czwartek, 25 sierpnia 2016

Rozdział II - część 3

*oczami Naomi*
- Po co za mną leziesz? - odepchnęłam ją zdenerwowana. - Nie potrzebuję twojej litości.
- To nie litość, wyluzuj. - dodała szybko. - Chcę tylko pomóc i poprzeć Cię u Baker, skoro Shane i Charlie nie mogą tu być.
- Nie potrzebuję pomocy. Lepiej wracaj, bo skończysz gorzej niż ja.
- Nie słyszałaś? Cały semestr, może być gorzej? - zapytała śmiejąc się. Kurde, chyba też się uśmiechnęłam bo zmienił się jej wyraz twarzy. "Bądź twarda powtarzałam sobie! Ona nie jest tego warta. ". Przestałam się uśmiechać i ruszyłam przed siebie.
- Poczekaj! - nie dawała za wygraną. Nie znoszę takich ludzi!!!
- Czego TY znowu chcesz? Mam już Ciebie dosyć więc gadaj i daj mi spokój!
- Chciałabym , zgłosić Cię jako kandydata na przewodniczącego szkoły.
- Cooo? - szczena mi opadła. Ona zgłosić mnie? Co to ma być? Jakiś charytatywny gest? - Nie potrzebuję twojego zgłoszenia! Jakbym chciała to bym się sama zgłosiła.
- Wiem, ale nie chcę żebyś tego robiła! Osoba zgłoszona przez "przeciwnika" - słowo przeciwnik wzięła w przysłowiowy cudzysłów, ale wydawało mi się to niepotrzebne. - dostaje na starcie 100 głosów.
- I co z tego? Myślisz, że aż tak ich potrzebuje? Że bez nich nie dam sobie rady wygrać?
- Nie, nie o to mi chodzi!
- Słuchaj ja już dobrze wiem Ty mała spryciulo o co Ci chodzi.
- Nie odpuszczę!
I kiedy miałam już wybuchnąć, zadzwonił telefon z domu opieki. Wiedziałam, że jeśli dzwonią w środku zajęć to nie wróży nic dobrego. Przeniosłam wzrok z wyświetlacza na Willow. Sparaliżował mnie strach, który przeniósł się widocznie na mimike mojej twarzy bo Evans dotknęła mojego ramienia.
- Wszystko w porządku?
- Muszę to odebrać. - Odeszłam parę kroków dalej i wcisnęłam "zielony telefon".
- Halo, Naomi jesteś tam?
- Tak, czemu dzwonisz  o tej porze. Mam zajęcia.
- Wiem, ale coś się stało! Musisz tu przyjechać, bo nie wiem co zrobić! - płakała do telefonu.
- Junifer, nie pieprz tylko mów co się stało!
- Pacjentka ma jakiś atak, upadła i nie wiem co mam zrobić! Przyjedź szybko!
- Boże, Junifer, co jej jest? Padaczka? Astma? Skurcze? Który pacjent?
- Twoja podopieczna ...- zapadło milczenie, które było dla mnie jak czekanie na wyrok. Nie zdawałam sobie sprawy, ale zaczęłam płakać, bo Willow do mnie podeszła i objęła mnie ramieniem.
- Sheila. - załkała- Przyjedź tu, szybko! Bo ona umrze!
- Będę najszybciej jak się da! Sheila ma cukrzyce. Zbadaj jej cukier i jak będzie miała za duży to podaj zioła, które są w jej szafce a jak ma za mały to kankę czekolady, ale tylko jedną! - powiedziałam szybko biegnąc korytarzem. - Już do Ciebie jadę!
Rozłączyłam się i biegłam. Nie zwracając uwagi na nic. Po prostu biegłam do utraty tchu. Kiedy byłam już na parkingu, przypomniałam sobie, że przyjechałam dzisiaj z Cornelią i zostawiłam kluczyki w jej torbie!
