czwartek, 29 czerwca 2017

Rozdział III - część 4

*oczami Seta*
Zanim poszedłem do domu Ethana skręciłem na cmentarz, który znajdował się w połowie drogi między nami. Usiadłem na ławce przed pomnikiem z imionami moich rodziców i siostry i zapaliłem znicz, który ze sobą przyniosłem. Kwiaty w wazonie zdawały się być świeże co jest oznaką, że ktoś tu przychodzi codziennie i je zmienia. Niestety nie robię tego ja, bo w rzeczywistości nienawidzę tego miejsca. Wiem, że już ich nie ma wśród nas a te nagrobki tylko to przypominają. Przypominają również dzień pogrzebu oraz mnie idącego za trzema trumnami. Wszyscy na cmentarzu składali mi kondolencje i ze współczuciem zerkali na płaczącego chłopca, tego jedynego który przeżył.Pomodliłem się zwracając się do Boga, aby zaopiekował się ich duszami i żeby przebaczył wszystkie grzechy, których nie zdążyli naprawić. Pogadałem chwilkę do pomnika, jakkolwiek to brzmi, powiedziałem co u mnie słychać i jak za nimi tęsknię. W czasie mojego patetycznego monologu niemal słyszałem śmiech Cat kiedy opowiadałem, że pocałowałem Low. Uśmiechnąłem się sam do siebie wyobrażając sobie minę rodziców na wieść, że ich mały synek się zakochał. Chciałbym ją zobaczyć w rzeczywistości ... 
Ze łzami w oczach wyszedłem poza mury cmentarza i wtedy głośno odetchnąłem. Poczułem ulgę, bo tamto miejsce przyprawiało mi o ciarki. Otarłem rękawem bluzy łzy i skręciłem do sklepu spożywczego znajdującego się kilka kroków od domu Ethana. Kupiłem jakieś przekąski i nuggetsy do odgrzania, idealne na wieczór użalania się nad sobą. Gdy podałem kasjerce piwo od razu poprosiła o dowód, którego JESZCZE nie posiadałem. Nawet dobra gadka i uwodzicielski uśmiech nie pomógł w osiągnięciu celu, więc odłożyłem zakazane produkty na bok gdzie będą czekały aż łaskawie skończę 18 lat. Jeszcze 2 miesiące i 2 dni - pomyślałem płacąc za zakupy i wychodząc ze sklepu. 
Jak już wspominałem, dom mojego przyjaciela znajdował się zaledwie kilka kroków od sklepu, więc nawet nie minęła minut a ja już stałem pod drzwiami. Ze środka dobiegały dzikie hałasy, które nieco wybiły mnie z rytmu. Zapukałem, ale nikt nie otworzył więc delikatnie nacisnąłem na klamkę. Wszedłem i zobaczyłem 15 umięśnionych facetów i strojach reprezentacji drużyny futbolowej, dwóch w zwykłej koszulce i jedną dziewczynę. Udałem się najpierw do kuchni zanieść przyniesione rzeczy a za chwilkę przyszli do mnie bliźniacy. 
- Siema Set! - powitał mnie radośnie Shane, ściskając mocno. Był już nieco pijany, co zdradzały jego zapach i postawa. - Miło Cię widzieć! W końcu będzie można pogadać z kimś trzeźwym. 
- Nie długo Shane, też zamierzam dzisiaj wyluzować. - rzuciłem szczerząc się jak głupi. - Cześć Charlie. - uścisnąłem dłoń bliźniaka a ten poklepał mnie po ramieniu. 
- Witamy na najmniej kulturalnej imprezie tego roku! 
- Raczej nie spodziewałem się tego po Ethanie. - rzuciłem nie kryjąc zdziwienia. Oparłem się o blat, tak aby mieć dobre pole do obserwacji towarzystwa z salonu. Charlie zrobił to samo a Shane opadł ciężko na krzesło i wziął do ręki nowe piwo. 
- Prawda? My to samo. No ale zaproszenie poszło, wzięliśmy piwo i jesteśmy. 
- Też bym przyniósł, ale niestety, za młodo wyglądam. - dodałem z zażenowanym uśmiechem. 
- Nie krępuj się i bierz z naszej skrzynki. Mamy drugą w samochodzie. 
- Rozumiem, że impreza na cześć wygranej w międzyszkolnych zawodach? Mogę już gratulować Shane? 
- A daj spokój. Wypadłem z formy. Zwycięstwo zawdzięczamy Prestonowi i Ethanowi, uratowali honor szkoły. 
- Shane, nie było tak źle, nie przesadzaj! Użalasz się nad sobą odkąd zszedłeś z boiska. 
- Użalałem się już w przerwie, dla przypomnienia. 
- To nie działa na twoją korzyść, ale dzięki że to zauważyłeś. Może teraz Set, przejmie moją rolę, bo mieszkanie pod jednym dachem z tym marudą daje za swoje. 
- Gdyby nie Charlie, to byłoby źle. - powiedział smutno Shane bardzo, ale to bardzo bliski płaczu. Spojrzałem zdezorientowany na Charliego a ten tylko machnął ręką mówiąc bezgłośnie " Ja to załatwię". 
- Shane - zaczął Charlie klękając przez płaczącym Shanem. - Jestem twoim bratem bliźniakiem, nigdy nie opuściłem żadnego meczu z twoim udziałem i mimo to, że dzisiaj poszło Ci troszkę słabiej to widziałem Cię na treningu i tam wymiatałeś. Każdy ma gorszy dzień i to nic złego, słyszysz? 
Shane przytaknął, otarł łzy i wziął głęboki oddech. 
- Chodzisz na moje treningi? - zapytał rozczulony a ja bałem się, żeby znowu się nie popłakał tym razem z rozczulenia. - Nie masz w tym czasie kółka z hiszpańskiego? 
- Uczę się online. Na trybunach, oglądając trening. Przez te 3 lata nie zauważyłeś mnie? - zapytał rozbawiony bezradnością brata. 
- Nie widziałem, przepraszam. - zapłakał znowu a ja nie wiedziałem co zrobić, więc postanowiłem zostawić braci samych przynajmniej na chwilkę, żeby Charlie doprowadził Shana do porządku. Skierowałem się w stronę salonu , gdzie siedziała imprezowa ekipa. Oparłem się o futrynę i przysłuchiwałem opowieści Nata, którego tu być nie powinno. 
- I wtedy przechodził Cook a Willow spojrzała na mnie błagalnie. No pomyślałem sobie, jestem gentlemanem i nie mogę zostawić kobiety w opałach. Więc porwałem ją w ramionach i zaczęliśmy się całować. 
 Po całej sali dobiegły mnie pomruki aprobaty. Chłopaki zbili z nim pione a Nate wyglądał na zadowolonego z siebie kretyna który stał się gwiazdą wieczoru zwierzeń. 
- Cook, zapytał co się dzieje między nami. Powiedziałem, że Low to moja laska i znowu się z nią przelizałem. Nie protestowała zanadto. 
Wezbrała we mnie złość, której nie mogłem stłumić. 
- Może, grzeczniej jak mówisz o mojej najlepszej przyjaciółce. - warknąłem gniewnie. 
- Set! Co Ty tu robisz Stary? - zapytał zdezorientowany Ethan zdejmując sobie z kolan jeszcze bardziej zaskoczoną Natalie, która momentalnie zrobiła się czerwona. 
- Przyszedłem pogadać z kumplem, ale widzę, że nie jestem tu mile widziany. 
- Żartujesz? - podbiegła do nas Natalie i rzuciła mi się na szyję. Też była już nieźle wcięta. - Musisz zostać, chłopaki opowiadają takie śmieszne historie. 
Odsunąłem ją delikatnie od siebie a ona zaraz przylepiła się do Ethana co bardzo mu się spodobało. 
- Właśnie słyszałem jedną z nich, bardzo ładnie podkoloryzowana. Szkoda, że Nate, nie umie opowiedzieć czystej prawdy, tylko musi dowodzić swojej wyższości nad nieobecnymi w tym towarzystwie. Możesz się wtedy popisać, co Nate? Możesz pokazać jakim to jesteś kozakiem. - krzyknąłem gniewnie zbliżając się do chłopaka. 
Nie robiło to na nim wrażenia. 
- Uspokój się Set, nie słyszałeś całej historii więc nie prowokuj bójki. Zresztą Willow sama tego chciała, jak powiedziała Ci inaczej, to chyba tylko po to, żebyś był zazdrosny. 
- Zazdrosny o Ciebie, a kim Ty w ogóle jesteś? Przybyłeś znikąd i nagle Low miałaby Ci się rzucić w ramiona? 
- Prędzej w moje niż w twoje. 
Musicie uwierzyć, naprawdę starałem się opanować, ale nie wytrzymałem. Ściągnąłem go z fotela za koszulę i pociągnąłem do siebie. Co do wagi należeliśmy do tego samego przedziału, jeśli chodzi o wzrost górowałem a co do mięśni.... Trudno ocenić, ale wiem, że po tym co się dzisiaj stanie idę na siłowanie, bez gadania. Trzymałem go za koszulkę a jego mina zmieniała się z dumnego siebie kretyna, na wkurzonego i pewnego siebie kretyna. Z pokoju zaczęły dobiegać odgłosy dopingu zagrzewającego do walki. 
- Co Małolacie? Przyznaj się, że sam byś chciał być na moim miejscu. 
- To moja siostra. 
- Doprawdy? Myślałem, że twoja siostra .... - zamilkł a w jego oczach było widać zbierające się łzy.Czyżby współczuł mi? A może tylko udawał, żeby wykorzystać okazję. 
- Dokończ. Co moja siostra.... - wykrzyczałem mu prosto w twarz. - Gdzie jest moja siostra? Co robi moja siostra? No powiedz. 
- Willow nie jest Cat. - powiedział spokojniej. - Wiem, że W. nie jest Ci obojętna. 
- Nie jest i nigdy nie będzie, niech to do Ciebie dotrze w końcu! 
- Puść mnie, bo zrobi się nieprzyjemnie. - rzucił wściekle zaciskając pięści. Jednak ja nie miałem zamiaru tego robić po tej uwadze o mojej siostrze, moich dwóch siostrach. 
I wtedy nie wiem co się stało, może straciłem gardę a może się zamyśliłem ale dostałem cios prosto w lewe oko. Lewy sierpowy i całkiem niezły do tego. Potoczyłem się do tyłu i wpadłem na Natalie i Ethana stojących za mną. Kiedy wyprostowałem się Nate, stał tyłem do mnie widocznie dumny z siebie jakby pozbył się natrętnego robaka. Ale nie pozbył, zapewniam. Przyszykowałem pięść, wrzasnąłem na niego, żeby się odwrócił i zrobiłem nokaut. Innymi słowy, buła na ryj. No wiecie o co mi chodzi. To wystarczyło, żeby przewrócił się przez fotel i upadł na podłogę. Nadal widziałem pełno gwiazdek, więcej niż na fladze Unii, znacznie więcej, ale byłem gotowy na odwet za jego słowa. Byłem gotowy na wszystko. Jednak innym zachciało się przerwać tę farsę. Do Nata, podbiegła Natalie i inni z ekipy, na mnie rzucił się Ethan trzymając żebym się nie wyrwał zaraz za nim przybiegli Charlie i Shane. 
- Dosyć tego! - Rzucił wkurzony Eth. - Set, przykro mi że to mówię, ale wyjdź z mojego domu natychmiast. 
Zabolało i to cholernie. Takie słowa z ust najlepszego przyjaciela są jak trucizna na serce drugiej osoby, w tym przypadku moje. Pokiwałem głową z dezaprobatą. 
- Znalazłeś sobie innego przyjaciela? - zapytałem kąśliwie. 
- Wyjdź Set. - powiedział i poszedł do Nata. 
Odwróciłem się i wyszedłem, zaraz za mną poszli Charlie i Shane. Jeden z nich obrócił mnie, tak, żebym mógł popatrzeć im w oczy. Nastała długa chwila milczenia aż odezwał się Shane. 
- Ale mu dojebałeś! Buuuja! - strzelił ze mną pione. - W końcu ktoś go utemperował i cieszę się, że to byłeś Ty. Bo ja mimo to, że chciałem, to kurcze nie miałem powodu, jakby Naomi dowiedziała się, że pobiłem się o Low to byłoby cienko. A i tak już nie jest kolorowo. 
- Będzie śliwa. - dodał Charlie kręcąc głową. - Wejdźcie do samochodu i zaczekajcie na mnie, zabieram nasze piwo i zaraz będę. 

Charlie kierował. Udaliśmy się do ich domu, gdzie zrobili mi okład na bolące oko. Wypiliśmy kilka piw, tyle aż zrobiło nam się niedobrze i wtedy wyjąłem telefon. 
Kiedy Shane to zobaczył natychmiast mi go wyrwał. 
- Nie pozwolę Ci na to stary. Jestem narypany i zaraz stracę kontakt z rzeczywistością, ale dzwonienie do osoby na której Ci zależy w takim stanie to same kłopoty. Wiem to z własnego doświadczenia. 
Zaśmiałem się w głos na jego słowa wypływające jak mądrość starego senseia po chwili słyszałem też śmiech Charliego. Wpadłem w taki głupawy nastrój, że nie mogłem przestać się śmiać aż brzuch zaczął mnie boleć. 
- To nie jest śmieszne, stary! Takie telefony powodują więcej złego niż dobrego. Charlie, przecież Ty wiesz. - powiedział jakby chciał przekonać brata do swojej racji. 
- Ty jesteś takim przypadkiem - zaczął łapiąc głośno oddech. - że powinni zaprogramować Ci w telefonie, oprócz trybu samolotowego, wibracji i wyciszonego, tryb chlanie. W końcu byłbyś bezpieczny.
- Ale ja już go mam.- buchnął śmiechem pokazując nam wyświetlacz telefonu. 
Nie mogliśmy opanować śmiechu. Po 10 minutach doszliśmy do siebie. 
- Chciałem tylko wysłać Lenie wiadomość, że nie wracam na noc do domu. 
- To by było mądre. - dodał z uznaniem kapitan drużyny - Ja bym o takich rzeczach nie myślał będąc pijanym. - pokazał mi wiadomość, którą po pijaku chciał wysłać do pokłóconej z nim Naomi. 


Pomyślałem, że to wcale nie takie głupie i może też powinienem to sobie zainstalować. Chłopaki rozłożyli dwa materace w części Charliego, bo tego wieczoru to właśnie tam mieliśmy pozostać. 
- Powiem wam, że nigdy nie czułem się gorzej potraktowany jak dzisiaj. Przez Ethana. Przez najlepszego przyjaciela. 
- Stary, on był pijany, nie masz się czym przejmować. Jutro o niczym nie będziecie pamiętać i wszystko będzie brało jak nigdy przedtem. 
- Nie to nie przejdzie. Jego słowa akurat zapamiętam jak nigdy. Nie sądziłem, że ten dzień kiedyś nadejdzie, gdzie zostawi mnie najlepszy kumpel. 
- Set, on był zdenerwowany, chciał was po prostu rozdzielić i wiedział, że któryś musi wyjść. 
- Czemu akurat ja byłem tym kimś? 
- Wiedział, że Ty to zrozumiesz i mu wybaczysz. Jakby wyrzucił Nata to Natalie też by mu powiedziała "Sajonara" Poza tym, to ty go zniszczyłeś i to jednym ciosem! Buuuum! - wrzasnął Shane zbijając ze mną pione. Którąś z kolei tego wieczoru. 
- To nadal mnie nie przekonuje. Ja bym go tak nie poświęcił dla dziewczyny. 
- Dla Natalie, pewnie nie, ale dla Low.... - zaczął Charlie wpatrując się we mnie badawczo. - Dzisiaj naprawdę się wkurzyłeś chyba pierwszy raz od ...- zamilkł nagle jakby każdy znał to bolesne zakończenie zdania. 
- Pierwszy raz od śmierci rodziny. Spokojnie Charlie, to nie zabawa w zakazane słowa. Uodporniłem się na nie, choć rana czasami jeszcze szczypie. 
Poklepał mnie po ramieniu a ja westchnąłem. 
- Może coś w tym jest. Lubię mieć Willow dla siebie. Lubię, gdy może na mnie liczyć, gdy zwierza mi się, gdy wzajemnie możemy się wspierać i jesteśmy dla siebie.... Wiecie co mam na myśli, nie? - zapytałem z nadzieją, że zrozumieją. 
- To na pewno nie przyjaźń ani nie siostrzana miłość. 
- Dlaczego nie? Widziałem was dzisiaj razem. Nasza relacja z W. wygląda identycznie. 
- Chryste.... To by się nazywało kazirodztwo. 
- Nie rób z nas gejów. Stary! 
- Set, jesteśmy bliźniakami. Jesteśmy blisko to fakt, ale no nie aż tak jak Ty z Low. Między wami widać coś więcej niż przyjaźń i możesz zaprzeczać lub nie, ale my wiemy lepiej. Nawet zrobiliśmy już zakłady. Shane powiedział, że do twojej osiemnastki będziecie już razem, ja myślę, że do świąt. Daje wam więcej czasu na uporanie się z tą krępującą sytuacją.
- Jesteście okropni. - żachnąłem się.
- Weź przestań. Jesteśmy twoimi przyjaciółmi, nie wrogami, na nas zawsze możesz liczyć. 
- Wiem i dziękuję, bo gdyby nie wy to pewnie spałbym dzisiaj w domku na drzewie. 
Zapadła chwila ciszy, którą przerwał Charlie. 
- Zdaję sobie sprawę, że to raczej osobiste pytanie, ale czy byłeś od pogrzebu rodziców w domu? 
Wziąłem głęboki oddech aż powietrze zaczęło palić mi płuca. 
- Jeszcze nie. 
To wystarczyło. Dwa proste słowa po których nie trzeba pytać o więcej. Byłem im wdzięczny. Wypiliśmy jeszcze jedno piwo a gdy nastała 3 już leżeliśmy na swoich legowiskach. Zmęczeni, pijani i poobijani. Przynajmniej ja. 

Pobudka rano przez panią Carter, nie należała do przyjemnych. Nie dość, że weszła stukając obcasami to wykrzykiwała niemiłe słowa do chłopaków za mój stan. Jakby to oni ponosili winę, że się upiłem. Na koniec swojej przemowy oblała ich wodą, ale i na mnie troszkę skapnęło.Chłopaki zawołali tęsknie.
- Jeszcze tej cudownej wody.
- Tylko mniej na nas więcej na twarz.
- Już ja wam dam łobuzy wstrętne więcej wody. Przecież z wami to jak z dziećmi! Pod prysznic i tu już! Jeden za drugim. A ja przygotuje jakieś śniadanie. - zamilkła na chwilkę ale zaraz znowu krzyknęła. - Shane, podnoś się leniu! - I Shane mimo tego, że nie chciał to wiedział, że następnym razem już tak miło nie poprosi. - Wiecie która jest godzina? - zapytała zniecierpliwiona.
- Wczesna. - wybąkał naburmuszony Shane.
- Zbyt wczesna. - dorzucił Charlie.
- Dla waszej wiadomości, właśnie zaczęła się pierwsza lekcja i tak, nie jesteście na niej, bo leżycie śmierdzący, upici i .... ach. Mam za słabe nerwy na waszą dwójkę. - dodała a ja wstałem i dopiero wtedy zobaczyła moją śliwę na oku. Której ja jeszcze nie widziałem, ale czułem że była i to nie mała.
- Nawet nie wiem jak to mam skomentować. - powiedziała po chwili trzymając ręce na ustach.
- W porządku, wiem, że nie wygląda to najlepiej. - odrzekłem z uśmiechem najbardziej szczerym na jaki było mnie stać.
- Kochanie, nie idź dzisiaj do szkoły, zadzwonię do rodziców, że źle się czujesz a oni Cię usprawiedliwią.
Propozycja była bardzo kusząca, ale nie chciałem okazać słabości przed Natem i resztą szkoły, że dostałem. On na pewno będzie w szkole więc ja też muszę tam być.
- Dziękuję, ale czuję się naprawdę dobrze. - skłamałem w nadziei że jej przenikliwe brązowe oczy tego nie dostrzegą. Po krótkiej chwili westchnęła głośno i potaknęła.
- Jak wolisz, ale jak coś to od razu poproś kogoś o pomoc, jakbyś czuł się gorzej.
- Tak zrobię. - dodałem z uśmiechem po czym zacząłem sprzątać puste butelki leżące wokół naszych materaców.
- Rozumiem Charlie, że promile jeszcze krążą w krwi i nie pojedziesz samochodem? - westchnęła żałośnie pani Carter.
- Charlie.... nie ... jest ... w .. stanie... wstać ... z ... łóżka... co ... dopiero... prowadzić... samochód...- wydukał w poduszkę.
 - Obraz nędzy i rozpaczy. Żałuję że nawet zapytałam.
Charlie wygonił ją z pokoju proponując zrobienie w końcu obiecanego śniadania i sam zwlekł się z łóżka.
Wykąpani zeszliśmy na śniadanie, wypiliśmy aspirynę, kawę a ja dodatkowo poprosiłem o coś mocnego przeciwbólowego. Pani Carter skrzywiła się na moją prośbę.
- To tak na wszelki wypadek. - rzuciłem i wsiadłem do samochodu.

Do szkoły weszliśmy razem. Trafiliśmy na dzwonek 30 minutowej przerwy, więc mieliśmy oglądalność. Dosłownie wszystkie oczy zwróciły się na nas i nie wiem czy patrzyli na wyglądającego jak zombie kapitana drużyny czy pozbawionego resztek siły witalnych lingwistę bez podstawowych znajomości hiszpańskiego czy na posiniaczonego pierwszoklasiste idącego z elitą tej szkoły.  Nie miałem pojęcia, ale widziałam, że zaraz zaczną gadać a jak pójdzie plotka to trudno będzie ją zatrzymać.
Idąc korytarzem pełnym ludzi dostrzegłem ją. Siedziała sama i z daleka poznałem że czytała kolejną książkę z serii "Olimpijscy Herosi" jej ukochanego autora. Momentalnie chciałem się zatrzymać i udać się w przeciwnym kierunku, żeby tylko mnie nie dostrzegła, żeby odłożyć w czasie nasze i tak nieuniknione spotkanie, ale w chwili kiedy chciałem zrobić manewr oderwała wzrok od książki i spojrzała prosto na mnie. Twarz jej momentalnie spoważniała i nie można było doszukać się na niej pasji czy zainteresowania ale strach i przerażenie. Wstała z miejsca zostawiając wszystkie swoje rzeczy i podeszła do mnie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz