sobota, 4 czerwca 2016

Rozdział II - część 1

*oczami Naomi*
Prosto po szkole pojechałam do domu opieki. Wiedziałam, że jestem już spóźniona, miałam tylko nadzieję, że ta idiotka Cornelia za mną nie jedzie. To była by porażka. Upewniałam się, skręcając w prawo, że nie ma samochodu za mną i zaparkowałam na podjeździe na przeciwko domu opieki dla seniorów.  Założyłam swoją plakietkę : WOLONTARIUSZ NA MEDAL - CUKIERKOWA NAOMI i weszłam do środka. Otwierając drzwi poczułam znajomy zapach kremu do rąk przeznaczonego dla pacjentów ośrodka oraz niezmienionych pieluch. - Szykuje się pracowity dzień. - pomyślałam. - Żegnaj jutrzejsza historio, nie ma szans, żebym wróciła do  domu przed 22. 
Kiedy postawiłam pierwsze kroki w salonie, gdzie wszyscy Staruszkowie przebywali i spędzali czas w ramach rozrywki, zobaczyłam zagubione wśród nich wolontariuszki, których wcześniej nie widziałam.
- Są nowe tutaj. - podpowiedział głos za mną, który należał do mojej cudownej podopiecznej Clary.
- Wiataj Clary, cudownie Cię znowu widzieć. - powiedziałam nie ukrywając zadowolenia i mocno uścisnęłam moją kochaną przyjaciółkę. Clary miała 93 lat i była tutaj jedną z najstarszych pacjentów, ale wcale na taką nie wyglądała. Opiekuję się nią już od 4 lat i nie mam zamiaru jej opuszczać nigdy. Mam nadzieję, że ona też jeszcze długo mnie nie opuści.
- Stęskniłam się za moim kochanym cukiereczkiem. - dodała gładząc mnie po twarzy. - Jak zawsze nieskazitelna cera.
- Spokojnie, mam przy sobie te cudowne kremy, które uwielbiasz. Nie będziesz musiała używać tych z ośrodka.
- Moja malutka. Taka wspaniała i zawsze o mnie pamięta. - uśmiechnięta od ucha do ucha nie mogła się na mnie napatrzeć. Strasznie ją kochałam. Była moją najlepszą przyjaciółką, traktowałam ją jak swoją babcię. Dla mnie nią była nie zważając na głupie papiery i więzy krwi. - Marcy! - krzyknęła na swoją znajomą. - Dzisiaj spotykamy się u mnie wieczorem, mam te cudowne specyfiki! Marcy też je uwielbia.
- Tylko nie przesadzajcie z nimi, bo nie poznają was jutro.
- Ooo moje urocze dziecko. Zaraz będzie deser, może przysiądziesz się do mnie?
- Będę zaszczycona, tylko najpierw muszę poinstruować te nowe, bo widzę, że mało wiedzą jak wykonywać swoje obowiązki. Idź z Marcy a ja Cię dogonię, dobrze?
- Tylko szybko, bo zjem wszystko.
- Postaram się. - dodałam po czym odprowadziłam ją do stołówki i wróciłam do już opustoszałej sali, gdzie zostały tylko zmęczone, zagubione wolontariuszki. - Hej! Miło mi was tu widzieć. Jestem Georgia.
- Junifer
- Casandra
- Neila
- Dobra skoro już się znamy, to szybko wam powiem co i jak, bo chyba wam troszkę nie idzie. Żeby wykonywać tą pracę trzeba być w pełni oddanym osobą, które tutaj przebywają. Przychodząc tu zapominacie o sprawach w szkole, pracy w domu. W tym ośrodku wasze problemy się nie liczą, zrozumiano? Jesteście tutaj dla nich, nie oni dla was! Macie im pomagać na każdym kroku kiedy sobie tej pomocy od was zażyczą. Macie być miłe, przyjemne, dowcipne, rozrywkowe, spontaniczne i szybkie. Kiedy coś się dzieje, nie czekacie tylko wzywacie mnie albo ratowników z recepcji. Lepiej dmuchać na zimne, to są starsze osoby. Jeśli macie wyznaczonych podopiecznych im poświęcanie najwięcej swojej uwagi. Jednak będąc z nimi macie mieć oczy dookoła głowy. Niedługo przyjdzie Margaret, Alicja i Pam.
One mają po trójcie podopiecznych, mogą też przejąć wasze obowiązki, bo są doświadczone w tym. Jeśli chodzi o higienę. Zawsze zanim wejdziecie do nich myjecie ręce, kiedy zmieniacie pieluchy zakładacie rękawice, kiedy kończycie smarujecie ich krem, albo pudrem. Ta praca przypomina opiekę nad dziećmi, tylko, że dziecko nie czuje wstydu kiedy to robicie, bo jest małe, nie rozumie co się wokół niego dzieje. Ci ludzie przeżyli o wiele więcej niż nam się wydaje, są bezbronni, nieporadni, bez siły ale czują wstyd. Wstydzą się, za swoją niemoc. Zrozumiano? Dlatego kiedy kąpiecie ich czy dajecie jeść, musicie umieć zażartować czy serdecznie się uśmiechnąć, żeby wiedzieli, że to wam nie przeszkadza tylko sprawia przyjemność. Że cieszycie się, że jesteście komuś potrzebni, jasne? Dobrze to teraz do sprzątania salonu, bo zostawili tu niezły burdel. Ja idę do jadalni przypilnować ich posiłku.
- Georgia, to było piękne co powiedziałaś. - po słowach Neili uśmiechnęłam się. Nie wiem czy było piękne, ale wiem, że było prawdziwe i sprawdzone.
- Dobra dziewczyny, do roboty.
....
- To teraz ja! - krzyknęła Sheila jedna z moich podopiecznych. - Dlaczego choinka jest taka duża? Bo jodła! - słyszałam ten żart z jej ust milion razy, ale to z jakim przejęciem opowiada go wprawiało mnie w ponowne rozbawienie. Zaczęłam się śmiać a razem ze mną pozostali staruszkowie.
- Sheila, ty to jak zawsze powiesz coś śmiesznego. No to kto następny uroczy nas dowcipem?
- A może opowiesz nam Naomi jak minął Ci dzień. Twoje opowieści są zawsze takie ciekawe.
- Dzisiaj tak naprawdę się nic nie zdarzyło, poza tym że został ogłoszony konkurs na przewodniczącego szkoły.
- Powinnaś wziąć udział w nim.
- Jesteś najlepsza. Wygrasz!
- No nie wiem. Myślałam nad tym, ale czy to dobry pomysł.
- Najlepszy moje dziecko. Jesteś cudowna, taka miła i dobra dla wszystkich. - jedna z wolontariuszek zaśmiała się pod nosem. Poznałam ją. Była z mojej szkoły, chyba pierwszoklasistka. Widocznie widziała mnie w szkole i wiedziała, że nijak moje zachowanie nie przypomina tego tutaj.
- Nie ma co się śmiać. Chyba naprawdę nie znasz Naomi tak dobrze, jak my ją znamy. - miała rację, nikt mnie takiej nie zna.
.....
Po tym jak całe popołudnie pomagałam moim kochanym Staruszkom pożegnałam się z nimi i pojechałam do domu. Jak za każdym razem kiedy późno wróciłam, nikt nie zauważył mojej nieobecności. Mama zagadywała po kolacji przyjaciela ojca z którym miała romans. Skąd to wiem? Bzykała się z nim kiedyś w moim pokoju. Najgorsze jest nie to, że ich przyłapałam, ale że w domu był tata. Co do niego. Też zdradza mamę, ale nie z kobietą, tylko z pracą. Siedzi godzinami w papierach, żeby zarobić na to wszystko co mamy. Szczególnie dotyczy to ciuchów mojej mamy, byłej modelki teraz wielkiej celebrytki, która śpi z każdym byle tylko dostać gdzieś angaż i jakąś małą rólkę. Pcha ją do telewizji jak nie wiem co. Schody zaczynają się kiedy pojawiłam się ja. Teraz chce zrealizować swoje nieudane marzenia na mnie. Ze mnie chce zrobić osobą, którą nigdy się nie stała nie pytając się o to czy ja też tego chce....
- Witaj Słonko! - przywitał mnie tata kiedy weszłam do jadalni. - Może dołączysz do mnie?
- Nie jestem głodna, jadłam na mieście.
- To może po prostu posiedzisz? - miałam już iść na górę, zamknąć się u siebie i pójść spać aby ten dzień jak najszybciej się skończył, ale jego słowa mnie zatrzymały. By taki smutny, nie chciałam mu sprawiać więcej przykrości.
- Jasne - odparłam.
- Jak Ci minął dzień?
- A od kiedy Cię to obchodzi? - kurde a miałam być miła!
- Masz rację. Nie mam prawa interesować się twoim życiem skoro tak mało czasu Ci poświęcałem. Po prostu chciałem wiedzieć...
- Dobrze, wszystko było dobrze. Może z wyjątkiem jednego incydentu, ale poza tym spoko.
- Ktoś sprawił Ci przykrość? - dopytywał coraz bardziej a ja coraz bardziej byłam skołowana. Co się nagle stało, że tak go to ciekawi? Może po prostu chce zagadać, żebym straciła rezon a tak naprawdę chce coś na mnie wymusić, żebym mu pomogła czy coś... Wgl co to za pytanie! Nigdy nie miał dla mnie czasu a teraz... Hmmm.. co mam zrobić?
- Nie przykrość. - powiedziałam szczerze. - Po prostu zostałam o coś poproszona przez bliską mi osobę a wykonanie tego jest sprzeczne z moją naturą.
- Chodzi o Shana?
- Nie no coś ty. Między mną a Shanem jest super. - po co ja mu to wgl mówię? Przestań gadać!
- No to nie wiem o kogo może chodzić jak na razie poznałem tylko jego.
- A Cornelii Ci nie przedstawiałam? - przypomniałam mu, choć wiedziałam że na bank jej nie pamięta.
- Pamiętam nią. - kłamca! - Jednak kiedy ją poznałem byłem pewien że to nie jest twoja przyjaciółka. Jesteś za mądra żeby się z nią przyjaźnić.
- Nie mów tak.
- Wiem na co stać moją jedyną córeczkę. - no i mnie zaginął .. dobry jest. Mimowolnie się uśmiechnęłam. To było bardzo miłe, ale nie wynagrodzi krzywd które miałam w dzieciństwie.
- Mogę zadać Ci jedno pytanie? Tylko obiecaj mi, że na nie odpowiesz.
- Obiecuję.
- Dlaczego jeszcze się nie rozwiedliście z mamą? Po co się męczyć skoro można szybko to zakończyć... Przecież obydwoje tego chcecie...
- Zrozumiesz jak będziesz w moim wieku. - Prychnęłam. Zawsze to powtarzał.
- Znowu to samo.
- No dobrze. Chcesz wiedzieć dlaczego? Bo ja Cię kocham! Twoja mama dawno chciała to zrobić, ale ja ze względu na Ciebie się na to nie zgodziłem. Chciałem, żebyś dorastała w pełnym domu. Żebyś była szczęśliwa. Jak dla mnie wniosłaś do tego domu radość i miłość, ale po twoich urodzinach mama chciała wrócić do dawnej figury, robiła operacje plastyczne za które musiałem płacić ja. Kiedy chciałem mieć jeszcze jedno dziecko, które było by tak cudowne jak Ty wtedy twoja matka wykrzyczała mi w twarz, że mnie nienawidzi.
- Kochałeś ją?
- A czy teraz jej nie kocham? Oczywiście, że ją kochałem, pomimo tego, że już po twoim urodzeniu zdradzała mnie. Nie umiałem jej nie kochać.
- Teraz możesz dać już spokój tato. Jestem dorosła, nie musicie być już razem. Poza tym mama stanęła już na nogi.
- Wiem i jestem bardzo z tego powodu zadowolony. Jednak nie mogę tego zrobić. Nie mogę dać jej rozwodu.
- Dlaczego?
- Bo wtedy zostawisz mnie.
- Słucham?
- Zostawisz mnie i zamieszkasz z mamą. Nic nie mów. Nie byłbym o to na Ciebie zły. To zrozumiałe. Jednak pomimo tego, jak się zachowuję to wiedz, że bardzo Cię kocham. I bez Ciebie nie mógłbym żyć.
- Tato... - no i wybuchłam. Wszystko wewnątrz mnie buzowało. Kiedy spojrzałam na łzy na jego twarzy nie wytrzymałam. Popłakałam się i przytuliłam go. Nie wiedziałam, że aż tak go kocham. Nie wiedziałam, że on mnie aż tak kocha. Byłam okropna. Słyszałam jak szlocha mi w kołnierz dopiero co kupionej bluzki, ale wcale nie chciałam mu przeszkadzać. W końcu zrozumiałam po kim jestem tak wrażliwa.
- Kocham Cię Mój Skarbie.
- I ja Ciebie tato.
- Cóż za słodka scena. - powiedziała mama schodząc po schodach z jakimś gachem. - Naomi nie płacz, bo zbrzydniesz. Płacz źle działa na cerę. - a teraz zrozumiałam po kim jestem taką suką.
- Wiesz to z doświadczenia? - rzuciłam, choć wcale nie chciałam podgrzewać atmosfery.
- Naomi! Proszę tak się do matki nie odzywać kiedy właśnie ona załatwia Ci przesłuchanie do reklamy szamponu.
- Super, tylko szkoda że się nie zapytałaś czy tego chce. Nigdy się o nic nie pytasz! - nakrzyczałam. Widziałam tylko jak matka kiwa na mnie głową, jakbym była jakaś ułomna.
- Wrócimy do tematu jak odprowadzę naszego gościa. Do zobaczenia Andre. Tak oczywiście, że wystąpi w tej reklamie. Wiem, wiem jest przewrażliwiona. To przez tego idiotę. Dobrze zadzwonię. Do zobaczenia.
- Spokojnie Naomi, nie ma co się denerwować. Musisz zachować spokój. - powiedział tata próbując mnie uspokoić, ale mnie w tym momencie nic nie mogło uspokoić.
- Co Ty sobie wyobrażasz Georgia! Że wszystko możesz? Nie nie możesz! Gdyby nie ja to byś nic nie osiągnęła.
- Dziękuję mamo za tą wiarę we mnie.
- Przestań pierdzielić głupoty. Nie zachowuj się jak dziecko!
- Nie krzycz na nią! - zdenerwował się tata stając w mojej obronie.
- A Ty co? Kolejny. Zaraz będziesz bezrobotny jak ta twoja posrana firma upadnie. Nie będę miała zamiaru Cię utrzymywać. Teraz nagle zrobiłeś z siebie kochanego tatusia?  Co jej powiedziałeś, że tak się rozkleiła? Że co, że ją kochasz, że się o nią troszczysz? Że nie chcesz rozwodu ze względu na nią? Jakie to wzruszające. Tylko nie nie mów Naomi, że okazałaś się taką idiotką i w to uwierzyłaś.
- Lizy, jak możesz tak mówić! Zawsze ją kochałem i zawsze kochałem Ciebie, nawet gdy mnie zdradzałaś na prawo i lewo.
- Oj przymknij się zgredzie. Popatrz na siebie idioto! Jesteś zerem.
- Dosyć! Przestańcie się kłócić - krzyknęłam nie mogąc dłużej słuchać ich krzyków. Zawsze kiedy ze sobą rozmawiają to tak to wygląda. Powinnam bardziej doceniać chwilę kiedy nie zauważają mnie ani siebie.
- Idź do swojego pokoju i mnie nie denerwuj. Do Ciebie i twojego występu wrócę jutro!
- Nie będzie żadnego występu! - krzyknęłam szykując się do kolejnego ataku. Łzy spływały mi po policzkach a ja nie mogłam ich zatrzymać.
- Znowu beczysz? Przestań już!
- Nie najeżdżaj na nią! - bronił mnie dalej tata, ale chyba bezskutecznie. Nagle zadzwonił dzwonek i mama spojrzała na mnie.
- Może z łaski swojej otworzysz i się na coś przydasz?
Poszłam, nie mogłam na nią więcej patrzyć. Była zimna i skamieniała. Dzwonek do drzwi nawet nie przystopował ich kłótni. Nie zdziwiłabym się jakby zawitała u nas policja. Takie krzyki słychać nawet z odległości kilometra. Otworzyłam, ale to nie była policja. To Set.