- Cholera! Cholera, nie teraz! - krzyczałam spanikowana. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że biegnie za mną W.
- Naomi, co się stało?
- Nie teraz Will, nie teraz. - o Kurde, pierwszy raz powiedziałam do niej tak uprzejmie, co wzbudziło w niej jeszcze większy strach.
- Podwiozę Cię, gdzie tylko będziesz chciała! - dodała idąc za mną.
- Daj sobie spokój.
- Proszę, nie bądźmy rywalkami, chociaż ten jeden raz. - zaproponowała a ja przytaknęłam z bezradności.
Kiedy wsiadłyśmy do jej samochodu, nie pytała o nic za co byłam jej wdzięczna. Poprosiłam ją żeby wysadziła mnie przed salonem fryzjerskim, bo nie chciałam , żeby wiedziała gdzie idę. Zaproponowała, że na mnie poczeka a ja z braku sił przytaknęłam.
Jak przyjechałam na miejsce sytuacja miała się dobrze. Sheila siedziała w swoim fotelu bujanym i piła napar z ziół. Jak zawsze opowiadała swoje ukochane żarciki i humor jej nie opuszczał. Podeszłam do niej i zapytałam się o jej samopoczucie, pogłaskała mnie po policzku i powiedziała, że czuje się dobrze.  Zbadałam jej cukier po raz kolejny i był w normie, ale przerażenie w głosie Junifer zostało w mojej głowie. Znalazłam ją w portierni pijają melisę i podtrzymywaną przez Clary.
- Tu jesteś! Wystraszyłaś mnie nie na żarty, czy ty nie przeszłaś kursu pierwszej pomocy i szkolenia? Nie wiesz co masz robić w takich sytuacjach? Miałaś pełną kartę pacjenta i wiedziałaś co jadła, piła i kiedy chodziła do łazienki Sheila! Czy to mało?
- Przepra-aaszam. - wydukała w odpowiedzi spuszczając oczy.
- O doprawdy? - odpowiedziałam zrzędliwie - Jesteś nieodpowiedzialną małolatą, która naraziła życie mojej podopiecznej! Chciałam, żebyś zastąpiła mnie w tygodniu, bo wydawałaś mi się najbardziej odpowiedzialna! Jakby coś jej się stało .... - to by była tylko i wyłącznie twoja wina Naomi dokończyłam w myślach. Przecież to tylko i wyłącznie moja wina. Powinnam tu być w czasie długiej przerwy, ale przejmowałam się tą głupią historią. To niedorzeczne!
- Naomi... - zaczęłam Clary
-Wiem. Przepraszam, nie powinnam krzyczeć. - powiedziałam i odwróciłam się w stronę salonu, gdzie wszyscy pacjenci patrzyli prosto na nas. - Junifer, gdzie była Pam i Neila?
- Mu- musiały gdzieś wyjść. Powiedziały, że to pilne i nie będzie ich góra godzinę.
- Naomi, usiądź. - pogłaskała mnie po włosach Clary. - Zaparzę Ci melisskę i zaraz będziesz jak nowo narodzona.
- Nie Clary, nie mogę. Muszę zadzwonić do Pam i pogadać z nią o jej zachowaniu. Nie mam czasu na melissę. Przykro mi, że widzimy się w takich okolicznościach i na tak krótko. Przyjadę jutro na swoją zmianę, tylko pójdę upewnić się czy Sheili nic nie jest. Dałam jej buziaka w czoło i poszłam.
Gdy tylko wyszłam z budynku zauważyłam idącą chodnikiem Pam i Neile. Obydwie wychodziły z salonu fryzjerskiego naprzeciwko. Kiedy mnie zobaczyły przystanęły zaskoczone.
- Co Ty tu robisz? - zapytała Pam zdziwiona.
- Co ja tu robię? Co TY tu robisz, kiedy powinnaś teraz siedzieć z pacjentami i im pomagać. Takie jesteście mądre, żeby zostawić świeżą z tyloma staruszkami? Jakbyście nie widziały, to Sheila miała atak! Umarłaby, gdyby nie Junifer i Clary!
- Georgia, nie widziałyśmy... - powiedziała przestraszona
- O serio? W ogóle gdzie wy polazłyście? Do fryzjera w czasie waszej zmiany?
Zawiesiły głowy i wpatrywały się w chodnik jak małe dziewczynki czekające na karę od nauczyciela.
- Muszę to zgłosić do dyrekcji i oni zobaczą co z wami zrobić. Tu się nie toleruje takiego gówniarskiego zachowania.
- Naomi....
- Nawet nie zaczynaj, nie mam zamiaru i czasu wysłuchiwać twoich wyjaśnień. Teraz obydwie macie tam iść natychmiast i siedzieć do końca waszych zmian! Gdy coś się jej stało, wina padłaby na was i tak powiem dyrekcji.
 Odprowadziłam je wzrokiem a później wzięłam głęboki oddech. Odgoniłam strach i przerażenie a także napływające do oczu łzy bo to nie był czas i miejsce na nie. Podeszłam do samochodu Willow obawiając się, że mogła usłyszeć moje krzyki na ulicy. Nawet gdy tak było nie dała po sobie nic poznać. Włączyła radio z którego popłynęła muzyka ukochanego zespołu Cat, obydwie zanurzyłyśmy się we wspomnieniach.
Kiedy wjechałyśmy na parking trwała właśnie druga dłuższa przerwa. Wiele licealistów wyszła na zewnątrz, żeby spędzić te 15 minut, poza budynkiem szkoły. Postawiła swój samochód na na tyłach szkoły, jakby czytała mi w myślach, że nie chcę, żeby ludzie widzieli nas razem. A może właściwie to ona tego nie chciała? Wszystko jedno, ważne że tylko kilku uczniów palących jointy nas widziało. Pewnie jak wrócą do siebie zapomną o tym i nie będzie plotek.
- Może powinnyśmy...
- Rozdzielić się?
- Tak. - dodała spuszczając głowę. - Sprawdzę, czy nie zostawiłam czegoś  w samochodzie. Nie czekaj na mnie.
- Jasne. - odpowiedziałam kierując się w stronę głównego wejścia. Historia się skończyła i pewnie Cook siedzi już u dyry. Mam przesrane podwójnie a skoro gorzej być nie może to urywam się z reszty lekcji. Chciałam wyjść  gdzieś z Shanem, ale zabolało mnie to w jaki sposób rozmawiał z Emmą i to, że Willow musiała przeze mnie mieć karę choć to on jest moim chłopakiem. Z drugiej strony nie chciałam żeby jej ponosił a Willow się należała za wszystko co mi zrobiła. Czy to wszystko w ogóle ma sens? Co ja robię ze swoim życiem? Sama tego nie rozumiem, ale będę brnęła w to dopóki nie postawię na swoim . Usiadłam na schodach, i przeczesałam burzę blond loków. Moje dłonie zatrzymałam na policzkach a łokcie oparłam na udach. Po prostu siedziałam i czekałam aż ten cholerny dzień minie. Nie miałam dokąd pójść, wszystko mnie przerastało. Nagle zauważyłam czarne, wyniszczone od ciągłego chodzenia conversy. Ich właściciel, stał przede mną i wyciągał do mnie rękę. Wiedziałam do kogo należały.
- Naomi. - powiedział ochoczo Set - Czy byłabyś tak kochana i .... poszła byś ze mną na waxy?
- Myślałam, że nigdy o to nie zapytasz. - odpowiedziałam zadowolona podając mu rękę, żeby pomógł mi wstać. - A tak przy okazji, to muszę kupić Ci nowe buty, te są już totalnie zjechane.
- Dlatego wybrałem właśnie Ciebie mój modowy mentorze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz