku, zawsze odpowiadasz : "Ta praca jest taka nudna i w pewnym sensie męcząca. Chyba popadam w rutynę" - powiedział naśladując głos Leny.- No to kochanie, która praca nie jest nudna? A ja chodząc codziennie do kancelarii się nie nudzę? Co ja Ci na takie rzeczy mogę poradzić. Gdybyś powiedziała, padam na twarz z wycieńczenia po tej pracy to nieba bym Ci uchylił, żebyś odpoczęła.
- kolczyki... - dokańczała Willow ze wzrokiem wbitym w przestrzeń, prawdopodobnie była tak samo zażenowana sytuacją jak ja. Spojrzałem na nią dając jej znak, że powinniśmy się zbierać. Potaknęła ruchem głowy. Wstaliśmy zostawiając po sobie talerze.
- Wcale tak nie mówię. Znaczy nie takim głosem. Ehhh... nie ważne. Nie chce mi się z Tobą gadać.
- Najlepiej uciekać od problemów. Przepis na udany związek.
Byliśmy już na schodach, kiedy usłyszałem swoje imię. Zamarłem. Przystanąłem. Odwróciłem się i spojrzałem na wpatrzone w nas twarze.
- Słucham? - zapytałem, nie słysząc pytania.
- To co idziemy porozmawiać o tej sprawie w pracy ? - zapytał Jack, ale to zdanie pomimo znaku zapytania, wcale nie brzmiało jak pytanie. Po prostu ja wiedziałem że powinno nim być.
- Nie chciałbym przeszkadzać w niczym. Możemy pogadać jutro.
- Możemy również pogadać dzisiaj. - naciskał Jack. Próbowałem spojrzeć na Willow, ale bałem się odwrócić wzrok od Jacka. Byłem w takim szoku, gdyż nigdy wcześniej nie słyszałem ich kłótni. W ogólnie nigdy wcześniej nie słyszałem kłótni rodziców.
- W porządku. Jeśli nadal masz ochotę. - odparłem uśmiechając się. Willow widocznie nie chciała zostawić Leny samej i również zagaiła.
- Zapomniałam całkowicie. Mamo przecież miałaś mi opowiedzieć jak było na spotkaniu dotyczącym kolejnej podróży.
- Miałam? - zapytała zmieszana. - Przecież Ciebie nigdy to nie interesuje.
- Oczywiście, że miałaś. - Naciskałam próbując utrzeć nosa tacie, któremu na pewno jeszcze nie zdążyła o nim opowiedzieć. Wpatrywałam się w nią wybałuszonymi oczami.
- No pewnie, że miałam. - rzuciła dumnie.- Pójdziemy do Ciebie i pokaże Ci na mapie gdzie się wybieramy tym razem.
- Super!
Gdy dziewczyny poszły dość długo gadałem z Jackiem. Na początku rozmowa zeszła na kłótnie - było to nieuniknione. Niestety dlatego, że byłem na to nieprzygotowany, jednak przebrnęliśmy przez ten temat i wróciliśmy do jego sprawy a później do mojej. Opowiedziałem mu o wizycie w muzeum i o samochodzie marzeń. Po zakończonej rozmowie poprosił mnie, żebyśmy któregoś wolnego weekendu wybrali się tam razem. Zgodziłem się niemal natychmiast.




środa, 31 sierpnia 2016

Rozdział III - część 1

*oczami Willow*
Nie mogłam się skupić na nauce, przez wydarzenia dnia dzisiejszego. Gdy zamykałam oczy, widziałam przed sobą obraz Naomi i jej zdenerwowanie na te dziewczyny. Widziałam, jak siedzi ze mną w samochodzie i mruży oczy kiedy w radiu leci piosenka ulubionego zespołu Cat. Pierwszy raz byłyśmy tak blisko pogodzenia i jednocześnie tak daleko. Bałam się to zepsuć dlatego zaproponowałam rozdzielenie się. To było głupie, jak patrzę na to z perspektywy czasu. "Trzeba było iść razem, skoro ona nie oponowała." powtarzałam bijąc się w pierś za swoją głupotę. To była okazja pojednania, którą spaprałam. Dodatkowo, sama myśl, że spędzę cały semestr z Cookiem i Peterem w jednej sali przyprawiała mnie o ból głowy. Złapałam się na tym, że znowu odleciałam i szybko mój wzrok powędrował z żyrandolu na zeszyt. Zapalona żarówka + osoba patrząca się na nią dłuższy czas = ślepota krótkotrwała. Nie widziałam żadnego zdania, słowa a nawet litery. Zamknęłam zeszyt od angielskiego i schowałam go do plecaka. "Jutro się pouczę" - pomyślałam. Czasami za dużo myślę...Kiedy pakowałam resztę rzeczy i sprawdzałam czy nie było nic zadane z hiszpańskiego i geografii drzwi do mojego pokoju się otworzyły.
- Cześć Set.
- Cześć Piękna. Zawsze wiesz, że to ja! Co mnie zdradza?
- Bo tylko Ty nie pukasz do drzwi, zabierając mi tym samym moją prywatność w mojej przestrzeni. W miejscu gdzie żyje, funkcjonuję i oddycham.
- Możesz oddychać, wcale mi to nie przeszkadza. - powiedział szczerząc zęby.
- Dzięki. - westchnęłam imitując ironię.
- Co robisz? - zapytał siadając mi na kolanach. Obrotowy różowy fotel na którym siedziałam wydał odgłos przypominający wołanie o pomoc.
- Próbowałam się uczyć. - rzuciłam pakując piórnik i wos do plecaka.
- Nie masz jutro wosu.
- Mam.
- Nie masz. - rzucił pewnie, a ja aż musiałam spojrzeć na plan.
- Faktycznie, nie mam.
- Zaoszczędziłem Ci bólu pleców. - mówił wypakowując mi książki.
- Set?
- Hmmm?
- Złaź, ze mnie, bo twój kościsty tyłek wbija się w moje uda!
- Aaaaaaauć! - złapał powietrze po czym przyłożył swoją rękę do piersi. - Ranisz mnie! Wcale nie mam kościstego tyłka! - wstał - Dotnij, jędrniutki jak...
- Nie będę dotykać ani nie chcę wiedzieć jaki jest jędrny.
- Twoja strata.
- Biorę to na klatę. - powiedziałam po czym zaczęłam się śmiać. - Zawsze swoim dziwactwem umiesz mnie rozbawić.
- To wrodzony talent, pielęgnowany od pokoleń.
- Jeden z twoich licznych.
- Proszę, nie komplementuj mnie tak, bo się zawstydzę. - powiedział rzucając się na łóżko. - Nigdy nie mogę wyjść z podziwu, czemu ono nawet po tylu latach jest takie miękkie?!
- Przyszedłeś tu, żeby rozmawiać o miękkości mojego łóżka. - rzuciłam wyłączając laptopa i biorąc do ręki książkę o mitologii greckiej.
- Nie, tylko nie czytaj przy mnie, bo poczuję się urażony i pominięty.
- Dobra. - odłożyłam książkę na bok, ale w zasięgu ręki.
- Dawno nie gadaliśmy. - powiedział już poważniej.
- Hmmm, dzisiaj w szkole w przerwie na lunch?
- Ale nie o takie gadanie mi chodzi ...
- Set, gadanie to gadanie. W każdej formie się liczy.
- Nie mówiłaś mi, że spóźniałaś się na historię, że broniłaś Naomi przed Cookiem, że wybiegłaś za nią do pani dyrektor choć nawet tam nie dotarłyście. Poza tym jest jeszcze sprawa, z przesiedzeniem całego semestru na dodatkowej historii dwa razy w tygodniu. Przecież to jakiś koszmar, totalnie sprzeczny z Tobą! Co się stało, że nie możemy już mówić o takich rzeczach szczerze, tylko muszę dowiadywać się o nich od osób trzecich?
- Och Set... - zaczęłam i usiadłam koło niego na łóżku. Spojrzałam mu w oczy i łzy same napłynęły mi do oczu. Przytuliłam się do niego a on mnie objął mocno w pasie. - Nie wiem co się ze mną dzieje i po co to zrobiłam. Wiesz, że nie chcę siedzieć na tej historii. Każdy wtorek i piątek będę miała zmarnowane dwugodzinnymi wykładami z których trzeba będzie później napisać pracę. To co siedzi w moim mózgu jest cięższe do ogarnięcia niż myślisz. I jeszcze ta sprawa z Naomi. Przecież ona mnie nienawidzi to nie wiem po co ja się tak staram.
- Willow! - odsunął mnie delikatnie od siebie po czym, pogłaskał mnie po policzku . - Jestem z Ciebie bardzo dumny, że pomogłaś Naomi, nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo. Chłopaki z drużyny Shana, chcą wystawić Ci pomnik za to, że cała kara spadła na Ciebie. Jeśli chodzi o panią dyrektor to wszystko z Shanem załatwiliśmy. Powiedzieliśmy, że nie dotarłyście, bo Naomi się nagle źle poczuła i zadzwoniłaś po jej mamę. - opowiadał a ja cała zapłakana wysłuchiwałam jego słów jakby one były moją deską ratunku, moim kołem ratunkowym które wyciągnie mnie z tego dna w jakim się obecnie znalazłam. Pociągałam nosem i ze łzami w oczach patrzyłam na jego twarz. Jak był zawstydzony, czesał dłonią swoje włosy, jak był zmartwiony pocierał ręką czoło, jak myślał ściągał brwi, że tworzyły jedną długą linię, jak nie wiedział co powiedzieć zagryzał dolną wargę a jak był zdenerwowany mocno zaciskał szczękę aż tworzyły mu się grudki na twarzy a na czole pojawiała się żyłka. Teraz jego twarz nie przypominała żadnych z tych min a może właśnie po trochu wszystkich. Za tą miną kryły się jakieś emocje, których nazwy nie byłam pewna. Troska?
- Dziękuję, nawet nie wiem co powiedzieć.
- Nie musisz nic mówić, tylko nie płacz. Bo przysięgam, że nie mogę patrzeć jak Ty płaczesz.
- Bo Ty też zaczniesz?
- Nie, bo wyprzytulam Cię na śmierć.
- Serio muszę płakać, żebyś mnie przytulił? - powiedziałam wracając już do siebie i ocierając łzy rękawem sweterka.
- Wyraź zgodę na piśmie a nigdy Cię nie puszczę. - dodał uśmiechając się.
- Czemu na piśmie?
- Bo jak Ci się znudzi, to będę miał na piśmie twoją zgodę na dozgonne przytulanie.
- Napiszę Ci taką zgodę.
- Trzymam za słowo. Will, mam jeszcze jedno pytanie.
- Wal śmiało. Jak już mówiłam biorę wszystko na klatę.
- Czy to prawda, że całowałaś się z Nate?
- Kto Ci takich bzdur naopowiadał? - byłam w takim szoku, że nie zdawałam sobie sprawy, że krzyknęłam. Nie zapanowałam nad emocjami. Wybałuszyłam tylko oczy i otworzyłam usta, żeby coś jeszcze powiedzieć ale nie mogłam. Tylko gapiłam się na Seta, a on gapił się na mnie. - Kto Ci to powiedział Setonie?
- Nate.
- Ależ to głupek! Nie słuchaj go. Nigdy bym się z nim nie umówiła a co dopiero mówić o całowaniu.
- Jesteś pewna? Był dość przekonywujący kiedy to mówił.
- Set! Chyba wiem kiedy się z kimś całowałuję. Nie wierzysz mi? - Patrzyłam się na niego jak głupia nie mogąc uwierzyć, że mi nie wierzy.
- Oczywiście że Ci wierzę , ja tylko ...
- Akurat.
- W! Wierzę Tobie a nie jemu. To ty jesteś najbliższą mi osobą i znam Cię prawie całe moje życie.  Zastanawiam się tylko dlaczego kłamał.
- Bo to kretyn, który miesza fantazje z rzeczywistością.
- Pogadam z nim jutro.
- Nie Set. Ja to zrobię. Ja z nim porozmawiam.
- Jak byś czegoś potrzebowała, zawsze jestem tuż obok a gdyby mnie nie było to dzwoń.
- Mam Cię na szybkim wybieraniu.
- No ja myślę. - uśmiechnął się szeroko i wstał. - Szybki prysznic i spać. Jutro mam fatalne lekcje.
- Set?
- Hmmm? - Odwrócił się stojąc już w progu. Podeszłam do niego i go przytuliłam.
- Już nic.
....
- Dzisiaj już poznaliście całą historię Królowej Elżbiety II, nie wiem jak tego dokonałem opowiadając wam to w przeciągu dwóch godzin. Kobieta miała bogaty życiorys i jeszcze żyje także temat nie jest do końca skończony. Przypomnicie sobie na jutro czas Past Simple vs Pas Continuous bo omawiamy postać z przeszłości mianowicie Guy`a Fawkes`a. Dziękuję to by było na tyle. Koniec lekcji. - powiedział Rogers po czym nie wstając nawet z ławki na której przycupnął. - No ruszać się, przerwa jest a ja chcę w końcu zjeść lunch z moją żoną. Nie widziałem się z nią od poprzedniej przerwy. Zacząłem tęsknić. - rzucił zbierając rzeczy z biurka. Spojrzałam na niego z szerokim uśmiechem na ustach, gdy mówiłam - Do widzenia!
- Willow zaczekaj chwilkę! Mam do Ciebie sprawę. - zagadnął Rogers kiedy wychodziłam. Poprosiłam Charliego, żeby poczekał na mnie przy stolikach a sama skierowałam się w stronę wychowawcy. Bałam się, że zacznie temat dodatkowej historii. - Willow potrzebuję pomocy.
- Oczywiście , niech pan tylko powie co mam zrobić!
- Oooch! - krzyknął zadowolony, unosząc ręce w górę! - Liczyłem na taką odpowiedź! Willow musisz jechać ze mną dzisiaj na miasto. - powiedział i spojrzał na mnie. Sama byłam ciekawa co moja mina mogła wyrażać, bo gdy patrzyłam na Anthonego tego twarz natychmiast rozpromieniała. - Nie! Willow TY zboczeńcu! Chcę , żebyś pomogła mi wybrać prezent dla żony na naszą rocznicę ślubu. Chciałem poprosić twoją mamę, ale ostatnio jest zapracowana a ona poleciła Ciebie. Powiedziała, że macie podobne gusta.
- Z chęcią pomogę coś wybrać.  W sumie może być zabawnie jechać na zakupy ze swoim wychowawcą.
- Zabawnie dopiero będzie jak Harry do nas dołączy.
- Oj to już chyba mieszanka wybuchowa!
- Będzie bombowo! Poza tym ja nie jestem twoim wychowawcą. - potrząsnął przecząco głową. - No dobra, jestem! Ale czuję się jakbyśmy byli rodziną, czyli prawie taki wujek Henry, tylko, że Anthony, nie?
- Zaczyna robić się dziwnie wujku-Anthony, wychowawco - Rogers.
- O której kończysz lekcje?
- Po 7 - ostatni mam hiszpański .
- Kto cię uczy? Zwolnię Cię jeśli zaistnieje taka potrzeba. - Spojrzałam na niego jak na idiotę. Już dawno nie miałam hiszpańskiego, ale bez przesady.
- Zapomniałem, że tylko ja uczę hiszpańskiego w tej szkole. No to co? Zwalniamy całą klasę?
- Nie mieliśmy hiszpańskiego od tygodnia.
- Taa... dość często mnie ostatnio nie było. No dobra, 30 minut i wio na miasto.
- Mnie pasuje. - powiedziałam uśmiechając się i gdy chciałam już wychodzić, wujek-wychowawca zatrzymał mnie.
- Jeszcze jedno W. nie podpadaj tak Cook`owi, bo już Ciebie nie uratujemy. Nie będziesz całego semestru siedziała na historii, kara zmniejszona do 24 godzin. To wyjdzie jakoś 2 miesiące. - Błagałam siebie, świat, Boga, żeby nie kłamał, żeby to nie był głupi żart, bo to by odebrało mi całą radość życia i nadzieję, na odzyskanie wolności! - Mówię poważnie - uśmiechnął się - Nie rób minki zbitego psa. Willow to i tak 24 godziny. Mam nadzieję, że po tych  2 miesiącach wrócisz na moje lekcje normalna o ile w ogóle można tak powiedzieć, po takiej dawce historii do mózgu.
- Dam radę, wrócę i wszystko panu opowiem po tym czasie.
- Absolutnie, wtedy nie waż mi się do mnie przychodzić, pod karą uwagi do dziennika za nękanie! A teraz marsz za przerwę do chłopaków!
Wybiegałam z klasy cała w skowronkach. Od razu pobiegłam do Charliego, żeby powiedzieć mu o tym. Stał tyłem oparty o filar i gadał z Shanem. Pod wpływem emocji wskoczyłam mu na plecy a on nawet nie drgnął.
- Rogers zmniejszył karę do 24 godzin. Tylko 2 miesiące dodatkowej historii z Cook`iem. Czy to nie brzmi jak smak wolności?
- Lepiej się pilnuj i nie zgrywaj bohaterki, bo wlepi Ci kolejne 24 i przekiblujesz cały semestr. - powiedział Charlie niewzruszony, jakbym w ogóle nie siedziała mu na plecach.
- E tam! - zakrzyknął Shane - Trzeba się cieszyć, nie wszyscy mają tak dobrze. Inni siedzą z nim całe życie. No popatrzcie na tego biednego Petera. - spojrzał na kogoś za nami.
- On jest jego psem z wyboru. - rzucił Charlie.
- Nie mów tak o nim. - odrzekłam, bo w głębi duszy pomimo zdenerwowania czułam litość w stosunku do Petera.
- To szuja. Wszystko co usłyszy donosi Cook`owi. On ma oczy i uszy szeroko otwarte.
- Racja - przyznał Shane.
- Może się zmienił.
- Willow o ty naiwna istoto. Jak Ty  przetrwałaś w tym brutalnym świecie pełnym zakłamania i bezduszności, gdzie nie liczy się lojalność i przyjaźń a za bycie naiwnym i łatwowiernym ginie się od ciosu najbliższych.
- Charlie?
- Hmm?
- Nie jestem naiwna!
- Do dobra, może nie, ale łatwowierna już owszem
- A to nie to samo? - zapytał Shane
- No właśnie w tym rzecz że tak, ale łatwowierny ładniej brzmi.
- W sumie.
- Słyszałam to chłopaki! Tak nadal siedzę na twoich plecach jakbyś nie zauważył i podduszam Cię rękoma, jakbyś nie poczuł.
- Nie przeszkadza mi to, wręcz mogę powiedzieć, że to jest dość przyjemne. - Chciałam zejść, ale trzymał mnie za nogi.
- Ty masochisto! Nie chcę brać w tym udziału.
- Dobra ludziska, spadam na hale. Jutro już jest mecz!
- Koty do boju! - Krzyknął Charlie na cały korytarz a wszyscy zebrani przy stolikach mu wturowali. Scena przypominająca dosłownie High School Musical. Ale Shane nie wyglądał jak Troy a Naomi nie zachowywała się jak Gabriella. Wśród uczniów siedzących na ławkach zauważyłam jak Ethan obejmując Natalie gada z Setem. Stali bokiem więc mogli nas widzieć. Zamiast prosić Charliego, żebyśmy do nich podeszli, stwierdziłam, że się wyspryce i do nich pomacham. W końcu kto nie zobaczy dziewczyny siedzącej na plecach chłopakowi? No jednak nie zauważyli a ja puszczając Charliego skazałam się na upadek. Znaczy nie na ziemię, ale prawie. Moje czoło wisiało tuż nad powierzchnią podłogi. Nie wiem jak to się stało, ale trwało to dosłownie sekundę.
- Will żyjesz? - zapytał zmachany Charlie. - Ale mnie przestraszyłaś. Myślałem, że zaryjesz głową w podłogę, ale byś glebnęła.
- Teraz dopiero widzę, świat do góry nogami. Nie miałam wcześniej okazji.
- Cieszę się, że to właśnie mnie wybrałaś żebym Ci towarzyszył w tej ważnej dla Ciebie chwili, ale jak ktoś szybko Cię nie zdejmie to nie tylko przywitasz się z podłogą ale i złapiesz z nią bliższy kontakt. - Set! - krzyknął Charlie. - Pomożesz mi, mam pasażera na gapę.
Set podszedł nieświadomy o co chodzi. Widziałam tylko jego nogi na moim wyimaginowanym suficie. Ale jazda.
- Nawet nie pytam Willow, co Ty robisz w takiej pozycji. Chyba nie chcę wiedzieć.
- Ta wiedza mogłaby Cię zabić. - dodałam kiedy wziął mnie na ręce żeby mnie zdjąć z pleców bliźniaka. - Tak lepiej. Zdecydowanie. -kręciło mi się w głowie, ale było zdecydowanie bardziej komfortowo, poza tym Set pachniał tak ładnie. - Odstaw mnie już. - posłuchał mojego polecenia, ale chyba jeszcze nie doszłam do siebie bo napływ krwi do mózgu wywołał takiego rollercostera w mojej głowie, że z powrotem wylądowałam w jego ramionach.
- Ładnie pachniesz . - przyznałam.
- Nowe perfumy.
- Nie wiedziałam, że masz taki gust.
- To prezent.
- I Ty mi wyrzucasz , że ja Ci nic nie mówię. - obruszyłam się i stanęłam na własnych nogach choć wiedziałam, że próbuje mnie jeszcze podtrzymać.
- Nie było wcześniej okazji.
- Fajnie.- rzuciłam sarkastycznie -  Dobra Charlie, idziemy. Musimy jeszcze pogadać z Natem.
- Pogadamy w domu.
- Set, załatw sobie transport albo zadzwoń do taty, bo ja dzisiaj mam plany na południe.
- Plany? Nic wcześniej nie wspomniałaś.
- Nie było okazji. Charlie, spadamy.
- No trzymaj się ziom!
- Wzajemnie. - panowie  popukali się po plecach jak to na prawdziwych mężczyzn przystało i każdy udał się w swoją stronę.
....
 Nate stał jedną nogą oparty o ścianę i przeglądał coś w telefonie. Złapałam, głęboko oddech i próbowałam się uspokoić, żeby nie przywalić mu przy pierwszych wypowiedzianych przez niego słowach. No dobra, nie wiem czy bym miała tyle śmiałości, w końcu nie codziennie bije się kogoś po twarzy. Wdech i wydech. Dobra, jestem spokojna. Podeszłam do niego.
- Proszę państwa świat się kończy skoro sama Willow Evans przyszła do mojej skromnej osoby.
- Nate przestań!
- Jak zawsze promienna i radosna, kiedy mnie widzi.
- Nate, jestem już wystarczająco zdenerwowana.
- I do tego ten uśmiech. Dałbym się za niego pokroić.
- Zaraz Cię uderzę.
- I rzuca tymi ciepłymi, pełnymi miłości słowami.
- No i sam tego chciałeś. - podniosłam rękę, żeby uderzyć go w ramię, ale nie tak po przyjacielsku, tylko z całej petary. Stwierdziłam, że to będzie lepsze niż uderzanie go w twarz, w końcu nic takiego tragicznego się nie stało. Uderzenie w twarz zostawiłam na inną okazję. Kiedy chciałam go trafić , złapał mnie za rękę , więc wyciągnęłam drugą, ale za nią też mnie złapał. Zrobiłam najgroźniejszą minę na jaką mnie było stać, ale on się tylko śmiał z mojej bezsilności. Zanim następnym razem natrę na kogoś, wezmę przyspieszony kurs samoobrony a może boksu? Taaa boks, brzmi dumniej. Na moje nieszczęście korytarzem szedł Cook, znajdując nas w takiej pozycji miał pretekst, żeby nas ukarać.
- Panno Evans. Widzę, że nie wystarczy Ci uciekanie z historii, olewanie moich zajęć, spóźnianie się na nie to jeszcze musisz na złą drogę sprowadzać, mojego ukochanego ucznia. W imieniu swoim i pani dyrektor skazuję Cię na karę....
Boże, nie, nie nie! Wymigałam się od niej a teraz znowu. Normalnie ja to mam jakiegoś cholernego pecha. Modliłam się o 2 tygodnie! Proszę dwa tygodnie. I nagle usłyszałam głos Nata :
- Rób to co ja a wyjdziesz na tym dobrze. - przytaknęłam. Wszystko było lepsze od historii!!!! Niespodziewanie Nate, jedną ręką złapał mnie w tali a drugą położył na plecach, delikatnie pochylił i pocałował mnie. Chciałam się wyrwać, ale on trzymał mnie mocno. - Robię to, żeby Ci pomóc. Zaufaj mi.
Nie lubię Nate, ale muszę przyznać, że to było takie przyjemne. Ma takie miękkie wargi i tak przyjemnie pachnie. Dotknęłam jego ramion i włosów. Po ramionach rozpoznałam, że musi chodzić na siłownię a po włosach, że dba o nie lepiej niż Cornelia Bell. Nie wiem ile trwał nasz pocałunek, ale chyba wystarczająco długo, bo Cook zakaszlał. Nate, odsunął mnie lekko od siebie, spojrzałam na niego a on szeroko się uśmiechnął.
- Profesorze, nie chce się wtrącać w pana dyscyplinę, ale nie chcę, żeby ukarał pan Willow, ponieważ my się tylko droczyliśmy ze sobą.  Tak naprawdę to świetnie się dogadujemy a kara powinna spaść na mnie, ponieważ nie mogę wytrzymać minuty, bez patrzenia na nią. Wygląda tak pięknie jak się złości. Jeśli chce pan ukarać za uczucie miłości do drugiej osoby, to chcę wziąć całą winę na siebie.
- Nate, oczywiście, że nie dostaniesz kary. Widocznie źle zinterpretowałem intencję panny Evans. Mam tylko nadzieję, że Willow nie sprowadzi Cię na złą drogę, wręcz przeciwnie że nawróci się przy Tobie na tę właściwą.
- Pracujemy nad tym. - rzucił Nate do Cook`a.
- Tylko nie przesadzajcie z tą czułością, tu jest szkoła! - odrzekł Cook i skierował się w drugi koniec korytarza.
- Dobra przemowa. - zagaiłam, kiedy oboje się otrząsnęliśmy z tego co przed chwilą zaszło.
- Dziękuję. Dobrze całujesz.
- Dziękuję, ale nie przyzwyczajaj się. To się drugi raz nie powtórzy.
- Zobaczymy.  To o czym chciałaś pogadać?
- Już o niczym.
- Tak właśnie myślałem. - puścił oczko, jakby to wszystko zaplanował. Przymrużyłam oczy i pokiwałam tylko głową. - Willow, skoro, już znamy się troszkę lepiej może chciałabyś wpaść na urodziny Natalie?
- Nie, to nie jest raczej dobry pomysł.
- Będzie fajnie, zobaczysz. Nalegam, szczególnie, że jakby to nie patrzeć jesteś moją dziewczyną.
- Nie jestem!
- Mam powiedzieć o tym Cook`owi? - zaśmiał się.
- To jest szantaż.
- Proszę! To tylko jedna impreza. Rozerwiesz się trochę, poza tym będzie Set i Ethan. Nie będziesz musiała sama przebywać w moim towarzystwie, poza tym klub jest całkiem spory, może nawet na siebie nie wpadniemy.
- Zastanowię się i dam Ci znać.
- Czekam na to. A teraz może jakiegoś buziaka zanim pójdę na historię.
- Nie mam mowy!
- Cook byłby uszczęśliwiony widząc Cię na swojej dodatkowej historii... - nawet nie zdążył dokończyć kiedy dałam mu szybkiego buziaka w usta i poszłam. - O wiele lepiej, ale jeszcze to przećwiczymy.

czwartek, 25 sierpnia 2016

Rozdział II - część 3

*oczami Naomi*
- Po co za mną leziesz? - odepchnęłam ją zdenerwowana. - Nie potrzebuję twojej litości.
- To nie litość, wyluzuj. - dodała szybko. - Chcę tylko pomóc i poprzeć Cię u Baker, skoro Shane i Charlie nie mogą tu być.
- Nie potrzebuję pomocy. Lepiej wracaj, bo skończysz gorzej niż ja.
- Nie słyszałaś? Cały semestr, może być gorzej? - zapytała śmiejąc się. Kurde, chyba też się uśmiechnęłam bo zmienił się jej wyraz twarzy. "Bądź twarda powtarzałam sobie! Ona nie jest tego warta. ". Przestałam się uśmiechać i ruszyłam przed siebie.
- Poczekaj! - nie dawała za wygraną. Nie znoszę takich ludzi!!!
- Czego TY znowu chcesz? Mam już Ciebie dosyć więc gadaj i daj mi spokój!
- Chciałabym , zgłosić Cię jako kandydata na przewodniczącego szkoły.
- Cooo? - szczena mi opadła. Ona zgłosić mnie? Co to ma być? Jakiś charytatywny gest? - Nie potrzebuję twojego zgłoszenia! Jakbym chciała to bym się sama zgłosiła.
- Wiem, ale nie chcę żebyś tego robiła! Osoba zgłoszona przez "przeciwnika" - słowo przeciwnik wzięła w przysłowiowy cudzysłów, ale wydawało mi się to niepotrzebne. - dostaje na starcie 100 głosów.
- I co z tego? Myślisz, że aż tak ich potrzebuje? Że bez nich nie dam sobie rady wygrać?
- Nie, nie o to mi chodzi!
- Słuchaj ja już dobrze wiem Ty mała spryciulo o co Ci chodzi.
- Nie odpuszczę!
I kiedy miałam już wybuchnąć, zadzwonił telefon z domu opieki. Wiedziałam, że jeśli dzwonią w środku zajęć to nie wróży nic dobrego. Przeniosłam wzrok z wyświetlacza na Willow. Sparaliżował mnie strach, który przeniósł się widocznie na mimike mojej twarzy bo Evans dotknęła mojego ramienia.
- Wszystko w porządku?
- Muszę to odebrać. - Odeszłam parę kroków dalej i wcisnęłam "zielony telefon".
- Halo, Naomi jesteś tam?
- Tak, czemu dzwonisz  o tej porze. Mam zajęcia.
- Wiem, ale coś się stało! Musisz tu przyjechać, bo nie wiem co zrobić! - płakała do telefonu.
- Junifer, nie pieprz tylko mów co się stało!
- Pacjentka ma jakiś atak, upadła i nie wiem co mam zrobić! Przyjedź szybko!
- Boże, Junifer, co jej jest? Padaczka? Astma? Skurcze? Który pacjent?
- Twoja podopieczna ...- zapadło milczenie, które było dla mnie jak czekanie na wyrok. Nie zdawałam sobie sprawy, ale zaczęłam płakać, bo Willow do mnie podeszła i objęła mnie ramieniem.
- Sheila. - załkała- Przyjedź tu, szybko! Bo ona umrze!
- Będę najszybciej jak się da! Sheila ma cukrzyce. Zbadaj jej cukier i jak będzie miała za duży to podaj zioła, które są w jej szafce a jak ma za mały to kankę czekolady, ale tylko jedną! - powiedziałam szybko biegnąc korytarzem. - Już do Ciebie jadę!
Rozłączyłam się i biegłam. Nie zwracając uwagi na nic. Po prostu biegłam do utraty tchu. Kiedy byłam już na parkingu, przypomniałam sobie, że przyjechałam dzisiaj z Cornelią i zostawiłam kluczyki w jej torbie!
- Cholera! Cholera, nie teraz! - krzyczałam spanikowana. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że biegnie za mną W.
- Naomi, co się stało?
- Nie teraz Will, nie teraz. - o Kurde, pierwszy raz powiedziałam do niej tak uprzejmie, co wzbudziło w niej jeszcze większy strach.
- Podwiozę Cię, gdzie tylko będziesz chciała! - dodała idąc za mną.
- Daj sobie spokój.
- Proszę, nie bądźmy rywalkami, chociaż ten jeden raz. - zaproponowała a ja przytaknęłam z bezradności.
Kiedy wsiadłyśmy do jej samochodu, nie pytała o nic za co byłam jej wdzięczna. Poprosiłam ją żeby wysadziła mnie przed salonem fryzjerskim, bo nie chciałam , żeby wiedziała gdzie idę. Zaproponowała, że na mnie poczeka a ja z braku sił przytaknęłam.
Jak przyjechałam na miejsce sytuacja miała się dobrze. Sheila siedziała w swoim fotelu bujanym i piła napar z ziół. Jak zawsze opowiadała swoje ukochane żarciki i humor jej nie opuszczał. Podeszłam do niej i zapytałam się o jej samopoczucie, pogłaskała mnie po policzku i powiedziała, że czuje się dobrze.  Zbadałam jej cukier po raz kolejny i był w normie, ale przerażenie w głosie Junifer zostało w mojej głowie. Znalazłam ją w portierni pijają melisę i podtrzymywaną przez Clary.
- Tu jesteś! Wystraszyłaś mnie nie na żarty, czy ty nie przeszłaś kursu pierwszej pomocy i szkolenia? Nie wiesz co masz robić w takich sytuacjach? Miałaś pełną kartę pacjenta i wiedziałaś co jadła, piła i kiedy chodziła do łazienki Sheila! Czy to mało?
- Przepra-aaszam. - wydukała w odpowiedzi spuszczając oczy.
- O doprawdy? - odpowiedziałam zrzędliwie - Jesteś nieodpowiedzialną małolatą, która naraziła życie mojej podopiecznej! Chciałam, żebyś zastąpiła mnie w tygodniu, bo wydawałaś mi się najbardziej odpowiedzialna! Jakby coś jej się stało .... - to by była tylko i wyłącznie twoja wina Naomi dokończyłam w myślach. Przecież to tylko i wyłącznie moja wina. Powinnam tu być w czasie długiej przerwy, ale przejmowałam się tą głupią historią. To niedorzeczne!
- Naomi... - zaczęłam Clary
-Wiem. Przepraszam, nie powinnam krzyczeć. - powiedziałam i odwróciłam się w stronę salonu, gdzie wszyscy pacjenci patrzyli prosto na nas. - Junifer, gdzie była Pam i Neila?
- Mu- musiały gdzieś wyjść. Powiedziały, że to pilne i nie będzie ich góra godzinę.
- Naomi, usiądź. - pogłaskała mnie po włosach Clary. - Zaparzę Ci melisskę i zaraz będziesz jak nowo narodzona.
- Nie Clary, nie mogę. Muszę zadzwonić do Pam i pogadać z nią o jej zachowaniu. Nie mam czasu na melissę. Przykro mi, że widzimy się w takich okolicznościach i na tak krótko. Przyjadę jutro na swoją zmianę, tylko pójdę upewnić się czy Sheili nic nie jest. Dałam jej buziaka w czoło i poszłam.
Gdy tylko wyszłam z budynku zauważyłam idącą chodnikiem Pam i Neile. Obydwie wychodziły z salonu fryzjerskiego naprzeciwko. Kiedy mnie zobaczyły przystanęły zaskoczone.
- Co Ty tu robisz? - zapytała Pam zdziwiona.
- Co ja tu robię? Co TY tu robisz, kiedy powinnaś teraz siedzieć z pacjentami i im pomagać. Takie jesteście mądre, żeby zostawić świeżą z tyloma staruszkami? Jakbyście nie widziały, to Sheila miała atak! Umarłaby, gdyby nie Junifer i Clary!
- Georgia, nie widziałyśmy... - powiedziała przestraszona
- O serio? W ogóle gdzie wy polazłyście? Do fryzjera w czasie waszej zmiany?
Zawiesiły głowy i wpatrywały się w chodnik jak małe dziewczynki czekające na karę od nauczyciela.
- Muszę to zgłosić do dyrekcji i oni zobaczą co z wami zrobić. Tu się nie toleruje takiego gówniarskiego zachowania.
- Naomi....
- Nawet nie zaczynaj, nie mam zamiaru i czasu wysłuchiwać twoich wyjaśnień. Teraz obydwie macie tam iść natychmiast i siedzieć do końca waszych zmian! Gdy coś się jej stało, wina padłaby na was i tak powiem dyrekcji.
 Odprowadziłam je wzrokiem a później wzięłam głęboki oddech. Odgoniłam strach i przerażenie a także napływające do oczu łzy bo to nie był czas i miejsce na nie. Podeszłam do samochodu Willow obawiając się, że mogła usłyszeć moje krzyki na ulicy. Nawet gdy tak było nie dała po sobie nic poznać. Włączyła radio z którego popłynęła muzyka ukochanego zespołu Cat, obydwie zanurzyłyśmy się we wspomnieniach.
Kiedy wjechałyśmy na parking trwała właśnie druga dłuższa przerwa. Wiele licealistów wyszła na zewnątrz, żeby spędzić te 15 minut, poza budynkiem szkoły. Postawiła swój samochód na na tyłach szkoły, jakby czytała mi w myślach, że nie chcę, żeby ludzie widzieli nas razem. A może właściwie to ona tego nie chciała? Wszystko jedno, ważne że tylko kilku uczniów palących jointy nas widziało. Pewnie jak wrócą do siebie zapomną o tym i nie będzie plotek.
- Może powinnyśmy...
- Rozdzielić się?
- Tak. - dodała spuszczając głowę. - Sprawdzę, czy nie zostawiłam czegoś  w samochodzie. Nie czekaj na mnie.
- Jasne. - odpowiedziałam kierując się w stronę głównego wejścia. Historia się skończyła i pewnie Cook siedzi już u dyry. Mam przesrane podwójnie a skoro gorzej być nie może to urywam się z reszty lekcji. Chciałam wyjść  gdzieś z Shanem, ale zabolało mnie to w jaki sposób rozmawiał z Emmą i to, że Willow musiała przeze mnie mieć karę choć to on jest moim chłopakiem. Z drugiej strony nie chciałam żeby jej ponosił a Willow się należała za wszystko co mi zrobiła. Czy to wszystko w ogóle ma sens? Co ja robię ze swoim życiem? Sama tego nie rozumiem, ale będę brnęła w to dopóki nie postawię na swoim . Usiadłam na schodach, i przeczesałam burzę blond loków. Moje dłonie zatrzymałam na policzkach a łokcie oparłam na udach. Po prostu siedziałam i czekałam aż ten cholerny dzień minie. Nie miałam dokąd pójść, wszystko mnie przerastało. Nagle zauważyłam czarne, wyniszczone od ciągłego chodzenia conversy. Ich właściciel, stał przede mną i wyciągał do mnie rękę. Wiedziałam do kogo należały.
- Naomi. - powiedział ochoczo Set - Czy byłabyś tak kochana i .... poszła byś ze mną na waxy?
- Myślałam, że nigdy o to nie zapytasz. - odpowiedziałam zadowolona podając mu rękę, żeby pomógł mi wstać. - A tak przy okazji, to muszę kupić Ci nowe buty, te są już totalnie zjechane.
- Dlatego wybrałem właśnie Ciebie mój modowy mentorze.

wtorek, 2 sierpnia 2016

Rozdział II - część 2

*oczami Shana*
Wieczorem próbowałem dodzwonić się do Naomi, bardzo chciałam z nią o czymś pogadać, jednak przywitała mnie poczta. Z racji tego, że następnego dnia, miałem być zwolniony z 4 pierwszy lekcji z powodu treningów, postanowiłem dać sobie na luz i odpuścić i historię. Poszedłem więc do Charliego.
- Siema brat. - powitał mnie zanim otworzyłem drzwi.
- Mogę? - zapytałem, nie chcąc mu przeszkadzać.
- Po co pytasz, skoro i tak wejdziesz? - zaśmiał się Charlie. (Nie zawsze wchodzę , naprawdę!)
- Bo jestem człowiekiem pełnym kultury.
- Weź już tak nie żartuj , bo nie skończę tego do rana.
- Co tam tworzysz? - Zapytałem podchodząc bliżej i przebijając się przez wielką głowę brata. Spojrzałem na monitor.  - No pięknie. Moje zdjęcia z Naomi. Po co je przerabiasz?
- To jestem ja gamoniu!
- To wiele wyjaśnia. Serio, przestraszyłem się, że byłem takim flakiem w te wakacje. - dodałem rozbawiony, rzucając lotką w tarczę.
- Ha ha ha. No ale Ty ostatnio jesteś zabawny. Nawet nie zapytasz się po co to robię?
- Bo jesteś psychopatą , który próbuje ukraść mi dziewczynę? - nawet się nie zaśmiał, tylko pokręcił głową.
- Typowe.
- Po co robisz ten kolaż? - zapytałem po 10 punktowej wygranej w rzutki z .... samym sobą.
- Bo Naomi, ma urodziny w tym tygodniu i stwierdziłem, że nigdy nie dostała ode mnie .... takiego czegoś.
- Nie musisz mi przypominać że ma urodziny. - powiedziałem z wyrzutem , bo naprawdę doskonale o tym wiedziałem. - Poza tym nigdy nie dałeś jej  takiego prezentu, bo wystarczy że ma zdjęcia ze mną. Przecież wyglądamy identycznie.
- Boże, nie mów tak! Poczuję się urażony, że jestem tak brzydki.
- Idiota.
- Ciota.
- Idę.
- Ok.
- Serio, idę!
- Ok.
- Jutro historia, zacznij się uczyć.
- Martw się o siebie.
- Nie idę jutro na historię.
- Jak chcesz, ale esej musisz oddać.
- Ja pierdole. - krzyknąłem i wybiegłem z pokoju.
- Nie ma za co. - krzyknął zza drzwi.
Wbiegłem do pokoju, odpaliłem komputer i włączyłem program do notatek. Siedziałem i siedziałem nie mając pojęcia jaki jest temat pracy.
- Historia XX wojny światowej . - wrzasnął zza ściany.
- Taa, wiedziałem.
- Jasne.
- .... - zapadło milczenie, które zaraz wypełnił jego głos.
- Najlepiej będzie jak zaczniesz od metryczki.
- Jasne! Metryczka.
- Później walnij krótki wstęp o czym będziesz pisał.
- Jasne, wstęp. - notowałem wszystko, bo nie ufałem swojej pamięci krótkotrwałej. Już się przekonałem o jej krótkotrwałym działaniu.
- Po wstępie, kilku-akapitowe wyjaśnienie.
- Taaa...
- No i walniesz ciekawe podsumowanie i już.
I już - pomyślałem w duchu. Siedziałem i patrzyłem w monitor, czekając, że może mój brat zaoferuje pomoc, ale tego nie zrobił. Wpadłem na genialny pomysł i zacząłem pisać.....
....
-  Naomi! - krzyknął Charlie na szkolnym korytarzu. Pomimo tego, że szła z "przyjaciółkami" , natychmiast się odwróciła i poczekała na nas, dając znać reszcie, żeby szły bez niej.  Sprzedała Charliemu buziaka w policzek a mnie.... o dziwo też.
- Heeej chłopaki.
- Heeej Skarbie, liczyłem na coś lepszego niż buziak w policzek.
- Nie dzisiaj. Do później nocy siedziałam nad tym powalonym esejem i tak nic nie napisałam.
- Spokojnie, Shane też nie. -  powiedział bliźniak i z udawanym współczuciem poklepał ją po ramieniu.
- Skąd to możesz wiedzieć?
- Shane, jestem twoim bratem jakbyś zapomniał. Wszytko od dziecka robiłem za Ciebie.
- Racja. To jest wytłumaczenie.
- Masz. - dał mi kilka kartek papieru. - To chyba najkrótszy esej jaki napisałem, ale serio, już byłem zmęczony.
- Napisałeś za mnie esej. - powiedziałem nie kryjąc pewnego rodzaju wzruszenia. - Czemu go napisałeś? - o co chodzi? Gdzie jest haczyk?
- Nie ma haczyka, po prostu nie chciałem, żebyś upokorzył się przy klasie, po ostatnim razie. Jakbyś tego nie oddał, to byś nie pojechał na zawody. - powiedział , nie patrząc mi w oczy. To było urocze, muszę przyznać.
- Dzięki Chy. - podszedłem i zmierzwiłem jego bujną czuprynę.
- No to tylko ja nie będę miała. A mogłam być dziewczyną Charliego! - powiedziała unosząc ręce do góry w błagalnym geście. - Dlaczego, trafił mi się ten farciarz a nie jego mądry brat? Oj głupia ja! - dodała udawanym bólem.
- Twój farciarz, zaraz załatwił Ci esej. - powiedziałem obejmując ją ramieniem.
- Nie wezmę twojego, bo Charlie ma racje, nie pojedziesz na zawody.
- Nie chodzi o ten od Charliego. Tego bym nie oddał za żadne skarby. - powiedziałem patrząc czule na brata który tylko pokiwał głową ze śmiechem.
- To co napiszesz mi do 5 lekcji?
- Ja nie, ale ktoś już to zrobił. Oooo Emma Kochanie! - zawołałem za dziewczyną z klasy A.
- Shane. - powiedziała rumieniąc się. Kurde, serio nie jestem takim draniem, ale no zależało mi na dobrej ocenie. - Mam coś dla Ciebie.
- Oj, nie mów, że napisałaś? Nie spodziewałem się tego. - powiedziałem udając zażenowanie. - Myślałem, że nie dasz rady, choć kurde, jesteś przecież najlepsza. - zerknąłem na Naomi, stała przewracając wymownie oczami.
- Oj Shane.. - dodała czerwona jak buraczek. - Proszę. - podała mi pracę. Była obszerna. Postarała się dziewczyna. Było mi głupio, że tak ją wykorzystałem, więc wyciągnąłem portfel.
- Emm, 150 wystarczy?
- Shane, schowaj to bo się obrażę.
- Serio, Emm.
- Zrobiłam to co chciałam, poza tym nie miałam nic lepszego do roboty.
- Skoro, tak to mam lepszy pomysł. Może po prostu kiedyś wyjdziemy na kawę po szkole, co Ty na to? - zaproponowałem, nie zwracając uwagi na Naomi, która westchnęła głośno, żeby zauważyć jej obecność.
- Pewnie, to będzie najlepsza zapłatą.
- Dobra, to dziękuję. A na ten czas mogę tylko sprzedać Ci buziaka w ramach podziękowania. - no i pocałowałem ją w policzek, zbijając pione.
- No pięknie, wszystkie tak bajerujesz? - zapytała z ledwo słyszalną zazdrością. W sumie jakby nie patrzeć Emma była fajną dziewczyną, do pogadania i do popatrzenia, może gdyby nie Naomi, to dzisiaj byłaby moją dziewczyną? Nie , dobra, wyobraźnia podziałał. Nie byłaby.
- Oj N.! Jeszcze mi podziękujesz jak dostaniesz 5!
- Mam Ci dziękować że idziesz na kawę z inną? Pfff, dzięki!
Szliśmy po korytarzu witając się ze wszystkimi, nawet z niektórymi nauczycielami. Kochałem tę szkołę, tych ludzi i ten klimat! No, może z wyjątkiem historii na którą czas nieubłaganie zmierzał.
.....
- Anderson, dostajesz 1. - powiedział Cook, szukając w dzienniku jej numerka.
- Coo? - krzyknęła Naomi a razem z nią 10 innych osób.
- Nie co tylko, słucham.
- Słucham? - krzyczała dalej.
- Dlaczego? - zapytałem.
- Carter, pomimo twojej miłości do panny Anderson, proszę o pohamowanie swoich emocji.
- Ja tylko chciałem.
- Chcesz dostać uwagę? Twoją karą będzie kolejny tydzień na dodatkowej historii w każdy wtorek i piątek.
- No i świetnie, jednak pan nadal nie odpowiedział na moje pytanie, dlaczego? - dodałem.
- Kolejny tydzień, lepiej się nie odzywaj, bo zaraz  wyjdzie, że przesiedzę z Tobą cały semestr. - Jeszcze tego brakowało. Nie mogłem kiblować cały semestr, bo muszę jeździć na zawody.
Kiedy już miałem stanąć w obronie Naomi, po raz kolejny do klasy weszła zdyszana Willow. Popatrzyła na klasę i uśmiechnęła się do mnie. Zrobiłem jej miejsce i usiadła koło mnie, choć mogła wybrać siedzenie z Natanem. Powitała mnie bezgłośnie i powiedziała do Cook`a znajomą regułkę.
- Przepraszam za spóźnienie profesorze, ale coś mnie zatrzymało.
- Dwa tygodnie na dodatkowych zajęciach, bez spóźniania się.
Nic się nie odezwała , tylko pokiwała głową jakby miała zaraz powiedzieć "Świetnie" . Gdy chciałem wrócić do tematu, Cook najwyraźniej czytał mi w myślach i powiedział.
- Skończyłem na jedynce panny Anderson, który to ty masz numer. I nie Carter, nie wybronisz jej! - dodał, gdy już wstawałem, żeby coś powiedzieć. - Siadaj na krześle i nie podnoś się do końca lekcji, bo dodam kolejny tydzień kary a o ile dobrze wiem za 3 tygodnie są zawody.
- Nie wiedziałem, że sor jest fanem footballu - Krzyknął Tyler z końca klasy. Wszyscy zaczęli się śmiać. Dzisiaj mieliśmy akurat jedyną godzinę w tygodniu, kiedy zajęcia odbywały się ze wszystkimi uczniami ze szkoły.  Chciałem usiąść z Geogrią ale podsiadła mnie Cornelia a z Charliem usiadła Clary z jego klasy. Jednak koniec końców siedziałem z Willow, co było równie fajne. Ostatnimi czasy, bardzo ją polubiłem, nie żywiłem do niej żadnej urazy, choć pewnie Naomi, życzyłaby sobie, żebym nie był dla niej miły. Siedzie z nią było miłym odetchnięciem od codzienności, bo zawsze potrafiła zripostować Cook`a cokolwiek ten nie powiedział i te jej śmieszne bezgłośnie "wypowiedziane" słowa. Co jakiś czas zerkałem na moją miłość, ale ona wydawała się  nie zwracać uwagi na mnie. Jedynie co to napisała mi sms`a : "Już nic nie mówi, proszę." Wiedziałem, że nie chce, żebym przesiedział cały mecz w sali historycznej.
- Nie muszę być fanem, żeby wiedzieć, że gwiazda naszej szkoły i dodatkowych zajęć gra. W końcu ile to już Shane przychodził z rodzicami prosić o przepustkę. Tym razem nie ugnę się nawet pod rodzicami więc już nic nie mów! - No więc siedziałem i nie odezwałem się ani słówkiem kiedy Cook wstawiał jedynkę. Nagle spostrzegłem, że W. podnosi rękę.
- Sorze mam pytanie.
- No proszę Evans, czyżby związane z XX wojną?
- Tak! - potwierdziła W.
- To pytaj! Jestem ciekawy, co wymyśliłaś.
- Dlaczego? - zapytała W.
- Dlaczego co?
- Dlaczego Naomi dostała jedynkę? - zamarłem. Seryjnie zamarłem. Nie wiedziałem co powiedzieć i Naomi widocznie też, bo popatrzyła tylko na nią całkowicie zbita z tropu. O kurde. Każdy wiedział o tym że Naomi i Willow się nienawidzą a po drugie, że Cook nienawidzi Willow. Teraz tylko czekałem na wybuch obojga. Widziałem wściekłe spojrzenie N. kiedy patrzyła na Will gdy już doszła do siebie. Kiedy Cook miał się odezwać dając karę zajęciową odezwał się Charlie.
- Dlaczego? - spojrzałem znacząco na niego, a on był nie wzruszony. Zaraz za nim odezwał się Nate.
- Dlaczego? - po nim Tyler
- Dlaczego? - zaczęły dobiegać pytania kolejnych osób.  Byłem z nich dumny. Sam nie mogłem nic powiedzieć a każdy chciał pomóc na tyle na ile się dało. Wiadomo, że nie weźmie wszystkich na zajęcia, w końcu zabrakło by sali.
- Sama jej nie napisała! - wybuch w końcu nauczyciel.
- Skąd taka pewność - dopytywała zaciekle W.
- Bo jest za głupia na tak dobrą pracę! - oburzył się profesor a ja nie wytrzymałem. Wstałem, ale razem ze mną inni.
- Ta głupia dziewczyna. - zaczęła Naomi żałośnie. - ma swój honor i wyprasza sobie takie zachowanie. Idę z tym do pani dyrektor i zaraz zobaczymy, czy jestem za głupia, żeby sie wybronić. Wstała wzięła swoje rzeczy i wyszła. Zacząłem się pakować. Chciałem wyjść, ale W. mnie zatrzymała i wybiegła za nią.
- Evans cały semestr na zajęciach! - okrzyknął swoją najgorszą karę , która była dla W. jak wyrok.

sobota, 4 czerwca 2016

Rozdział II - część 1

*oczami Naomi*
Prosto po szkole pojechałam do domu opieki. Wiedziałam, że jestem już spóźniona, miałam tylko nadzieję, że ta idiotka Cornelia za mną nie jedzie. To była by porażka. Upewniałam się, skręcając w prawo, że nie ma samochodu za mną i zaparkowałam na podjeździe na przeciwko domu opieki dla seniorów.  Założyłam swoją plakietkę : WOLONTARIUSZ NA MEDAL - CUKIERKOWA NAOMI i weszłam do środka. Otwierając drzwi poczułam znajomy zapach kremu do rąk przeznaczonego dla pacjentów ośrodka oraz niezmienionych pieluch. - Szykuje się pracowity dzień. - pomyślałam. - Żegnaj jutrzejsza historio, nie ma szans, żebym wróciła do  domu przed 22. 
Kiedy postawiłam pierwsze kroki w salonie, gdzie wszyscy Staruszkowie przebywali i spędzali czas w ramach rozrywki, zobaczyłam zagubione wśród nich wolontariuszki, których wcześniej nie widziałam.
- Są nowe tutaj. - podpowiedział głos za mną, który należał do mojej cudownej podopiecznej Clary.
- Wiataj Clary, cudownie Cię znowu widzieć. - powiedziałam nie ukrywając zadowolenia i mocno uścisnęłam moją kochaną przyjaciółkę. Clary miała 93 lat i była tutaj jedną z najstarszych pacjentów, ale wcale na taką nie wyglądała. Opiekuję się nią już od 4 lat i nie mam zamiaru jej opuszczać nigdy. Mam nadzieję, że ona też jeszcze długo mnie nie opuści.
- Stęskniłam się za moim kochanym cukiereczkiem. - dodała gładząc mnie po twarzy. - Jak zawsze nieskazitelna cera.
- Spokojnie, mam przy sobie te cudowne kremy, które uwielbiasz. Nie będziesz musiała używać tych z ośrodka.
- Moja malutka. Taka wspaniała i zawsze o mnie pamięta. - uśmiechnięta od ucha do ucha nie mogła się na mnie napatrzeć. Strasznie ją kochałam. Była moją najlepszą przyjaciółką, traktowałam ją jak swoją babcię. Dla mnie nią była nie zważając na głupie papiery i więzy krwi. - Marcy! - krzyknęła na swoją znajomą. - Dzisiaj spotykamy się u mnie wieczorem, mam te cudowne specyfiki! Marcy też je uwielbia.
- Tylko nie przesadzajcie z nimi, bo nie poznają was jutro.
- Ooo moje urocze dziecko. Zaraz będzie deser, może przysiądziesz się do mnie?
- Będę zaszczycona, tylko najpierw muszę poinstruować te nowe, bo widzę, że mało wiedzą jak wykonywać swoje obowiązki. Idź z Marcy a ja Cię dogonię, dobrze?
- Tylko szybko, bo zjem wszystko.
- Postaram się. - dodałam po czym odprowadziłam ją do stołówki i wróciłam do już opustoszałej sali, gdzie zostały tylko zmęczone, zagubione wolontariuszki. - Hej! Miło mi was tu widzieć. Jestem Georgia.
- Junifer
- Casandra
- Neila
- Dobra skoro już się znamy, to szybko wam powiem co i jak, bo chyba wam troszkę nie idzie. Żeby wykonywać tą pracę trzeba być w pełni oddanym osobą, które tutaj przebywają. Przychodząc tu zapominacie o sprawach w szkole, pracy w domu. W tym ośrodku wasze problemy się nie liczą, zrozumiano? Jesteście tutaj dla nich, nie oni dla was! Macie im pomagać na każdym kroku kiedy sobie tej pomocy od was zażyczą. Macie być miłe, przyjemne, dowcipne, rozrywkowe, spontaniczne i szybkie. Kiedy coś się dzieje, nie czekacie tylko wzywacie mnie albo ratowników z recepcji. Lepiej dmuchać na zimne, to są starsze osoby. Jeśli macie wyznaczonych podopiecznych im poświęcanie najwięcej swojej uwagi. Jednak będąc z nimi macie mieć oczy dookoła głowy. Niedługo przyjdzie Margaret, Alicja i Pam.
One mają po trójcie podopiecznych, mogą też przejąć wasze obowiązki, bo są doświadczone w tym. Jeśli chodzi o higienę. Zawsze zanim wejdziecie do nich myjecie ręce, kiedy zmieniacie pieluchy zakładacie rękawice, kiedy kończycie smarujecie ich krem, albo pudrem. Ta praca przypomina opiekę nad dziećmi, tylko, że dziecko nie czuje wstydu kiedy to robicie, bo jest małe, nie rozumie co się wokół niego dzieje. Ci ludzie przeżyli o wiele więcej niż nam się wydaje, są bezbronni, nieporadni, bez siły ale czują wstyd. Wstydzą się, za swoją niemoc. Zrozumiano? Dlatego kiedy kąpiecie ich czy dajecie jeść, musicie umieć zażartować czy serdecznie się uśmiechnąć, żeby wiedzieli, że to wam nie przeszkadza tylko sprawia przyjemność. Że cieszycie się, że jesteście komuś potrzebni, jasne? Dobrze to teraz do sprzątania salonu, bo zostawili tu niezły burdel. Ja idę do jadalni przypilnować ich posiłku.
- Georgia, to było piękne co powiedziałaś. - po słowach Neili uśmiechnęłam się. Nie wiem czy było piękne, ale wiem, że było prawdziwe i sprawdzone.
- Dobra dziewczyny, do roboty.
....
- To teraz ja! - krzyknęła Sheila jedna z moich podopiecznych. - Dlaczego choinka jest taka duża? Bo jodła! - słyszałam ten żart z jej ust milion razy, ale to z jakim przejęciem opowiada go wprawiało mnie w ponowne rozbawienie. Zaczęłam się śmiać a razem ze mną pozostali staruszkowie.
- Sheila, ty to jak zawsze powiesz coś śmiesznego. No to kto następny uroczy nas dowcipem?
- A może opowiesz nam Naomi jak minął Ci dzień. Twoje opowieści są zawsze takie ciekawe.
- Dzisiaj tak naprawdę się nic nie zdarzyło, poza tym że został ogłoszony konkurs na przewodniczącego szkoły.
- Powinnaś wziąć udział w nim.
- Jesteś najlepsza. Wygrasz!
- No nie wiem. Myślałam nad tym, ale czy to dobry pomysł.
- Najlepszy moje dziecko. Jesteś cudowna, taka miła i dobra dla wszystkich. - jedna z wolontariuszek zaśmiała się pod nosem. Poznałam ją. Była z mojej szkoły, chyba pierwszoklasistka. Widocznie widziała mnie w szkole i wiedziała, że nijak moje zachowanie nie przypomina tego tutaj.
- Nie ma co się śmiać. Chyba naprawdę nie znasz Naomi tak dobrze, jak my ją znamy. - miała rację, nikt mnie takiej nie zna.
.....
Po tym jak całe popołudnie pomagałam moim kochanym Staruszkom pożegnałam się z nimi i pojechałam do domu. Jak za każdym razem kiedy późno wróciłam, nikt nie zauważył mojej nieobecności. Mama zagadywała po kolacji przyjaciela ojca z którym miała romans. Skąd to wiem? Bzykała się z nim kiedyś w moim pokoju. Najgorsze jest nie to, że ich przyłapałam, ale że w domu był tata. Co do niego. Też zdradza mamę, ale nie z kobietą, tylko z pracą. Siedzi godzinami w papierach, żeby zarobić na to wszystko co mamy. Szczególnie dotyczy to ciuchów mojej mamy, byłej modelki teraz wielkiej celebrytki, która śpi z każdym byle tylko dostać gdzieś angaż i jakąś małą rólkę. Pcha ją do telewizji jak nie wiem co. Schody zaczynają się kiedy pojawiłam się ja. Teraz chce zrealizować swoje nieudane marzenia na mnie. Ze mnie chce zrobić osobą, którą nigdy się nie stała nie pytając się o to czy ja też tego chce....
- Witaj Słonko! - przywitał mnie tata kiedy weszłam do jadalni. - Może dołączysz do mnie?
- Nie jestem głodna, jadłam na mieście.
- To może po prostu posiedzisz? - miałam już iść na górę, zamknąć się u siebie i pójść spać aby ten dzień jak najszybciej się skończył, ale jego słowa mnie zatrzymały. By taki smutny, nie chciałam mu sprawiać więcej przykrości.
- Jasne - odparłam.
- Jak Ci minął dzień?
- A od kiedy Cię to obchodzi? - kurde a miałam być miła!
- Masz rację. Nie mam prawa interesować się twoim życiem skoro tak mało czasu Ci poświęcałem. Po prostu chciałem wiedzieć...
- Dobrze, wszystko było dobrze. Może z wyjątkiem jednego incydentu, ale poza tym spoko.
- Ktoś sprawił Ci przykrość? - dopytywał coraz bardziej a ja coraz bardziej byłam skołowana. Co się nagle stało, że tak go to ciekawi? Może po prostu chce zagadać, żebym straciła rezon a tak naprawdę chce coś na mnie wymusić, żebym mu pomogła czy coś... Wgl co to za pytanie! Nigdy nie miał dla mnie czasu a teraz... Hmmm.. co mam zrobić?
- Nie przykrość. - powiedziałam szczerze. - Po prostu zostałam o coś poproszona przez bliską mi osobę a wykonanie tego jest sprzeczne z moją naturą.
- Chodzi o Shana?
- Nie no coś ty. Między mną a Shanem jest super. - po co ja mu to wgl mówię? Przestań gadać!
- No to nie wiem o kogo może chodzić jak na razie poznałem tylko jego.
- A Cornelii Ci nie przedstawiałam? - przypomniałam mu, choć wiedziałam że na bank jej nie pamięta.
- Pamiętam nią. - kłamca! - Jednak kiedy ją poznałem byłem pewien że to nie jest twoja przyjaciółka. Jesteś za mądra żeby się z nią przyjaźnić.
- Nie mów tak.
- Wiem na co stać moją jedyną córeczkę. - no i mnie zaginął .. dobry jest. Mimowolnie się uśmiechnęłam. To było bardzo miłe, ale nie wynagrodzi krzywd które miałam w dzieciństwie.
- Mogę zadać Ci jedno pytanie? Tylko obiecaj mi, że na nie odpowiesz.
- Obiecuję.
- Dlaczego jeszcze się nie rozwiedliście z mamą? Po co się męczyć skoro można szybko to zakończyć... Przecież obydwoje tego chcecie...
- Zrozumiesz jak będziesz w moim wieku. - Prychnęłam. Zawsze to powtarzał.
- Znowu to samo.
- No dobrze. Chcesz wiedzieć dlaczego? Bo ja Cię kocham! Twoja mama dawno chciała to zrobić, ale ja ze względu na Ciebie się na to nie zgodziłem. Chciałem, żebyś dorastała w pełnym domu. Żebyś była szczęśliwa. Jak dla mnie wniosłaś do tego domu radość i miłość, ale po twoich urodzinach mama chciała wrócić do dawnej figury, robiła operacje plastyczne za które musiałem płacić ja. Kiedy chciałem mieć jeszcze jedno dziecko, które było by tak cudowne jak Ty wtedy twoja matka wykrzyczała mi w twarz, że mnie nienawidzi.
- Kochałeś ją?
- A czy teraz jej nie kocham? Oczywiście, że ją kochałem, pomimo tego, że już po twoim urodzeniu zdradzała mnie. Nie umiałem jej nie kochać.
- Teraz możesz dać już spokój tato. Jestem dorosła, nie musicie być już razem. Poza tym mama stanęła już na nogi.
- Wiem i jestem bardzo z tego powodu zadowolony. Jednak nie mogę tego zrobić. Nie mogę dać jej rozwodu.
- Dlaczego?
- Bo wtedy zostawisz mnie.
- Słucham?
- Zostawisz mnie i zamieszkasz z mamą. Nic nie mów. Nie byłbym o to na Ciebie zły. To zrozumiałe. Jednak pomimo tego, jak się zachowuję to wiedz, że bardzo Cię kocham. I bez Ciebie nie mógłbym żyć.
- Tato... - no i wybuchłam. Wszystko wewnątrz mnie buzowało. Kiedy spojrzałam na łzy na jego twarzy nie wytrzymałam. Popłakałam się i przytuliłam go. Nie wiedziałam, że aż tak go kocham. Nie wiedziałam, że on mnie aż tak kocha. Byłam okropna. Słyszałam jak szlocha mi w kołnierz dopiero co kupionej bluzki, ale wcale nie chciałam mu przeszkadzać. W końcu zrozumiałam po kim jestem tak wrażliwa.
- Kocham Cię Mój Skarbie.
- I ja Ciebie tato.
- Cóż za słodka scena. - powiedziała mama schodząc po schodach z jakimś gachem. - Naomi nie płacz, bo zbrzydniesz. Płacz źle działa na cerę. - a teraz zrozumiałam po kim jestem taką suką.
- Wiesz to z doświadczenia? - rzuciłam, choć wcale nie chciałam podgrzewać atmosfery.
- Naomi! Proszę tak się do matki nie odzywać kiedy właśnie ona załatwia Ci przesłuchanie do reklamy szamponu.
- Super, tylko szkoda że się nie zapytałaś czy tego chce. Nigdy się o nic nie pytasz! - nakrzyczałam. Widziałam tylko jak matka kiwa na mnie głową, jakbym była jakaś ułomna.
- Wrócimy do tematu jak odprowadzę naszego gościa. Do zobaczenia Andre. Tak oczywiście, że wystąpi w tej reklamie. Wiem, wiem jest przewrażliwiona. To przez tego idiotę. Dobrze zadzwonię. Do zobaczenia.
- Spokojnie Naomi, nie ma co się denerwować. Musisz zachować spokój. - powiedział tata próbując mnie uspokoić, ale mnie w tym momencie nic nie mogło uspokoić.
- Co Ty sobie wyobrażasz Georgia! Że wszystko możesz? Nie nie możesz! Gdyby nie ja to byś nic nie osiągnęła.
- Dziękuję mamo za tą wiarę we mnie.
- Przestań pierdzielić głupoty. Nie zachowuj się jak dziecko!
- Nie krzycz na nią! - zdenerwował się tata stając w mojej obronie.
- A Ty co? Kolejny. Zaraz będziesz bezrobotny jak ta twoja posrana firma upadnie. Nie będę miała zamiaru Cię utrzymywać. Teraz nagle zrobiłeś z siebie kochanego tatusia?  Co jej powiedziałeś, że tak się rozkleiła? Że co, że ją kochasz, że się o nią troszczysz? Że nie chcesz rozwodu ze względu na nią? Jakie to wzruszające. Tylko nie nie mów Naomi, że okazałaś się taką idiotką i w to uwierzyłaś.
- Lizy, jak możesz tak mówić! Zawsze ją kochałem i zawsze kochałem Ciebie, nawet gdy mnie zdradzałaś na prawo i lewo.
- Oj przymknij się zgredzie. Popatrz na siebie idioto! Jesteś zerem.
- Dosyć! Przestańcie się kłócić - krzyknęłam nie mogąc dłużej słuchać ich krzyków. Zawsze kiedy ze sobą rozmawiają to tak to wygląda. Powinnam bardziej doceniać chwilę kiedy nie zauważają mnie ani siebie.
- Idź do swojego pokoju i mnie nie denerwuj. Do Ciebie i twojego występu wrócę jutro!
- Nie będzie żadnego występu! - krzyknęłam szykując się do kolejnego ataku. Łzy spływały mi po policzkach a ja nie mogłam ich zatrzymać.
- Znowu beczysz? Przestań już!
- Nie najeżdżaj na nią! - bronił mnie dalej tata, ale chyba bezskutecznie. Nagle zadzwonił dzwonek i mama spojrzała na mnie.
- Może z łaski swojej otworzysz i się na coś przydasz?
Poszłam, nie mogłam na nią więcej patrzyć. Była zimna i skamieniała. Dzwonek do drzwi nawet nie przystopował ich kłótni. Nie zdziwiłabym się jakby zawitała u nas policja. Takie krzyki słychać nawet z odległości kilometra. Otworzyłam, ale to nie była policja. To Set.
- Hej Naomi! - powiedział ze zmieszaniem. Zanim zdążyłam coś powiedzieć przywitały go słowa mojej mamy.
- Zamknij się. Jak ja Cię nienawidzę to tylko Bóg jeden wie! Jesteś obleśny!
- Hej Set! Coś się stało? Jest 23 w nocy.
- Wiem i bardzo przepraszam. Chciałem tylko powiedzieć, że Cię strasznie przepraszam. Nie powinienem prosić Cię o takie rzeczy w szkole. To było głupie i nieprzemyślane.
- Nic nie szkodzi. To ja się głupio zachowałam. Nie powinnam tak na Ciebie najeżdżać...
- Naomi, ty płakałaś?
- Nie, to tylko .... Zresztą i tak nie umiem kłamać. Tak płakałam, ale nie chce o tym gadać.
- Kto przyszedł? Jakiś kolejny jej ruchacz? - nadarł się tata i po jego głosie wiedziałam że wpadł w furię. Bałam sie tylko co będzie dalej.
- Nie to ktoś do mnie. Możecie tak nie krzyczeć?
- Jak nie chcesz nas słuchać do idź do siebie. - wrzeszczała mama
- Może się kurwa jeszcze wyprowadzę, co? Ale byście się ucieszyli. - odkrzyknęłam mijając Seta i wchodząc do kuchni. - Baa, nie tylko cieszyli, byście skakali z radości, bo w końcu moglibyście się wzajemnie pozabijać. Wiecie co, jak dla mnie droga wolna. Macie tu noże, tam gdzieś kij do baseballa. Tłuczcie się, rozwalcie cały dom do cholery. Niech nic już nie zostanie. Nienawidzę was. Tylko byście brali a nic od siebie nie dajecie. - kontynuowałam połykając własne łzy i nie zważając że Set jest na korytarzu. - Mam was dosyć i waszych humorków. Nie chce już tu mieszkać i nie chce ty twoich zasranych reklam. To wszystko jest pojebane do reszty! Nawet nie wiedziałam że aż tak można kogoś nienawidzić!
- Nie dramatyzuj!
- Zamknij się Lizy! - nadarłam się na matkę. Zawsze jak byłam zdenerwowana mówiłam do niej po imieniu.  - zabieram swoje rzeczy i nie będę spała w domu dopóki się nie ogarniecie. - jak powiedziałam tak zrobiłam. nadal zapłakana chwyciłam tylko swój plecak, szal i buty i wybiegłam z domu zabierając ze sobą Seta. Uderzyłam drzwiami jak najmocniej potrafiłam i nawet się nie spodziewałam, że mam taką siłę, bo wybiłam okno.
- Zapłacisz za szybę.
- Wal się!
....
- Tylko nic nie mów!
- Nie zamierzałem.
- Akurat. To wszystko to jakaś paranoja. Przepraszam, że musiałeś tego słuchać.
- Powinienem wyjść.
- Po co? I tak byś słyszał wszystko na zewnątrz. Tak to mogłeś przynajmniej oglądać ich miny jak się na nich darłam.
- Taaa, byli zdziwieni. Jeszcze chusteczkę?
- Nie, już okey. Set, wiesz, że to zostaje naszą tajemnicą.
- Wiem i nikomu nie powiem. - i to mi wystarczyło ufałam mu pomimo tego, że przyjaźnił się z Willow.
-.....
-.....
-.....
-.....
- Zagłosowałabym na nią.
- Co? - zapytał jakby nie wiedział o co mi chodzi.
- Zagłosowałabym na nią gdybym miała do wyboru ją albo Petera.
- Wiem, bo jesteś najlepsza.
....
Seton zaproponował, że odwiezie mnie do Shana do domu. Odmówiłam, nie chciałam, żeby oglądał mnie w taki stanie. Pojechałam za to w inne miejsce. Tam gdzie czułam się najlepiej, tam gdzie był mój prawdziwy dom. Gdzie wszyscy mnie kochali za to jaka jestem, gdzie nie muszę przed nikim niczego udawać.



wtorek, 23 lutego 2016

Rozdział I część 6

*oczami Seta*
Wschód słońca wyglądał wspaniale. Był jak lekki deszczyk w trakcie suszy. Po nieprzespanej nocy, poświęconej myśleniu i poukładaniu sobie różnych spraw, pierwsze promienie słońca pomogły mi odpocząć. Wpatrywałem się w nie widząc rodzącą się na nowo w moim życiu nadzieję, widziałam, że jest ciąg dalszy. Widziałem w nich Cat i rodziców ubranych w piękne złote ubrania, widziałem, jak biegają, śmieją się i trzymają za ręce. Byli szczęśliwi. Byli tacy jakich ich zapamiętałem do samego końca. To oni mnie wychowali i oni mnie uratowali, przed zepsuciem tego świata. To ich za każdym razem widziałem patrząc na wschodzące słońce. Oni mnie kochali a ja byłem im winny choć trochę uwagi. Tęskniłem za nimi. Chciałem do nich dołączyć. Gdyby Willow widziała to co ja we wschodzie to też by chciała tam być. Zrozumiałaby. Dopóki nie rozumiała, nie mogłem jej zostawić. Odwróciłem wzrok od mojej rodziny tańczącej w porannym blasku pierwszych promieni słońca i spojrzałem na W. Spała delikatnie otulona kocem, którym przykryłem ją po zaśnięciu. Wyglądała jak Śpiąca Królewna. Nie chciałem jej budzić więc delikatnie jak paluszkach wyszedłem z jej pokoju. Było bardzo wcześnie, reszta domowników spała, więc zostawiłem kartkę na lodówce - jak zawsze w ramach komunikacji - z wiadomością, że poszedłem pobiegać. Założyłem specjalne buty i pobiegłem do parku. Biegnąc poczułem rześkie powietrze, które, jak deszcz przylegało do moich ubrań. Czułem wolność i wiedziałem, że taki poranny bieg pomoże mi zapomnieć o moich problemach...
....
Do szkoły poszedłem z Ethanem. Jack kazała Willow zostać w domu i zadeklarował, że pojedzie z nią do lekarza, bo ma dosyć patrzenia jak się męczy. Poparłem go w stu procentach, więc Lena nawet nie miała prawa głosu, choć wiem, że na pewno była takiego samego zdania co my. Specjalnie obraliśmy z Ethem dłuższą drogę, żeby trochę pogadać.
- Wczoraj spotkałem się z Natalie na rolkach. Było całkiem spoko, nie licząc tego, że wywaliłem się jakieś 30 razy. - kątem oka dostrzegłem jego rozbawienie, kiedy opowiadałem mu co robiliśmy i jak wgl doszło do tego, że postanowiliśmy się spotkać. Poza rozbawieniem, które było wyraźne, zobaczyłem głębsze emocje, które nim targały. Ethowi podobała się N. byłem tego świadomy, ale mnie na niej nie zależało. Gdyby nie Eth, może bym się nią zainteresował, ale w takich okolicznościach nie chciałem tego robić. Postanowiłem go więc uspokoić. - Ethan, słuchaj znamy się od podstawówki. Wiesz, przecież że bym Ci tego nie zrobił. Zaufanie, nie?
- Jasne, przecież wiem. Nie chodzi o Ciebie. Chodzi o nią. To widać, jak na Ciebie patrzy, jak uśmiecha się jak Ciebie widzi. Nawet nie wiesz, jak Ci zazdroszczę. Też bym chciał, żeby się tak na mnie patrzyła. - muszę przyznać, że po jego słowach doznałem lekkiego szoku. Nie wiedziałem, że N. na mnie leci. Byłem przekonany, że chce być moją przyjaciółką. Od tego czasu postanowiłem bardziej jej się przyglądać i zachować czujność. Nie mogłem pozwalać jej się za bardzo do mnie zbliżać.
- Daj spokój! - rzuciłem do przyjaciela, kiedy ocknąłem się z lekkiego szoku. - Jeśli chodzi o mnie to nie szukam miłości życia jak na razie, także bądź spokojny. Natalie jest spoko, ale to tylko kumpela. - dodałem na pocieszenie.- Mnie się wydaje, że powinieneś coś zdziałać w tym kierunku, żeby Tobie stała się bliższa.
- To co mam zrobić? - zapytał bezradnie. - Za każdym razem, jak któraś mi się podoba, to zostaję odtrącony. To jest kurde, diabelskie koło. Żadna mnie nie chce.
- Ogarnij się, bo zaczynasz mówić jak baba. Weź !
- Zmieńmy temat, błagam, bo czuję się jak na babskim pidżama party. - dodał z uśmiechem. - Chciałem Ci to powiedzieć wczoraj, ale jakoś nie miałem okazji. Shane, zaprosił mnie do drużyny piłki nożnej i kosza. Od teraz będę gwiazdą.
- Żartujesz? - zawołałem nie kryjąc zaskoczenia. - To świetnie! Kiedy pierwszy mecz?  Kiedy będziemy mogli Cię oglądać gwiazdo piłki.
- Za dwa miesiące, ale pewnie na pierwszym będę grzał ławę...
- Bzdury gadasz. Będziesz błyszczał.
- Chyba jak lukier na pączku. - zaśmiał się czym zakończył temat jego kariery. Ethan był osobą, która rzadko lubiła opowiadać o sobie, także cieszę, się, że pomimo tego powiedział mi aż tyle. Musiałem sprawić, żeby bardziej uwierzył w swoje możliwości. Ale najpierw musiałem zrobić coś innego. Musiałem spełnić swoją obietnicę, musiałem kogoś zgnoić.
....
- Cześć Harry ! - zawołałem do wujka zamykającego klasę. Spojrzał na mnie i zobaczyłem na jego twarzy szczery uśmiech.
- Witaj świeżak. Jak tam?
- Jest dobrze, ale mam sprawę.
- Jeśli chodzi o autograf. - powiedział używając naszego szyfru w razie, jakby ktoś z kujonów i wielbicieli Cook`a z jego FanClubu przechodzili obok. Autograf  to podpis dyrektora, który podrabiał Harry za każdym razem kiedy historyk wysyłał kogoś do dyrki. Dewiza uczniów naszej szkoły to "Naszym dyrektorem jest Nelson" - niczym nie ujmując pani Baker - ale to z natury sztywna babka zapatrzona w swojego bratanka - Petera. Oczywiście Harry był dyrektorem tylko dla wtajemniczonych reszta chodziła do pani Baker. - Mam pieczątkę w gabinecie, tam Ci podstempluje. - dodał z uśmiechem.
- Nie, nie o to chodzi. - rzuciłem szybko.
- Jakże miło to słyszeć, że nie masz problemów z historią, w przeciwieństwie do W. Ta to zapada w sen zimowy na każdej lekcji. Niedługo przebije rekord  szkoły. Już brakuje jej tylko 5 lekcji. - mimowolnie się zaśmiałem. Lubiłem słuchać, jak nauczyciele mówią o W. Wszyscy ją uwielbiali, no oprócz Cook`a. Ten jej szczerze nienawidził. - Myślę, że da radę. Jej poprzednik zostawił poprzeczkę wysoko, ale ona jest najlepsza. Jeszcze żadna dziewczyna tyle do mnie nie przychodziła.
- Oj tak. Will jest wyjątkowa. - powiedziałem z rumieńcem. - No ale wujku, nie o tym przyszedłem porozmawiać. Masz chwilę?
- Dla mojego siostrzeńca zawsze. - otworzył z powrotem klasę i zaprosił mnie do środka. Usiedliśmy i opowiedziałem mu o moim planie a on tylko kiwał głową z uznaniem. Widziałem dumę w jego oczach.  Poczułem, że policzki mnie pieką.
- Lepiej bym tego nie wymyślił! - powiedział napinając pierś - Uczeń przerósł mistrza.
- Tylko będę potrzebował jeszcze jednego nauczyciela.
- Anthony się ucieszy. Już chciałbym zobaczyć jego minę. Może nawet Nell będzie chciała pomóc. - wiedziałem, że Harry ma dobry kontakt z państwem Rogers - przyjaźnili się od podstawówki i poszli na najbliżej siebie leżące uczelnie. Obydwaj byli zakochani w Nell, ale to Anthony zdobył jej serce. Teraz często z tego żartują. Wiedziałem, że Harry pogodził się z tym i wyzbył się wszelkich uczuć do żony swojego najlepszego przyjaciela. Cała trójka przypominała mi trochę Huncwotów z Harrego Pottera. Wujek to zdecydowanie James a Anthony to Syriusz, Nell mogłaby być w ostateczności profesorem Lupinem, choć sto razy ładniejszym.
- To kiedy działamy - zapytał wyrywając mnie z transu myśli.
- Jutro, jak W będzie w szkole. - powiedziałem uradowany.
- No to już nie mogę się doczekać. Teraz nie będę mógł skupić się na lekcji. Jutro rano opowiem wszystko Anthon`emu. A za chwilę pójdę do pani dyrektor i przedstawię jej oficjalną wersję.
....
Jak wujek mówił tak wujek zrobił. Teraz wystarczyło wtajemniczyć we wszystko wybrane osoby i sprawa załatwiona. Zacząłem od Ethan`a i Shan`a którzy mieli trening. Było też tam wielu innych chłopaków, którzy bardzo lubili Will a także osoby, którym była obojętna, także łatwo było wszystkich przekonać. Opowiedziałem im, jak Peter skarży na W. a także podkoloryzowałem wszystko mówią, że słyszał jak skarży na paru chłopków z piłkarskiej drużyny panu Cook`owi. Powiedziałem, że pewnie, teraz zamiast na treningi będą przychodzić na dodatkową historię. Tak się wkurzyli, że w pierwszej chwili, myślałem, że go skopią. Uspokoiłem ich jednak i przedstawiłem lepszy plan.
- Panowie, bez brutalności fizycznej. - powiedziałem i natychmiast usłyszałem zawiedzione westchnienia. Wiedziałem, że niektórzy trenują MMA. - Dyplomacja i perswazja. Nie potrzeba siły tu - wskazałem na mięśnie - ale tu - mówiąc to pokazałem głowę. - Zgnoimy dupka jak on gnoi wszystkich. Myślicie, że dlaczego, niektórzy z was są na zajęciach. To chyba oczywiste. Kabluje na was. Cook może i jest nudny, ale nie głupi. Wie, że będziemy przychodzili, bo chcemy nie iść do dyrki.
- Śmieć - rzucił chłopak, mocno uderzając piłkę o ziemię. - Patałach
- Zgadzam się. Dlatego musimy działać. Peter marzy o tym stanowisku a my mu je skrzętnie zabierzemy sprzed nosa. Będzie miał poparci tylko kółka historycznego i oczywiście Cooka i Dyrki. Poza tym niektórych dziewczyn, które żywią trwałą urazę do W. - powiedziałem i spojrzałem na Shana. Obaj wiedzieliśmy o czym mówię. Naomi, Cornalia i ich FANCLUB. Ciężko będzie go pokonać, ale damy radę. - Eth załatwi poparcie wśród Naukowców z pierwszej. Ja wśród Mózgowców z pierwszej a Shane Mózgowców z drugiej i trzeciej. Charlie zajmie się Językowcami ze wszystkich trzech. - rozrządzałem wszystko bardzo skrupulatnie zapisując na kartce poszczególne zadania. - Dean, mógłbyś pogadać z Naukowcami z drugiej i z chłopakami z trzeciej. Na dziewczyny z twojej klasie nie liczę, bo nie przepadają za W.
- Jasna sprawa, ale wydaje mi się, że pomimo tego, że jej nie lubią. - mówił ustawiając się do rzutu do kosza. - to wybiorą mniejsze zło. Petera nienawidzą. - powiedział i trafił do kosza z widoczną perfekcją.
- To ja pogadam z Naomi. - powiedział Shane. - Ona rządzi tymi wstrętnymi dziewuchami. Całym stadem.
- Georgia - pasterz. - skwitował jeden ze sportowców.
- No coś w tym stylu.
- Shane, może ja z nią pogadam. Ona może okazać się .. no wiesz... trochę zazdrosna. - Shane tylko pokiwał głową, rozumiejąc doskonale całą sytuację. - To co panowie, wszystko załatwione.
- A Mc`Donalds?
- Humaniści będą głosowali na Petera, bo są przyjebani. - powiedział ktoś ze śmiechem.
- Dokładnie. Także ich nawet w to nie angażuje. Jeśli będziemy mieli 250 głosów uczniów to sprawa wygrana. Tylko tyle potrzebuje. Chłopaki musimy się postarać.
- Witajcie chłopacy! - krzyknęła Cornelia wchodząc do sali gimnastycznej, bardzo mocno kręcąc biodrami.
- Corni, nie kręć tak tyłkiem bo Ci wyleci. - rzucił Dean.
- Nie może mi wylecieć.
- Może, słyszałem, że wielu modelką wylcał... I do końca życia na wózku były. Ale nie mogły siedzieć.
Cornelia spojrzała na niego z przerażeniem. Chyba wzięła na serio słowa Deana, bo złapała się pod boki jakby chciała wepchnąć swoje biodra i tyłek na właściwe miejsce. Chłopaki parsknęli śmiechem a Georgia przeszła obok niej i powiedziała.
- Oni żartowali idiotko. - rzuciła i podeszła do Shana. - Zapomniałeś. - podała mu bidon i witaminy.
- Dzięki kotek. Tylko po to przyszłaś? - zapytał biorąc ją na bok, korzystając z tego, że chłopaki nadal śmieją się z Cornelii.
- Nie, chciałam Cię przeprosić, ale dzisiaj nie będę mogła go Ciebie przyjść. Przepraszam.
- A coś się stało? Przecież planowaliśmy to od tygodnia. - dodał a w jego głosie słychać było zawód.
- Wypadło mi coś bardzo ważnego. Musisz zrozumieć. - powiedziała tracąc pewność siebie i opuszczając wzrok. Shane to zauważył i nie pytał o nic więcej. Pocałował ją tylko w czoło i podziękował za bidon.
- A co Ci wypadło Georgia? - zapytał Sam - Malowanie paznokci?
- Nie, paznokcie były wczoraj, dzisiaj mam depilacje okolic intymnych, idziesz ze mną? - rzuciła sarkastycznie, ale Cornelia, tego nie załapała.
- Ja pójdę. Też miałam się zapisać, ale ..
- Cornelia pustaku, nie idę na żadne depilacje. Ale Ty masz mały móżdżek. - dodała i wyszła. Bell tylko powiedziała coś do siebie pod nosem i poszła za koleżanką a za nią inne dziewczyny.
....
Znalazłem Naomi w damskiej łazience jak rozmawiała z Cornelią. - nie to żebym kiedyś wchodził do damskich toalet, ale to była wyjątkowa sytuacją wymagająca wyjątkowych środków. Kiedy wszedłem spotkał mnie tylko pisk dziewczyn. Myślałem, że z tego wyrosły, są już w liceum. Zamknąłem oczy, żeby mogły wybiec z toalety przy okazji nawet dostałem torebką w głowę słysząc tylko:
- Wariat.
- Kretyn.
- Brak wychowania.
- Fajny jesteś, może się bzykniemy?
To ostatnie było kuszącą propozycją, ale musiałem odmówić w tym czasie miałem ważniejsze sprawy. Nie omieszkałem jednak spojrzeć na jej plakietkę z imieniem, nazwiskiem i klasą. Jeniffer Stones klasa I LO A.
- Myślałem, że humaniści to same sztywniaki! - dodałem patrząc na jej nieziemski tyłek.
- Nie podniecaj się tak ogierze, nie jednemu już dała. - powiedziała Naomi malując rzęsy.
- To chyba dobrze, nie? - zażartowałem, ale chyba tego nie załapała. Dziewczyny są trudne pod względem żartowania na ich punkcie. Nie rozumieją naszego poczucia humoru. Żadna nawet Willow.
- Wyjaśnisz mi zboku po co wchodzisz do damskiego kibla gdzie dziewczyny przebierają się, zapinają stanik, malują, plotkują, siedzą, gadają a rzadziej strają i sikają?
- Dziękuję za wyjaśnienie co tutaj robicie. Naprawdę nie musiałem tego wiedzieć.
- Nie musisz dziękować. - dodała z uśmiechem. - No?
- Aaa... wiem, chciałem pogadać.
- Wal.
- Tu? Teraz?
- Nie konia idioto! Powiedz o czym chcesz pogadać.
- Nie chodziło mi o walenie konia.... Chodziło mi, że niezręcznie mi gadać w damskim kiblu.
- Jak już tu wszedłeś i wytrzymałeś widok podpasek w koszach na śmieci czy testów ciążowych to chyba jest git, nie?
- Nie widziałem wcześniej tych podpasek... Bleee, czy to krew?
- Nie czerwona herbata. Oczywiście że krew Set, nawet nie wiesz jakie to bolesne.
- Nie chce wiedzieć. - powiedziałem nie ukrywając zażenowania, przerażenia i obrzydzenia jednocześnie. Zakryłem uszy i oczy bo nie chciałem więcej tego słuchać. Wydostałem się stamtąd po omacku a później gwałtownie nabrałem powietrza.
-  Jeśli chciałeś pogadać o mojej wczorajszej wizycie w domu Evansów, to wiedz, że to sprawa między mną a W. Nie chce Cię w to mieszać, bo będziesz musiał stanąć po jednej ze stron a wtedy zrobi mi sie przykro, bo na pewno nie będzie to moja strona. Więc pozwól, że uznam sprawę za zakończoną a to, że Willow podskarżyła mnie to zostawię bez komentarza.
- Stój! Po pierwsze nie wiedziałem nic o twojej wizycie nic mi o niej nie mówiła a powinna. W domu z nią pogadam. - okey, przyznaje skłamałem. Coś wspomniała, ale że od razu mówiła czy skarżyła. - Po drugie przychodzę z prośbą a nie z żalem.
- Ooo Set, wiesz że dla Ciebie zrobię wszystko. - dodała czując ulgę.
- Yyyy.... doprawdy?
- Nie dam Ci jeśli o to Ci chodzi! - spojrzała na moją krzywą minę po czym szybko dodała. - Żartowałam. Coś mi dzisiaj to nie wychodzi. No więc w czym rzecz?
- Yyyy..... w tym roku.. jak co roku odbędą się wybory na przewodniczącego szkoły.
- Oooo chcesz być przewodniczącym? Jak słodko. Pewnie, że na Ciebie zagłosuję, choć sama myślałam nad tym żeby wystartować. Jestem w końcu taka znana.
- Rzecz w tym, że chce żebyś zagłosowała na kogoś innego. Ale z mojego polecenia.
- Mów. Kto jest tym wybrańcem? - ale zanim jeszcze skończyła, domyśliła się o co mi biega. - Nie ma mowy Set! - wiedziałem, że się domyśli. - Setonie Sanders czy to sobie kpiny urządzasz? Mam głosować na Evans? Chyba bym musiała być tak narąbana żeby nie wiedzieć jak mam na imię, żeby na nią zagłosować.
- Da się zrobić. - dodałem z sympatycznym, czarującym uśmiechem, który zawsze działał na wszystkie kobiety. Ta była widocznie inna, co miałem wrażenie, że zaraz przywali mi torbą. A tak swoją drogą, to ciekawe co one tam noszą, że są takie ciężkie.
- Set! Nie ma mowy!
- Nie uciekaj Naomi! Bo poskarżę pani Baker że to ty wypuściłaś jej ukochane słowiki, które później zjadł jej kot morderca! Wkurzy się.
- Nie takim tonem Setonie. Nie zrobisz tego, bo mamy do siebie szacunek  a to jest żywy szantaż. Ona jest moim wrogiem i nie zrobię tego.
- W tej grze chodzi tylko o wyrolowanie Petera i zrobienie z niego tego czwartego w samorządzie, który pisze wszelkie protokoły za przewodniczącego i zastępcę.
- No to w czym problem. Będę przewodniczącą, Cat zastępcą a ona reprezentantem szkolny a Peter jak chciałeś sekreterze i skarbnikiem. - Nie wiem czy zdawała sobie sprawę, ale popełniła mały, bolesny błąd.
- Cornelia.
- Co Cornelia?
- Cornelia a nie Cat będzie zastępcą.
- Powiedziałam Cat? Miałam na myśli Catie z pierwszej klasy. Taka mały i chudziutka, podobno bardzo mądra. - obroniła się szybko, ale wiedziałem, że nie miała jej na myśli. Nie ma takiej dziewczyny o takim imieniu. Cat była jedyna o tak wspaniałym imieniu. Zauważyła to, że nie patrzę na nią. Szybko kontynuowała. - No to jak pasuje? Albo lepiej Ty będziesz zastępcą. Hmm?
- Nie dzięki takie rzeczy to nie dla mnie. Powinnaś pomyśleć o osobie, która naprawdę będzie zawsze gotowa coś zrobić dla Ciebie bezinteresownie.
- Set, wiesz, że jestem taką osobą dla Ciebie. Tylko nie w tej sprawie. Jak dla mnie byłbyś cudownym przewodniczącym, ale nie ona.
- Przyjąłem, bez odbioru. - rzuciłem i wyszedłem. Nie chciałem jej dłużej słuchać. Jutro są zgłoszenia kandydatów, dlatego trzeba się sprężać Willow musi wygrać czy to się podoba Naomi czy nie.
....
- Fajnie Cię znowu widzieć. - powiedziała żartobliwie W. (nie widziała zbyt dobrze na oczy, taki żarcik.) - Jak w szkole?
- To było suche wiesz?  No ale w szkole jak w szkole. Pogadałem trochę z wujkiem i w sumie tyle. Nic ciekawego się nie działo z wyjątkiem że niejaka Jeniffer Stones chciała się ze mną przespać w kąciku na miotły.
- Ho ho ho. Jeden dzień mnie nie ma a ty już szalejesz na prawo i lewo wyrywając jakieś laski z pierwszych klas.
- Skąd wiesz, że jest z pierwszej. - zapytałem nie ukrywając zdziwienia.
- Plotki szybko się roznoszą z resztą nie ważne.
- Jakie plotki?
- No wiesz, że wszystkim daje.
- Serio? Czyli Naomi to dobre źródło informacji.
- Zdecydowanie, najlepsze.
- Co powiedział lekarz?
- A co miał powiedzieć? To samo co wszyscy. Alergia na wszystko, zespół nadwrażliwych oczu i te sprawy. Gadał to co inni.
- Aha.. I tyle tak? Jakoś nie wierzę, że Jack tak to zostawił. Kręcisz.
- I mieszam. A co do kręcenia to zakręć się przy kuchni bo obiad na Ciebie czeka. Odgrzałabym Ci, ale za to że jesteś taki wkurzający to sam to zrobisz. Nie mam zamiaru ruszyć się z łóżka.
- Jak zjem to do Ciebie dołączę poleżakujemy razem.
- Nie wiem czy chce razem leżakować. - rzuciła kiedy wychodziłem a ja wiedziałem, że to zachęta, żebym po obiedzie do niej poszedł i tak zrobiłem. Zjadłem, umyłem naczynia, wykąpałem się a później ubrany w piżamki poszedłem do niej odrabiać lekcje. Pomagała mi zrozumieć podstawy hiszpańskiego a ja jej pomagałem w przeglądaniu pudelka. Znaczy ja czytałem jej najświeższe newsy a ona leżała z rumiankiem na oczach. Uważam, że to był dobry układ.  Dowiedziałem się, że "Gwiezdne wojny. Przebudzenie mocy" zarobiło miliard dolarów w 12 dni. No przeliczając to na książki, różne substancje chemiczne i sprzęt laboratoryjny to dużo... zdecydowanie dużo. Kiedy skończyliśmy się śmiać z różnych gwiazd telewizji, kina i polityki poszedłem do swojego pokoju gdyż do Willow zadzwonił Nate. Nie wyprosiła mnie jednak sam miałem na tyle godności aby samemu opuścić jej pokój i dać im trochę prywatności. Pomyślałem sobie, że to nie byłby głupi pomysł, żeby pogadać z Ethanem, może już wymyślił jakiś sposób jak oczarować swoją ukochaną.