- Hej Naomi! - powiedział ze zmieszaniem. Zanim zdążyłam coś powiedzieć przywitały go słowa mojej mamy.
- Zamknij się. Jak ja Cię nienawidzę to tylko Bóg jeden wie! Jesteś obleśny!
- Hej Set! Coś się stało? Jest 23 w nocy.
- Wiem i bardzo przepraszam. Chciałem tylko powiedzieć, że Cię strasznie przepraszam. Nie powinienem prosić Cię o takie rzeczy w szkole. To było głupie i nieprzemyślane.
- Nic nie szkodzi. To ja się głupio zachowałam. Nie powinnam tak na Ciebie najeżdżać...
- Naomi, ty płakałaś?
- Nie, to tylko .... Zresztą i tak nie umiem kłamać. Tak płakałam, ale nie chce o tym gadać.
- Kto przyszedł? Jakiś kolejny jej ruchacz? - nadarł się tata i po jego głosie wiedziałam że wpadł w furię. Bałam sie tylko co będzie dalej.
- Nie to ktoś do mnie. Możecie tak nie krzyczeć?
- Jak nie chcesz nas słuchać do idź do siebie. - wrzeszczała mama
- Może się kurwa jeszcze wyprowadzę, co? Ale byście się ucieszyli. - odkrzyknęłam mijając Seta i wchodząc do kuchni. - Baa, nie tylko cieszyli, byście skakali z radości, bo w końcu moglibyście się wzajemnie pozabijać. Wiecie co, jak dla mnie droga wolna. Macie tu noże, tam gdzieś kij do baseballa. Tłuczcie się, rozwalcie cały dom do cholery. Niech nic już nie zostanie. Nienawidzę was. Tylko byście brali a nic od siebie nie dajecie. - kontynuowałam połykając własne łzy i nie zważając że Set jest na korytarzu. - Mam was dosyć i waszych humorków. Nie chce już tu mieszkać i nie chce ty twoich zasranych reklam. To wszystko jest pojebane do reszty! Nawet nie wiedziałam że aż tak można kogoś nienawidzić!
- Nie dramatyzuj!
- Zamknij się Lizy! - nadarłam się na matkę. Zawsze jak byłam zdenerwowana mówiłam do niej po imieniu.  - zabieram swoje rzeczy i nie będę spała w domu dopóki się nie ogarniecie. - jak powiedziałam tak zrobiłam. nadal zapłakana chwyciłam tylko swój plecak, szal i buty i wybiegłam z domu zabierając ze sobą Seta. Uderzyłam drzwiami jak najmocniej potrafiłam i nawet się nie spodziewałam, że mam taką siłę, bo wybiłam okno.
- Zapłacisz za szybę.
- Wal się!
....
- Tylko nic nie mów!
- Nie zamierzałem.
- Akurat. To wszystko to jakaś paranoja. Przepraszam, że musiałeś tego słuchać.
- Powinienem wyjść.
- Po co? I tak byś słyszał wszystko na zewnątrz. Tak to mogłeś przynajmniej oglądać ich miny jak się na nich darłam.
- Taaa, byli zdziwieni. Jeszcze chusteczkę?
- Nie, już okey. Set, wiesz, że to zostaje naszą tajemnicą.
- Wiem i nikomu nie powiem. - i to mi wystarczyło ufałam mu pomimo tego, że przyjaźnił się z Willow.
-.....
-.....
-.....
-.....
- Zagłosowałabym na nią.
- Co? - zapytał jakby nie wiedział o co mi chodzi.
- Zagłosowałabym na nią gdybym miała do wyboru ją albo Petera.
- Wiem, bo jesteś najlepsza.
....
Seton zaproponował, że odwiezie mnie do Shana do domu. Odmówiłam, nie chciałam, żeby oglądał mnie w taki stanie. Pojechałam za to w inne miejsce. Tam gdzie czułam się najlepiej, tam gdzie był mój prawdziwy dom. Gdzie wszyscy mnie kochali za to jaka jestem, gdzie nie muszę przed nikim niczego udawać.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz